Sprawa zabójstwa Ewy Tylman wg. Brunona Hołysta

O głośnym poznańskim procesie mówi kryminolog z Uczelni Łazarskiego.

Aktualizacja: 15.01.2017 09:19 Publikacja: 15.01.2017 07:00

Sprawa zabójstwa Ewy Tylman wg. Brunona Hołysta

Foto: PAP, Jakub Kaczmarczyk

Rz: Mamy proces poszlakowy oskarżonego o zabójstwo Ewy Tylman, choć jest sporo dowodów. W procesie poszlakowym trzeba jednak wykluczyć inne wersje. A tu mamy tragedię nad rzeką, narzuca się więc wersja najprostsza, że poślizgnęła się i wpadła do rzeki. Że to był wypadek, Co pan profesor na to?

Brunon Hołyst: Ja wykluczam wersję, że Ewa Tylman przypadkowo wpadła do rzeki. Po co by schodziła z głównego traktu swojego marszu, czyli z mostu św. Rocha? To nieprawdopodobne.

A samobójstwo?

Wykluczam także tę wersję. Gdyby to była inna pora roku, pogoda, słońce świeciło, to rozumiem, że nie chce iść ulicą, idzie brzegiem rzeki. Jeżeli jednak jest koniec listopada, ciemno, głucho, w każdym razie pogoda nie sprzyja marszowi nad brzegiem rzeki.

A jeśli depresja kogoś dopadnie...

Przecież ona nie była depresyjna, tylko pod wpływem alkoholu. Nie wydaje mi się, żeby alkohol podsunął jej zejście z ulicy prosto nad wodę. Wykluczam samobójstwo, bo nie było żadnych symptomów, żeby chciała popełnić samobójstwo. Czyli zostaje nam wersja zabójstwa.

Jeszcze, panie profesorze, pozostaje wersja, być może mało prawdopodobna: udział osób trzecich. Nikt nie widział, co było za tym wałem. Teoretycznie mógł tam być ktoś jeszcze?

Wszystkie okoliczności wskazują, że nikogo tam nie było. Ale nawet gdyby był, to widząc kobietę w towarzystwie mężczyzny, nie podjąłby żadnych działań agresywnych i nieprzyjaznych wobec tej kobiety. Gdyby była sama, to moglibyśmy snuć pewne przypuszczenia, domysły, prawdopodobieństwa itd. Ale ona była faktycznie okupowana przez Adama Z.

Rozumiem, że te wnioski wyciąga pan profesor z nagrań, do których zresztą przywiązuje dużą wagę...

Kieruję się także intuicją kryminalistyczną w rekonstrukcji zdarzenia. Faktem jest, że nagrania są dowodem dość mocnym, pierwotnym, nie akurat co do czynu przestępczego, ale innych istotnych zdarzeń, poszlak. Samobójstwo wykluczam, czyli pozostaje nam zabójstwo z dolus eventualis. Jeżeli widzę, że osoba, której towarzyszę, jest w niebezpieczeństwie, a oskarżony mówi w jednym z wyjaśnień, że widział jej wystające ręce z wody, to co normalnie człowiek robi? Pędzi ratować, a nie odwraca się w innym kierunku.

A przynajmniej krzyczę, wołam pomocy...

Krzyczę, wołam pomocy... W każdym razie podejmuję jakieś działanie. A tutaj on mówi, że nawet nie wie, jak ona zginęła.

Najbardziej naturalną wersją obrończą byłoby tłumaczenie, że to nieszczęśliwy wypadek. A gdyby był niesprawiedliwie oskarżony, to raczej spodziewałbym się jakiejś rozpaczy, agresji, a nie wesołkowatości na sali rozpraw.

Zachowanie Adam Z. wykazuje trochę cechy psychopatyczne. On się uśmiecha głupio.

Człowiek, który stoi pod zarzutem najcięższego przestępstwa, jakim jest zabójstwo, uśmiecha się? To coś nienormalnego. Oczekiwałbym wołania o pomoc wymiaru sprawiedliwości, a nie oświadczenia: zostałem wplątany.

Wierzy pan w ten argument?

Przez kogo został wplątany w tę sprawę? Nie wierzę także, że policjanci mogli go zmuszać do złożenia określonych wyjaśnień. To nie są czasy sprzed 60 lat, gdy policjant był panem postępowania, mógł z podejrzanym zrobić, co chciał. Już nie te czasy, żeby zastosowali takie nielegalne metody przy przesłuchaniu.

