Korespondencja z Nowego Jorku
Przez 40 lat układ sił w Sądzie Najwyższym był wyważony: jego decyzje sprzyjały raz wyborcom o prawicowych, a raz o lewicowych poglądach. Ale po nominacji przez Donalda Trumpa swojego kandydata ta wyrocznia prawna może się stać głosem konserwatywnych wyborców.
Na emeryturę, po 30 latach, odchodzi Anthony Kennedy – sędzia, którego głos w wielu ważnych, wręcz historycznych, sprawach przechylał w jedną lub drugą stronę ostateczną decyzję Sądu Najwyższego.
Kennedy to sędzia nominowany przez republikańskiego prezydenta Ronalda Reagana w 1987 r. „Nie był tak radykalnie konserwatywny, jak życzyliby sobie zwolennicy Reagana, ale w wielu sytuacjach głosował po ich myśli” – komentuje Adam Liptak, ekspert ds. prawnych z „New York Timesa”. Tak było m.in. w 2000 r., gdy ważył się los wyników wyborów prezydenckich: gdy czterech na dziewięciu sędziów Sądu Najwyższego opowiedziało się za przyznaniem wygranej Alowi Gore’owi, Kennedy dołączył do drugiej połowy i przeważył decyzję na rzecz George’a W. Busha. W 2008 r. jego głos był tym, który zdecydował o daniu Amerykanom prawa do posiadania broni w domu.
Było też jednak wiele innych historycznych głosowań, w których głos Kennedy’ego przyczynił się do werdyktu popierającego wartości lewicowe. W 1992 r. stanął po stronie sędziów liberałów, gdy ważyły się losy prawa do aborcji. Głosował za ograniczeniem kary śmierci, równouprawnieniem czarnoskórych i białych studentów i wreszcie w 2015 r. dzięki niemu w Ameryce legalne stały się małżeństwa homoseksualne. „Pary tej samej płci nie chcą degeneracji instytucji małżeństwa, ale raczej chcą żyć związane węzłem małżeńskim” – powiedział Kennedy po tej decyzji.