„Die Welt” ostro o Macronie: zachował się jak nacjonalista

W swojej podróży po Europie Środkowo-Wschodniej Emmanuel Macron ominął Polskę, bo wie, że Polska, która deleguje na Zachód najwięcej pracowników, nigdy nie przystanie na jego propozycję – pisze „Die Welt”.

Aktualizacja: 28.08.2017 13:40 Publikacja: 28.08.2017 11:36

„Die Welt” ostro o Macronie: zachował się jak nacjonalista

Foto: AFP

„Prezydent Francji chce zapobiec taniej konkurencji z Europy Wschodniej i w zamian obiecuje, że nie będzie nastawał na relokację uchodźców. To nacjonalistyczne" – uważa Thomas Schmid w opublikowanym w poniedziałkowym „Die Welt" (28.08.2017) artykule „Jak europejski jest Macron?".

„Zwyciężając triumfalnie w wyborach prezydenckich Emmanuel Macron wziął na siebie ogromną odpowiedzialność. Musi teraz dowieść, że jest w stanie podciąć skrzydła populistom, sam nie stając się populistycznym" – pisze Schmid. Sztandarowym tematem wyborczym populistów we Francji – zarówno skrajnie prawicowej Marine Le Pen jak i skrajnie lewicowego Jean-Luca Mélenchona, był „dumping płacowy", który prowadzi rzekomo do tego, że pracownicy delegowani zabierają pracę Francuzom.

Także Macron, który „poważnie traktuje obawy swoich rodaków" podjął ten temat. Już w kampanii wyborczej obiecał, że podejmie inicjatywę zrewidowania unijnej dyrektywy o pracownikach delegowanych i teraz zamierza dotrzymać obietnicy – „chce chronić francuskich pracowników przed tanią konkurencją z zagranicy, mianowicie z Europy Wschodniej".

Co więcej, zdaniem autora „Die Welt", Macron musi też pokazać, że Francja odgrywa ważną rolę w skali europejskiej i międzynarodowej, także, kiedy nie idzie ręka w rękę z Niemcami. I powinien też załagodzić pogłębiające się podziały między północą i południem oraz wschodem i zachodem Europy. „By to osiągnąć, musi zrobić duże kroki. I robi je" – stwierdza Schmid. Takim krokiem była podróż Macrona po krajach Środkowej i Wschodniej Europy. „Miała ona europejski i wewnętrzny cel polityczny. Na wschodzie Europy Macron chciał przywrócić znaczenie Francji jako potęgi, która jest w stanie pokazać wyjście z beznadziejnej sytuacji".

Macron wie, że Polska nigdy się nie zgodzi

Thomas Schmid przypomina dotychczasową zasadę, która mówi, że jeśli przedsiębioorca wysyła pracowników do innego kraju unijnego, muszą oni otrzymać wprawdzie obowiązującą w nim płacę minimalną, ale składki na świadczenia społeczne trafiają do kas kraju pochodzenia. Z reguły składki te są w krajach wschodniooeuropejskich znacznie niższe niż na zachodzie, wschodnioeuropejscy pracownicy są więc dla zachodnioeuropejskich przedsiębiorców znacznie tańsi niż miejscowi.

Macron chce, żeby w przyszłości składki na świadczenia społeczne były w przypadku pracowników delegowanych tej samej wysokości, jak w kraju, w którym pracują. Niezmordowanie Macron powtarza „klasyczny argument z retorycznego arsenału związków zawodowych: ta sama płaca za tę samą pracę" – czytamy w „Die Welt". W krajach wschodnioeuropejskich propozycja ta nie może być jednak przyjęta pozytywnie, skoro pracownicy delegowani zarabiają więcej niż w domu, ale nie muszą płacić składek na świadczenia socjalne w zachodniej wysokości. „Mimo to francuski prezydent podjął się brawurowej próby zabiegania o poparcie dla swej propozycji nie tylko w Austrii (gdzie można się było spodziewać wsparcia), ale też w Europie Wschodniej" – konstatuje Schmid.

W Rumunii i Bułgarii reakcje były „mówiąc ostrożnie – wstrzemięźliwe", w Czechach i na Słowacji przychylne. Jak to możliwe? – zastanawia się autor artykuł i odpowiada: „Po pierwsze, bo problem specjalnie ich nie dotyczy. Po drugie w zamian Macron obiecał – na wskroś oburzające – pójście na ustępstwa. Nie będzie dłużej opowiadał się za mechamizmem relokacji uchodźców". Jak konkluduje Schmid, dla ochrony francuskich pracowników Macron jest gotowy jeszcze bardziej osłabić i tak już nadwyrężoną europejską solidarność.

Dlaczego jednak Macron nie odwiedził też Polski? „Bo dokładnie wie, że Polska, która wysyła na zachód Europy najwięcej pracowników, nigdy nie zgodzi się na jego propozycję".