Czym tłumaczyć dość wyraźną swobodę oskarżonego?

On symuluje, że jest taki pewny siebie, że go nie obchodzi, co się dzieje. Że to jest dla niego sprawa zupełnie jakby obca, jakby on nie był głównym aktorem tego postępowania.

To trzeba potrafić robić?

Mnie się zdaje, że jednak korzysta z jakichś doradców. Przecież to jest młody chłopak, 25-letni. Nie widziałem jego twarzy, żeby można było coś z niej wyczytać. Nie chcę niczego sugerować, kto mu doradza. Proszę zwrócić uwagę, że on po tym tragicznym zdarzeniu dwa tygodnie był na wolności, czyli mógł się nawet przygotować do tego, że będzie podejrzany.

Czy to nie dziwne, że na pierwszej rozprawie tak mocno wyeksponowano wątek odmienności płciowej? Czy to jest istotne?

Tutaj ma znaczenie, bo to jest element taktyki obrony, że oskarżony nie mógł popełnić tego przestępstwa z motywów seksualnych.

Ale mógł popełnić z innych motywów?

No właśnie, ale chcą osłabić jego winę poprzez podkreślenie innej orientacji seksualnej.

Wygląda na to, że nie mamy motywu w tej sprawie?

Dla mnie w każdej sprawie karnej najważniejszy jest motyw. Musi być motyw, bo każde działanie człowieka jest umotywowane. A literatura amerykańska idzie jeszcze dalej, nawet nieświadome działania człowieka też mają motyw. Motyw jest podstawowym czynnikiem psychicznym, który wyznacza kierunek naszego działania w życiu codziennym i w życiu przestępczym. Jeżeli jest prawdą, że on jest homoseksualistą, to jak wynika to także z analizy literatury psychiatrycznej, szczególnie psychiatrii sądowej, nawet takie osoby w określonych sytuacjach mogą popełnić przestępstwo seksualne w odniesieniu do osoby heteroseksualnej. W czasie tych audycji telewizyjnych wysunąłem inną propozycję interpretatywną, że być może, ona w pewnym momencie zaczęła się naśmiewać z jego orientacji. I to mogło u niego spowodować kumulację tych negatywnych emocji.

A gdy nie będzie motywu. Czy można skazać bez motywu?

Nie wiem, czy sądowi się uda ustalić motyw. Oczywiście, że bez motywu można skazać. Motyw nie jest koniecznym warunkiem odpowiedzialności karnej.

Jeśli nie zabójstwo, to co?

Gdyby nie ostała się wersja zabójstwa, to sąd może zmienić kwalifikację na nieudzielenie pomocy. Wszyscy się skupili na tym zabójstwie, a ewidentnie nie udzielił pomocy. To nawet nie wymaga wielkiego udowadniania. Sam mówi, że ją zostawił. Nie wie, jak zginęła, w jakich to było okolicznościach, bo on poszedł do domu. —rozmawiał Marek Domagalski

Rz: Mamy proces poszlakowy oskarżonego o zabójstwo Ewy Tylman, choć jest sporo dowodów. W procesie poszlakowym trzeba jednak wykluczyć inne wersje. A tu mamy tragedię nad rzeką, narzuca się więc wersja najprostsza, że poślizgnęła się i wpadła do rzeki. Że to był wypadek, Co pan profesor na to?

Brunon Hołyst: Ja wykluczam wersję, że Ewa Tylman przypadkowo wpadła do rzeki. Po co by schodziła z głównego traktu swojego marszu, czyli z mostu św. Rocha? To nieprawdopodobne.

Pozostało 91% artykułu
Praca, Emerytury i renty
Płaca minimalna jeszcze wyższa. Minister pracy zapowiada rewolucję
Prawo dla Ciebie
Nowe prawo dla dronów: znikają loty "rekreacyjne i sportowe"
Prawo karne
Przeszukanie u posła Mejzy. Policja znalazła nieujawniony gabinet
Sądy i trybunały
Trybunał Konstytucyjny na drodze do naprawy. Pakiet Bodnara oceniają prawnicy
Mundurowi
Kwalifikacja wojskowa 2024. Kobiety i 60-latkowie staną przed komisjami