Bartosz Bosacki: Miły powrót do przeszłości

Strzelec dwóch ostatnich bramek na mundialu dla Polski o swoich wspomnieniach z Niemiec i szansach drużyny Adama Nawałki.

Aktualizacja: 22.05.2018 11:35 Publikacja: 22.05.2018 10:21

Bartosz Bosacki

Bartosz Bosacki

Foto: Fotorzepa/Bartosz Jankowski

Nie ma pan już dość pytań o te dwa gole w meczu z Kostaryką?

Przyzwyczaiłem się, że za każdym razem jestem o to pytany. Zresztą, to miły powrót do przeszłości. Nigdy nie unikałem wywiadów. Zdaję sobie sprawę, że to była i wciąż jest część mojej pracy.

Wygląda na to, że po mundialu w Rosji telefon będzie dzwonić rzadziej. Trudno sobie wyobrazić, byśmy nie strzelili tam choćby jednej bramki...

Rozmawiałem ostatnio na ten temat z Robertem Lewandowskim. Życzę chłopakom, by osiągnęli lepszy wynik niż my czy nasi poprzednicy w Korei, ale pamiętajmy, że na mistrzostwa nie przyjeżdżają przypadkowe zespoły.

Mundial w Korei sprowadził nas na ziemię. Do Niemiec nie jechaliśmy już tak pewni siebie, ale wyjście z grupy miało być formalnością.

Wszyscy mówili już o drugim spotkaniu z gospodarzami, zapominając o Ekwadorze. Kilka miesięcy przed turniejem graliśmy z nimi towarzysko, zwyciężyliśmy 3:0 i wydawało się, że nic nam nie grozi.

Ten wygrany sparing uśpił naszą czujność?

Mogło się tak zdarzyć. Nie twierdzę, że był to główny powód. Zawsze powtarzam, że wszystko zaczyna się i kończy w głowach. Płynące z różnych stron głosy, że pokonanie Ekwadoru to obowiązek, a dobry wynik z Niemcami da nam przepustkę do fazy pucharowej, być może miały wpływ na naszą postawę.

Trener Paweł Janas zastanawiał się niedawno w jednym z wywiadów, czy powodem porażki nie było zbyt luźne podejście do pierwszego meczu. W szatni odwiedził was premier Marcinkiewicz, były żarty...

Być może takie rozluźnienie wkradło się w nasze szeregi, ale nie był to decydujący czynnik. Przespaliśmy początek spotkania, a Ekwador to wykorzystał.

Analitycy kadry przestrzegali przed sposobem, w jaki rywale wykonują wyrzuty z autu. Nie pomogło, po takim właśnie zagraniu straciliśmy gola...

To nie powinno się wydarzyć, nie zachowaliśmy koncentracji. Na takim turnieju nie można sobie pozwolić na chwilę nieuwagi. To nie rozgrywki ligowe, nie ma gdzie odrabiać strat. Czasem nawet dwa korzystne wyniki mogą nie wystarczyć do wyjścia z grupy, dlatego uczulam chłopaków, żeby byli w pełni skupieni już od początku zgrupowania.

Teraz mamy w grupie Kolumbię. Ćwierćfinalista mundialu w Brazylii może się pochwalić świetnym bilansem meczów z rywalami z Europy. W marcu pokonał Francję.

Potwierdza się to, o czym wcześniej mówiłem – na mistrzostwach świata nie ma słabych zespołów. Na co dzień nie interesujemy się futbolem w Ameryce Południowej czy Afryce, ale to, w jakich klubach grają poszczególni piłkarze Kolumbii czy Senegalu, musi robić wrażenie. Tym bardziej, że ta lista nie ogranicza się do pięciu czy sześciu nazwisk. Myślę, że selekcjonerzy naszych przeciwników mają duży ból głowy, żeby wybrać optymalną jedenastkę czy nawet kadrę, która pojedzie na turniej.

Sporo mówi się o tym, że terminarz nie jest naszym sprzymierzeńcem. Zaczynamy od spotkania z Senegalem, a wiadomo, jak poważnie pierwszy mecz traktują drużyny z Afryki.

