Rz: W lutym, kiedy przejmował pan kierownictwo Polskiej Grupy Zbrojeniowej (PGZ) – narodowego holdingu obronnego o rocznych przychodach ok. 5 mld zł, zatrudniającego 17,5 tys. pracowników – zrobił pan bilans otwarcia i podsumował dokonania prezesa Arkadiusza Siwko, pana poprzednika?
Sytuacja finansowa w grupie ogólnie jest dobra, choć zapewne mamy jeszcze nad czym pracować. Są bowiem spółki mające dobrą kondycję finansową, ale również takie, które są w gorszej kondycji. Warto zaznaczyć, że poprawiły się wyniki eksportu polskiego uzbrojenia i sprzętu wojskowego, choć po załamaniu sprzedaży zagranicznej naszych wyrobów w ostatnich latach o ubiegłoroczny wzrost przychodów z eksportu nie było szczególnie trudno.
Pierwsze tygodnie urzędowania nowego prezesa, jak wieść niesie, przyniosły sporo zmian kadrowych. Czy to zapowiedź zmiany priorytetów w całej obronnej grupie?
Muszę panów rozczarować. Nie było wielu zmian kadrowych, zasadniczy zaś cel istnienia Polskiej Grupy Zbrojeniowej pozostaje niezmienny: to dostawy dobrego sprzętu dla wojska. Broń produkcji PGZ ma być dobrej jakości, tak aby Ministerstwo Obrony Narodowej (MON) chciało ją kupować, a żołnierze chcieli używać w swojej służbie dla kraju. W pozostałym zakresie nasze cele są typowe dla biznesu, tj. zwiększenie przychodów i zmniejszanie kosztów tak, by regularnie poprawiać wynik finansowy.
Czy dokonując zmiany na stanowisku szefa grupy skupiającej całą państwową branżę obronną właściciel sformułował jakieś konkretne oczekiwania? Jakie jest w tym roku najpilniejsze zadanie nowego prezesa PGZ?