Obecność dowolnej marki w mediach społecznościowych to dziś dla niej czasami być albo nie być, szczególnie w przypadku produktów, które nie są artykułami pierwszej potrzeby. Takimi produktami niewątpliwie są napoje energetyczne, które nie tylko łatwo zastąpić innymi markami, ale też łatwo się bez nich obejść. Nic więc dziwnego, że obecność w mediach społecznościowych jest dla takich marek ważna. Tymczasem należąca do Maspeksu marka Tiger od kilku miesięcy milczała.
Powody do milczenia były całkiem solidne. 1 sierpnia ubiegłego roku na instagramowym profilu marki umieszczono grafikę z wyprostowanym środkowym palcem i podpisem „Chrzanić to, co było. Ważne to, co będzie!”. Był to gest, którym wprost poczuli się obrażeni wszyscy, którym bliska jest pamięć tragedii Powstania Warszawskiego. Przez media społecznościowe i tradycyjne przetoczyła się w efekcie burza, a właściciel Tigera poczuł się zmuszony do przeprosin oraz wpłaty 500 tysięcy złotych na rzecz Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej.
Kolejnym skutkiem wpadki było zamilknięcie wszelkich profili marki w mediach społecznościowych na wiele miesięcy. Maspex zrezygnował ze współpracy z firmą JWT, która te kanały komunikacji obsługiwała. Również prezes Grupy Maspex Krzysztof Pawiński za całą sytuację przepraszał, m.in. w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej".
Jednak nieobecność w mediach społecznościowych na pewno nie wzmacniała Tigera. Nie dziwi więc fakt, że po dłuższej przerwie marka znów zaczęła aktywniej udzielać się na Facebooku. I postanowiła narzucić swoim odbiorcom zasady dyskusji, co w kontekście wcześniejszych działań marki wygląda, jak zauważa Spider’s Web, na hipokryzję. Marka chce, by komentujący nie dyskutowali o polityce, nie toczyli ze sobą „wojen” i nie rozmawiali o innych markach Maspeksu. Oprócz tego, jeżeli ktoś chce dowiedzieć się, co Tiger zrobił dla żyjących jeszcze uczestników Powstania, to ma pisać „na priv”.