W weekend Związek Nauczycielstwa Polskiego, rodzice, organizacje pozarządowe i opozycyjne partie polityczne rozpoczęły zbiórkę podpisów pod wnioskiem o referendum dotyczącym zmian w oświacie. Chcą w nim zapytać Polaków, czy popierają zmiany w edukacji, które mają wejść w życie 1 września 2017 r. Najważniejszą jest likwidacja gimnazjów i wprowadzenie w ich miejsce ośmioletniej szkoły podstawowej.
Wniosek trafi do Sejmu, gdy podpisze się pod nim 500 tys. osób. – Wszystko wskazuje na to, że uda nam się tyle zebrać. Sądzę, że nawet będzie ich znacznie więcej – mówi Sławomir Broniarz, szef ZNP. W dwa dni związkowcom udało się zebrać blisko 130 tys. podpisów. – Bardziej precyzyjne liczby podamy pod koniec tygodnia. W piątek dostaniemy listy od organizacji rodziców – mówi Broniarz.
Zbiórka podpisów potrwa do końca marca. Nie wiadomo jednak, co się z nimi stanie później. Gdy w poprzedniej kadencji Sejm odrzucił złożony przez Solidarność wniosek o referendum w sprawie podniesienia wieku emerytalnego, spotkało się to z ogromną krytyką ze strony PiS. Politycy partii Kaczyńskiego zapewniali wówczas, że nie zlekceważą żadnej inicjatywy obywateli.
Dziś jednak słychać inne głosy. Minister edukacji Anna Zalewska regularnie przypomina, że PiS szedł do wyborów z postulatem likwidacji gimnazjów. A ich wygrana świadczy o tym, że Polacy już wcześniej poparli proponowane przez nich reformy. Jej zdaniem obecny rząd realizuje postulaty zmian w edukacji, o które pytano we wniosku o przeprowadzenie referendum w sprawie m.in. sześciolatków i pod którym podpisało się blisko milion osób.
W podobnym tonie wypowiada się marszałek Senatu Stanisław Karczewski. W poniedziałek w Radiu Zet stwierdził, że nie widzi potrzeby przeprowadzania referendum edukacyjnego. Jego zdaniem sama inicjatywa jest spóźniona, bo zmiany w systemie edukacji są już obowiązującym prawem, a „referendum nie może być wytrychem, który wszystko otwiera".