Krótko po losowaniu usłyszałem, że mamy łatwą grupę, że Senegalczycy popadają w konflikty i kłócą się o pieniądze. Tyle, że trudno liczyć na to już przed pierwszym spotkaniem. Wierzę głęboko, że reprezentacja Nawałki nie powtórzy naszych błędów. Jest bogatsza o nasze doświadczenia, poza tym nauczyła się grać na wielkich turniejach. Stać ją na sukces w Rosji, ale mam też świadomość, że nie będzie o to łatwo.

Nie martwi pana przegrany sparing z Nigerią?

Absolutnie nie. Wynik nie był na pierwszym planie. Trener Nawałka próbował różnych rozwiązań, chciał się przyjrzeć kilku zawodnikom.

Jak się panu podoba testowane przez selekcjonera ustawienie z trzema obrońcami?

Nie chce mi się wierzyć, że trener zdecyduje się od początku na system, w którym nie graliśmy w eliminacjach. Być może się mylę, ale nie sądzę, by zmieniał coś, co do tej pory funkcjonowało i przyniosło nam awans. To jeden z elementów sprawdzanych na jakiś wypadek, plan awaryjny.

Przed mundialem w Niemczech, podobnie jak cztery lata wcześniej, sporo mówiło się o sprawach pozasportowych. Brak powołań dla Jerzego Dudka i Tomasza Frankowskiego, a także dla Tomasza Kłosa i Tomasza Rząsy rozbił drużynę?

Było wokół tego dużo zamieszania, ale podczas mistrzostw ten temat nie był już poruszany. Sam pojechałem tam w dziwnych okolicznościach, bo w ostatniej chwili zastąpiłem Damiana Gorawskiego (błędnie zdiagnozowano u niego wadę serca – przyp. red.). Szykowałem się na wakacje, kolejnego dnia miałem zarezerwowany lot, ale wieczorem zadzwonił trener Maciej Skorża, by zapytać, czy dam radę dotrzeć do Warszawy. W mediach pojawiła się informacja, że zastanawiam się, czy jechać na mundial. Ale to nie miało nic wspólnego z prawdą – po prostu sprawdzałem, co muszę zrobić, by być rano w stolicy: wsiąść w samochód czy kupić bilet na pociąg. W końcu wybrałem samolot. Mój przykład pokazuje, że do tej 23-osobowej grupy można się załapać nawet chwilę przed turniejem. Trzeba wierzyć do samego końca.

Dostał pan szansę w drugim spotkaniu z Niemcami, tworząc parę środkowych obrońców z Jackiem Bąkiem. Do 90. minuty utrzymywał się bezbramkowy remis, który dawał nam jeszcze nadzieję na awans...

Myślę, że ten mecz w naszym wykonaniu nie był zły. Oczywiście, gospodarze byli drużyną przeważającą, może nie stwarzaliśmy tylu sytuacji, ile byśmy chcieli, ale realizowaliśmy swój plan. Niestety, nie udało się utrzymać koncentracji do ostatniego gwizdka sędziego.

Wszyscy pamiętają pana dwa gole z Kostaryką, ale to chyba właśnie mecz z Niemcami był pana najważniejszym występem w kadrze...

Te dwie bramki to w moim życiu wielkie wydarzenie i nikt mi tego nie zabierze. Ale jeśli chodzi o zadania defensywne czy większe możliwości wykazania się, to w spotkaniu z gospodarzami wypadłem lepiej.

Wracał pan do Polski jako jeden z nielicznych piłkarzy z podniesioną głową. Czuł pan, że kibice nie mają do pana pretensji?

Zdawałem sobie sprawę, że jestem elementem całej układanki i jako zespół zawiedliśmy. Za każdym razem powtarzam, że gole z Kostaryką były dwiema łyżeczkami cukru na dzbanek gorzkiej herbaty. Ale niewątpliwie szum wokół tych bramek był i trwa do dzisiaj, bo była to jedna z niewielu pozytywnych rzeczy, jakie na tamtych mistrzostwach nas spotkały.

Jakie to uczucie dla obrońcy być najlepszym strzelcem reprezentacji na mundialu?

