Kamil Grosicki: Turbonapęd reprezentacji

Kamil Grosicki kiedyś żył od kłopotów do kłopotów. Teraz koncentruje się na futbolu i jest jednym z najważniejszych piłkarzy Adama Nawałki.

Publikacja: 18.06.2018 00:01

Kamil Grosicki

Kamil Grosicki

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak

Jest jak bohater kina akcji, który wbiega do płonącego budynku. Za chwilę widzimy, jak wali się dach, nad rumowiskiem unosi się dym, w niebo strzelają iskry. Myślimy „to koniec", a on wychodzi z osmaloną twarzą i otrzepuje z kurtki kurz. W życiu przeżył już kilka sytuacji, które mogły zakończyć jego karierę, zanim na dobre się rozpędziła.

Talent do futbolu miał zawsze, do kłopotów też. Jedno napędzało drugie, bo im wyżej się wspinał w piłkarskiej hierarchii, tym głośniej było o jego pozaboiskowych problemach. W Pogoni Szczecin szybko się na nim poznali, specjalnie przeniesiono go do innej podstawówki, by miał bliżej na treningi. Jako 11-letni chłopak grał ze starszymi o kilka lat kolegami, rozwijał się. Zaczął też jednak opuszczać lekcje, zdarzyło mu się podrobić ocenę w dzienniku lekcyjnym. To był początek problemów, bo jak sam wspominał, starsi koledzy zabrali go po raz pierwszy do kasyna. W 20 minut wygrał tyle, ile dostawał z klubu przez miesiąc (nie były to duże kwoty) i lawina ruszyła.

W pewnym momencie wydawało się, że przegra karierę. Wielu było takich, którzy w młodym wieku trafiali do Warszawy i nie potrafili się tam odnaleźć. Mieszkał sam, nikt go na co dzień nie kontrolował, zarabiał dobre pieniądze.

Grosicki, zamiast koncentrować się na treningach, odwiedzał kasyna. Przegrywał, zarywał noce. Taka rzecz nie może się ukryć, nawet w stolicy i w Legii też się oczywiście o tym dowiedzieli. Nic nie pomagało, ani rozmowy z Jackiem Magierą, który w Legii był specjalistą od wychowywania młodzieży, ani odwiedziny ojca. Mówił, że idzie do kolegi na mecz, a skręcał do kasyna. To była prosta droga do końca piłkarskiej kariery i jeszcze gorszych kłopotów w życiu. Potrzebne były radykalne posunięcia. Ośrodek leczenia uzależnień na Mazurach był jednym z etapów wychodzenia na prostą, chociaż zakręt był wyjątkowo długi, czego Grosicki nie ukrywa i podkreśla, że z uzależnienia od hazardu tak naprawdę nie da się skutecznie wyleczyć, i do dziś musi się kontrolować. W Legii nie zaistniał, rozegrał niewiele ponad dziesięć spotkań. Zdecydował się na wypożyczenie do Szwajcarii. Nowe otoczenie w Sionie nie pomogło. W klubie miał kłopoty, rzekomo zdarzyło mu się opuszczać treningi, zrezygnował z lekcji francuskiego. Zamiast wyjść na prostą, wpadł w kolejny zakręt.

W mediach było głośno o nieporozumieniach piłkarza ze Sionem. Grosicki trafił tam w lutym 2008 roku, a już w lecie negocjował kontrakt z Jagiellonią. Wydawało się, że odejdzie do Białegostoku, ale Szwajcarzy wezwali go z powrotem. Podsunęli mu dokument, który miał być porozumieniem między piłkarzem a klubem, a po przetłumaczeniu okazał się zrzeczeniem wynagrodzenia do końca trwania wypożyczenia.

Grosicki ostatecznie odszedł ze Sionu, wrócił do Szczecina, przez kilka miesięcy nie grał w piłkę, trenował jedynie z ojcem. Był załamany, ale miał 21 lat, ogromy talent i jeszcze czas, żeby zacząć nowe życie.

Rękę do niego wyciągnęła Jagiellonia, a Grosicki wreszcie podjął dobrą decyzję. Cezarego Kuleszę nazywa drugim ojcem i opowiada, jak wiele mu zawdzięcza. Prezes klubu uwierzył w niego, chociaż wielu mogłoby zadać pytanie: po co mu piłkarz z ogromnym talentem, ale też stwarzający nieustannie problemy? Jagiellonia najpierw Grosickiego wypożyczyła, a potem wykupiła z Legii wykładając 500 tys. złotych za zawodnika ze skłonnościami do samozniszczenia.

Jagiellonia i Grosicki to również nie był łatwy związek. Białystok nie oferował tak wielu pokus jak Warszawa, ale jeśli się dobrze poszukało kłopotów, to i na Podlasiu można było je znaleźć. Na Wielkanoc piłkarz został w mieście sam. Odwiedził go prezes, ale potem wpadł jeszcze Dariusz Czykier, pojawiła się butelka, a potem pomysł, żeby iść się zabawić.

