Kiedy 12 lat temu Paweł Janas odczytywał nazwiska bramkarzy powołanych na mistrzostwa świata w Niemczech, jego nazwisko wzbudziło sensację. Owszem, był młody, zdolny i miał za sobą udany sezon w Legii Warszawa, ale przecież „zabrał” miejsce w składzie Jerzemu Dudkowi. Artur Boruc miał niepodważalną pozycję w Celticu Glasgow i reprezentacji, a Tomasz Kuszczak rozegrał właśnie świetny sezon w West Bromwich Albion i niedługo później miał się przenieść do Manchesteru United. Pozycja Fabiańskiego była w tym gronie najsłabsza.
Teraz, przed wyjazdem do Rosji, jedyny dylemat, jaki ma Adam Nawałka to na kogo postawić w bramce? Fabiański czy Wojciech Szczęsny, który ma za sobą całkiem udany sezon w Juventusie Turyn? Dwa lata temu rozterki selekcjonera wyglądały podobnie. Ostatecznie wybrał młodszego Szczęsnego, ale już po pierwszym meczu z Irlandią Północną to Fabiański wszedł do bramki, bo jego rywal i kolega doznał kontuzji. Szczęście w nieszczęściu było takie, że bramkarz Swansea stał się jednym z najlepszych zawodników reprezentacji Polski na tym turnieju, a jego parada w starciu ze Szwajcarią była najwyższej klasy.
Po ostatnim meczu z Portugalią jednak płakał. Polacy przegrali po serii rzutów karnych, a on nie obronił żadnego strzału rywali. Miał do siebie pretensje, że nie pomógł kolegom. Kibice byli jednak innego zdania. W rodzinnych Słubicach, został przywitany jak bohater i dostał tytuł Honorowego Obywatela Miasta.
Wydawało się, że tym turniejem raz na zawsze udowodnił swoją wartość w kadrze. Bronił przecież w końcówce eliminacji, w tym w bardzo trudnych starciach z Irlandią, Szkocją i Niemcami. W żadnym z tych meczów nie zawiódł, chociaż bywało i tak, że rywale robili, co mogli, żeby naszego bramkarza poturbować.
Kiedy tuż rozpoczęciem turnieju we Francji dowiedział się, że jednak usiądzie na ławce rezerwowych, musiał ze sobą przeprowadzić szczerą rozmowę i przekonać samego siebie, że w dalszym ciągu warto ciężko pracować na treningach. Nieszczęście Szczęsnego stało się dla niego okazją.