Józef Kałuża - Kapitan PZPN
Od ubiegłego roku przed stadionem Cracovii stoi pomnik Józefa Kałuży. Rzeźba Czesława Dźwigaja przedstawia postać piłkarza. Tak został zapamiętany. Dwukrotny mistrz Polski z Cracovią, w której grał przez siedem lat. Legenda klubu i Krakowa. W ceremonii odsłonięcia monumentu wziął udział Zbigniew Boniek. Obecność prezesa PZPN nie była czystą kurtuazją, ale też obowiązkiem. Józef Kałuża, i jest to mniej znany rozdział tej kariery, był też odpowiedzialny za reprezentację Polski. To on poprowadził kadrę w jedynym meczu na mistrzostwach świata we Francji 1938 roku.
Ściślej, nie był ani trenerem, ani selekcjonerem reprezentacji, przynajmniej z nazwy. W okresie międzywojennym nie stosowano takiego terminu. Oficjalna funkcja brzmiała kapitan PZPN. Kapitan nominację otrzymywał na związkowym zjeździe, jego głównym obowiązkiem była selekcja piłkarzy do narodowej drużyny. Kałuża pełnił tę rolę ponad siedem lat. Do dziś jest najdłużej pracującym z polską reprezentacją selekcjonerem.
Nadawał się do tej roli ze względu na piłkarską karierę, ale także przygotowanie pedagogiczne. Pracował jako nauczyciel, uczył śpiewu i języka polskiego. Dr Stanisław Mielech, jego kolega z boiska, potem autor książek sportowych, napisał o nim, że to urodzony wódz. Miał charyzmę. Pod jego ręką kadra odniosła największe sukcesy przed erą Górskiego – czwarte miejsce na igrzyskach olimpijskich w Berlinie, awans do mistrzostw świata we Francji w 1938 roku po zwycięstwie w dwumeczu z Jugosławią. Na turnieju Polska stoczyła legendarny mecz w Strasbourgu z Brazylią przegrany po dogrywce 5:6. Francuski dziennik „Le Figaro" pisał, że Polacy urzekli swoją grą. Cztery bramki strzelił Ernest Wilimowski, jedną - pierwszą dla Polski w historii występów na mistrzostwach świata - Fryderyk Scherfke. Kałuża stworzył drużynę, która rok później w ostatnim meczu przed wybuchem wojny pokonała silnych Węgrów 4:2. Pomnik zmarłego w 1944 roku piłkarza i trenera czasami zdobi koszulki Cracovii.
Kazimierz Górski - Sukces prostoty
Trenerem został wybrany 1 grudnia 1970 roku. Nikt nie zdawał sobie sprawy, że w tym momencie doszło do najbardziej przełomowego wydarzenia w historii polskiej piłki nożnej. Reprezentacja wciąż żyła na uboczu, bez sukcesów, choć całkiem nieźle wiodło się wtedy klubom. W tym roku Górnik Zabrze zagrał w finale Pucharu Zdobywców Pucharów, Legia odpadła dopiero w półfinale Pucharu Mistrzów. Mieliśmy piłkarzy klasy światowej, ale stworzyć z nich drużynę, która by awansowała do turnieju mistrzowskiego, wydawało się celem nieosiągalnym.
Wśród wielu cech, które pozwoliły pochodzącemu ze Lwowa selekcjonerowi stworzyć zespół, który po 46 latach znów zagrał na mistrzostwach świata, być może najważniejszą była zdolność do kompromisu. Górski potrafił się porozumieć ze wszystkimi – z krnąbrnymi działaczami klubowymi, z ograniczonymi pracownikami związku, z nadąsanymi piłkarzami, z krytycznymi mediami, z mającymi swoje zdanie współpracownikami. Do własnych reguł nakłaniał prostotą, cierpliwością, mądrością. Przekonał kluby o nadrzędnej roli reprezentacji, PZPN do bardziej sprawnego działania, stworzony przez siebie sztab z Jackiem Gmochem i Andrzejem Strejlauem do zaciekłych ale twórczych dyskusji. Kiedy Jan Tomaszewski został zapytany jak zatrzymał Anglię w meczu na Wembley decydującym o awansie na MŚ'74, odpowiedział natychmiast: „To nie ja zatrzymałem Anglię, Anglię zatrzymał Górski".