Nigdy tego w takich kategoriach nie rozpatrywałem. Zostałem wybrany graczem meczu, otrzymałem mały puchar. Fajna pamiątka. Ale najważniejsze było zwycięstwo i fakt, że daliśmy kibicom trochę radości na pożegnanie.

Doping na niemieckich stadionach miał być naszym ogromnym atutem. Kibice śpiewali: „Gramy u siebie". Ale czy ta cała otoczka mistrzostw was nie przygniotła?

Mundial to zupełnie inna bajka, nie da się go porównać z innymi imprezami. Zawodnikom potrzebne jest wsparcie psychologa, nam tego zabrakło. Nie mówię o indywidualnych sesjach, ale o zwykłej rozmowie po treningu. Gdyby ktoś taki był przy naszej drużynie, potrafiłby ocenić, kto w danym momencie ma jakieś kłopoty, nie radzi sobie z presją. Dziś w reprezentacji są osoby od przygotowania mentalnego, jest również trener Nawałka, który docierania do głów piłkarzy nauczył się, współpracując z Leo Beenhakkerem. Holender był w tym mistrzem.

Niektórym zawodnikom zarzucano, że nie dorośli do reprezentacji, bo na rozgrzewkę przed meczem z Ekwadorem wyszli jak turyści z kamerami i aparatami...

To szukanie dziury w całym. Kilka dni później można było zobaczyć, że Brazylijczycy robią to samo. Gdybyśmy nie przegrali z Ekwadorem, tematu pewnie by nie było.

Dla liderów kadry Nawałki to być może ostatnia szansa, żeby osiągnąć sukces z reprezentacją. Łukasz Fabiański, Kamil Glik, Łukasz Piszczek i Jakub Błaszczykowski przekroczyli już trzydziestkę, Lewandowski 30. urodziny będzie obchodzić w sierpniu.

Nie zaglądam nikomu w metrykę. Wielu piłkarzy pokazuje, że na wysokim poziomie można grać także w wieku 34 czy 38 lat.

Pana ostatni mecz w biało-czerwonej koszulce odbył się w smutnych okolicznościach. W Mariborze przegraliśmy ze Słowenią aż 0:3, straciliśmy szanse na awans do MŚ w RPA, a trener Beenhakker o zwolnieniu dowiedział się od dziennikarzy. Jakże inne standardy od dzisiejszych...

Nie ma sensu tego roztrząsać, trzeba patrzeć w przyszłość. Przez te prawie dziesięć lat dużo zmieniło się na korzyść. Chwała prezesowi Zbigniewowi Bońkowi, że tak to wszystko poukładał.

Nie żałuje pan, że nie doczekał lepszych czasów?

Nie podchodzę do tego w ten sposób. Miałem swoje pięć minut i starałem się jak najlepiej je wykorzystać.

Czym się pan dziś zajmuje?

Działam w dwóch branżach: marketingu i PR oraz medycznej. Jestem współudziałowcem kliniki rehabilitacyjnej.

- Bartosz Bosacki, były obrońca Lecha Poznań, Amiki Wronki i FC Nuernberg. W polskiej ekstraklasie rozegrał ponad 300 meczów, w reprezentacji Polski – 20.

Nie ma pan już dość pytań o te dwa gole w meczu z Kostaryką?

Przyzwyczaiłem się, że za każdym razem jestem o to pytany. Zresztą, to miły powrót do przeszłości. Nigdy nie unikałem wywiadów. Zdaję sobie sprawę, że to była i wciąż jest część mojej pracy.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
NOWE TECHNOLOGIE
Pranksterzy z Rosji coraz groźniejsi. Mogą używać sztucznej inteligencji
Sport
Nie żyje Julia Wójcik. Reprezentantka Polski miała 17 lat
Olimpizm
MKOl wydał oświadczenie. Rosyjskie igrzyska przyjaźni są "wrogie i cyniczne"
Sport
Ruszyła kolejna edycja lekcji WF przygotowanych przez Monikę Pyrek
Sport
Witold Bańka: Igrzyska olimpijskie? W Paryżu nie będzie zbyt wielu Rosjan