Austriackie wybory nie przyniosły politycznego trzęsienia ziemi, którym byłoby zwycięstwo prawicowych populistów z antyimigranckiej Austriackiej Partii Wolnościowej (FPÖ) pod wodzą Heinza-Christiana Strachego.
Według niepełnych i nieoficjalnych danych jego wojowniczo antyimigranckie ugrupowanie uzyskało jednak rewelacyjny wynik 25,9 proc. głosów, co oznacza, że będzie najprawdopodobniej partnerem koalicyjnym zwycięzcy niedzielnych wyborów.
Jest nim ÖVP. Jak wynika z danych po obliczeniu czterech piątych głosów, na partię tę głosowało 31,7 proc. wyborców. To w znacznej mierze osobisty sukces młodego przywódcy Sebastiana Kurza, obecnego ministra spraw zagranicznych.
Jest od dawna najbardziej popularnym politykiem kraju. On też będzie zapewne kanclerzem Austrii przez najbliższe cztery lata. Klęskę poniosła partia socjaldemokratyczna (SPO), dla której poparcie 27 proc. to drugi najgorszy rezultat w powojennej historii. Partia Sebastiana Kurza zdołała ją pokonać po raz drugi od ponad pół wieku. Socjaldemokraci omal nie przegrali z prawicowymi populistami Heinza-Christiana Strachego. Antyimigranccy populiści poprawili swój wyniki sprzed czterech lat o prawie sześć punktów procentowych.
Takie wstępne oceny wyborów do Rady Narodowej, czyli parlamentu, świadczą o znacznym przesunięciu austriackiej sceny politycznej na prawo. Najlepszym dowodem jest upadek ugrupowania Zielonych, którzy podczas liczenia głosów drżeli, czy przekroczą 4 proc. próg wyborczy.