Tak trafili do kasyna. Grosickiego wypatrzyli kibice, donieśli prezesowi. Szybka akcja ratunkowa i piłkarz został z kasyna wydobyty na ulicę, a tam „wytargany za ucho", jak sam to określił. Prezesowsko-ojcowska ręka była potrzebna i skuteczna. Dwa dni później panowie wyjaśnili sprawę, a piłkarz został w klubie i grał naprawdę dobrze. Ożenił się, a na jego weselu grał słynny zespół discopolowy Boys (pomógł to załatwić prezes Kulesza, który jest właścicielem wytwórni płytowej Green Star, specjalizującej się w tym gatunku muzyki).

W końcu Grosicki drugi raz wyjechał do zagranicznego klubu, tylko że teraz był o wiele lepiej przygotowany do transferu. Postawił na drużynę może niezbyt medialną, turecki Sivasspor, ale transfer okazał się dobrym posunięciem. Niał miejsce w podstawowym składzie, zdobywał bramki, zaliczał asysty. Nie było słychać o żadnych problemach poza boiskiem.

Wreszcie zaznaczył swoją obecność w reprezentacji Polski, która zawsze potrzebowała błyskotliwych skrzydłowych. Franciszek Smuda powołał go do kadry na Euro 2012 i nawet wpuścił na boisko w trzecim meczu grupowym – przeciwko reprezentacji Czech. Prawdziwym filarem czy raczej motorem napędowym reprezentacji stał się jednak dopiero za kadencji Adama Nawałki. Dojrzał jako piłkarz i jako człowiek, zostawił za sobą kłopoty, trafił do mocnej ligi francuskiej. Zagrał na Euro 2016, chociaż tuż przed wylotem na turniej doznał kontuzji ręki. Po awansie piłkarze cieszyli się w szatni, śpiewając discopolowy przebój „Przez twe oczy zielone". Wodzirejem był Grosicki.

Na boisku świetnie rozumie się z Robertem Lewandowskim. Potrafią przeprowadzić efektowne akcje, jak w przegranym 1:3 starciu z Niemcami w eliminacjach Euro 2016, gdy Grosicki dośrodkował zewnętrzną częścią stopy, a kapitan reprezentacji strzałem głową pokonał Manuela Neuera. Czasami podaje też Lewandowski, a strzela Grosicki – tak było w starciu z Czarnogórą na Stadionie Narodowym (4:2).

Kiedy jest w dobrej formie, bywa za szybki dla większości obrońców w Europie. Podczas meczu w Bukareszcie w eliminacjach mundialu, goniło go czterech Rumunów, a on i tak zdobył bramkę, strzelając mocno, pod poprzeczkę.

Spełnił także jedno ze swoich marzeń, czyli zagrał w angielskiej Premier League, chociaż na pewno te 15 spotkań go nie zadowala. Był bliski przejścia do Burnley, ale w ostatniej chwili transfer padł. Hull City, gdzie trafił w styczniu 2017 roku spadło z ligi, a polski skrzydłowy podzielił los drużyny. Czy wróci na najwyższy poziom rozgrywkowy w Anglii? Zimą o Polaka starało się Derby County, które walczyło o awans, ale jednak nie udało się tej drużynie wrócić do Premier League.

Czy wróci do niej Grosicki? Ma już 30 lat, ale ciągle jest w świetnej formie i może być wzmocnieniem dla wielu drużyn. Jeśli dobrze zagra w Rosji, chętni zapewne się znajdą.

Jest jak bohater kina akcji, który wbiega do płonącego budynku. Za chwilę widzimy, jak wali się dach, nad rumowiskiem unosi się dym, w niebo strzelają iskry. Myślimy „to koniec", a on wychodzi z osmaloną twarzą i otrzepuje z kurtki kurz. W życiu przeżył już kilka sytuacji, które mogły zakończyć jego karierę, zanim na dobre się rozpędziła.

Talent do futbolu miał zawsze, do kłopotów też. Jedno napędzało drugie, bo im wyżej się wspinał w piłkarskiej hierarchii, tym głośniej było o jego pozaboiskowych problemach. W Pogoni Szczecin szybko się na nim poznali, specjalnie przeniesiono go do innej podstawówki, by miał bliżej na treningi. Jako 11-letni chłopak grał ze starszymi o kilka lat kolegami, rozwijał się. Zaczął też jednak opuszczać lekcje, zdarzyło mu się podrobić ocenę w dzienniku lekcyjnym. To był początek problemów, bo jak sam wspominał, starsi koledzy zabrali go po raz pierwszy do kasyna. W 20 minut wygrał tyle, ile dostawał z klubu przez miesiąc (nie były to duże kwoty) i lawina ruszyła.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Czy Witold Bańka krył doping chińskich gwiazd? Walka o władzę i pieniądze w tle
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Sport
Chińscy pływacy na dopingu. W tle walka o stanowisko Witolda Bańki
Sport
Paryż 2024. Dlaczego Adidas i BIZUU ubiorą polskich olimpijczyków
sport i polityka
Wybory samorządowe. Jak kibice piłkarscy wybierają prezydentów miast
Sport
Paryż 2024. Agenci czy bezdomni? Rosjanie toczą olimpijską wojnę domową