Jest jak bohater kina akcji, który wbiega do płonącego budynku. Za chwilę widzimy, jak wali się dach, nad rumowiskiem unosi się dym, w niebo strzelają iskry. Myślimy „to koniec", a on wychodzi z osmaloną twarzą i otrzepuje z kurtki kurz. W życiu przeżył już kilka sytuacji, które mogły zakończyć jego karierę, zanim na dobre się rozpędziła.
Talent do futbolu miał zawsze, do kłopotów też. Jedno napędzało drugie, bo im wyżej się wspinał w piłkarskiej hierarchii, tym głośniej było o jego pozaboiskowych problemach. W Pogoni Szczecin szybko się na nim poznali, specjalnie przeniesiono go do innej podstawówki, by miał bliżej na treningi. Jako 11-letni chłopak grał ze starszymi o kilka lat kolegami, rozwijał się. Zaczął też jednak opuszczać lekcje, zdarzyło mu się podrobić ocenę w dzienniku lekcyjnym. To był początek problemów, bo jak sam wspominał, starsi koledzy zabrali go po raz pierwszy do kasyna. W 20 minut wygrał tyle, ile dostawał z klubu przez miesiąc (nie były to duże kwoty) i lawina ruszyła.
W pewnym momencie wydawało się, że przegra karierę. Wielu było takich, którzy w młodym wieku trafiali do Warszawy i nie potrafili się tam odnaleźć. Mieszkał sam, nikt go na co dzień nie kontrolował, zarabiał dobre pieniądze.
Grosicki, zamiast koncentrować się na treningach, odwiedzał kasyna. Przegrywał, zarywał noce. Taka rzecz nie może się ukryć, nawet w stolicy i w Legii też się oczywiście o tym dowiedzieli. Nic nie pomagało, ani rozmowy z Jackiem Magierą, który w Legii był specjalistą od wychowywania młodzieży, ani odwiedziny ojca. Mówił, że idzie do kolegi na mecz, a skręcał do kasyna. To była prosta droga do końca piłkarskiej kariery i jeszcze gorszych kłopotów w życiu. Potrzebne były radykalne posunięcia. Ośrodek leczenia uzależnień na Mazurach był jednym z etapów wychodzenia na prostą, chociaż zakręt był wyjątkowo długi, czego Grosicki nie ukrywa i podkreśla, że z uzależnienia od hazardu tak naprawdę nie da się skutecznie wyleczyć, i do dziś musi się kontrolować. W Legii nie zaistniał, rozegrał niewiele ponad dziesięć spotkań. Zdecydował się na wypożyczenie do Szwajcarii. Nowe otoczenie w Sionie nie pomogło. W klubie miał kłopoty, rzekomo zdarzyło mu się opuszczać treningi, zrezygnował z lekcji francuskiego. Zamiast wyjść na prostą, wpadł w kolejny zakręt.
W mediach było głośno o nieporozumieniach piłkarza ze Sionem. Grosicki trafił tam w lutym 2008 roku, a już w lecie negocjował kontrakt z Jagiellonią. Wydawało się, że odejdzie do Białegostoku, ale Szwajcarzy wezwali go z powrotem. Podsunęli mu dokument, który miał być porozumieniem między piłkarzem a klubem, a po przetłumaczeniu okazał się zrzeczeniem wynagrodzenia do końca trwania wypożyczenia.