Zachował się jak nacjonalista a nie Europejczyk

„Przeciągając na swoją stronę Pragę i Bratysławę, Macron podzielił Grupę Wyszehradzką (...) Może się to podobać niektórym w zachodniej Europie, którzy i tak postrzegają tę czwórkę jako notorycznego mąciwodę. Wątpliwe jednak, by ta metoda poróżniania (zamiast zbliżania) godziła się z duchem UE" – opiniuje Schmid. Jak pisze dalej: „Macron działał nie jak Europejczyk, tylko jak francuski nacjonalista. Nie różni się specjalnie od polskiego rządu przedkładając francuskie interesy nad europejskimi. Szef polskiej dyplomacji nie był całkiem w błędzie, kiedy zareagował słowami: „Zamiast zmusić francuską gospodarkę do konkurencyjności z gospodarkami innych krajów, prezydent Macron wymyślił sposób, aby ograniczyć nasze możliwości działania na wspólnym rynku europejskim" – cytuje autor artykułu w „Die Welt" Witolda Waszczykowskiego. Ale, jak zaraz dodaje: „Naturalnie polski rząd i polskie przedsiębiorstwa korzystają z każdej możliwości, by interpretować na swoją korzyść dyrektywę o pracownikach delegowanych i rozrzeszyć strefę mozolnie ukrywanych nadużyć".

Za całym sporem kryje się podstawowy problem UE – wyjaśnia Schmid. Dyrektywa została przyjęta w 1996 roku, dwa lata po złożeniu przez pierwsze wschodniooeuropejskie państwa wniosków o członkostwo w UE. Na zachodze Europy ogromnie obawiano się wówczas, że państwa unijne zostaną zalane przez tanią siłę roboczą ze wschodu. Dyrektywa miała zapobiec chaosowi. „Jest więc utrzymana w duchu europejskiej jedności, bo już wówczas brała pod uwagę interesy nie tylko zachodu, ale i wschodu. I jasno mówi, że będzie to trudne".

Głębszy podział niż kiedykowiek przedtem

Dyrektywa przyjęła trzy cele: zagwarantowanie swobody świadczenia usług, utrzymania prawa państw unijnych do zachowania autonomii w kształtowaniu swojego prawa pracy i wreszcie uwzględnienia różnic między poszczególnymi państwami członkowskimi UE. Cele te nie mogą ze sobą harmonizować – stwierdza Schmid i jest to zasadniczym dylematem rozszerzonej UE, która „składa się z państw, które dzięki swoim społecznym i kulturowym tradycjom nadal są w dalekim stopniu suwerenne. Same mogą zadecydować, ile jest warta praca, komu trzeba pomóc". „Prawo pracy jest części tej autonomii. Jednocześnie UE jest związkiem państw, których członkowie muszą być wobec siebie otwarci: stąd np. swoboda świadczenia usług. Ale są granice zrównania i kto się na nie powołuje, musi być respektowany".

Za mądrymi zasadami dyrektywy o pracownikach delegowanych kryje się jednak jeszcze większy problem – uważa Schmid: podziału Europy na wschód i zachód, który bynajmniej nie został przełamany. Dyrektywa jest ukierunkowana na ten podział. Jak pisze autor artykułu, „dziesięcioleciami wyeksploatowane przez komunizm państwa wschodniej Europy, które już przed 1945 r. były także w gorszej sytuacji, dźwigają swoją historię jak kamień młyński u szyi".

„Czy można było poważnie wierzyć, że w ciągu kilku dziesięcioleci będą one w stanie nadrobić zaległości i pod względem gospodarczym dorównać zachodniej Europie?" – zastanawia się autor artykułu – „Było to iluzją, w którą uwierzył niejeden tak na zachodzie jak i wschodzie. Iluzja ta dawno się rozwiała. Podejmowana przez państwa wschodnioeuropejskie próba zrekompensowania sobie tego wysyłaniem na zachód taniej siły roboczej, jest jak najbardziej uzasadniona. Odczuwa się ją tam jako część nadrobionej sprawiedliwości".

Jak pisze dalej Schmid, „oczyszczenie" zachodnioeuropejskiego rynku pracy ze wschodnioeuropejskiej konkurencji nie może być rozwiązaniem w duchu UE. „Każdy rośnie tak, jak może. Pozostaje błąd polegający na tym, że Europa Zachodnia i UE nie robią szczególnie dużo, by wspierać rozwój nowoczesnej Europy".„Każdy szef rządu i państwa w Europie musi dbać o interesy swojego kraju i UE. Jest to nieskończenie trudnym zadaniem. Sztuką jest zachowanie koniecznej równowagi. Macronowi to się tym razem nie udało" – konkluduje Thomas Schmid w „Die Welt".

„Prezydent Francji chce zapobiec taniej konkurencji z Europy Wschodniej i w zamian obiecuje, że nie będzie nastawał na relokację uchodźców. To nacjonalistyczne" – uważa Thomas Schmid w opublikowanym w poniedziałkowym „Die Welt" (28.08.2017) artykule „Jak europejski jest Macron?".

„Zwyciężając triumfalnie w wyborach prezydenckich Emmanuel Macron wziął na siebie ogromną odpowiedzialność. Musi teraz dowieść, że jest w stanie podciąć skrzydła populistom, sam nie stając się populistycznym" – pisze Schmid. Sztandarowym tematem wyborczym populistów we Francji – zarówno skrajnie prawicowej Marine Le Pen jak i skrajnie lewicowego Jean-Luca Mélenchona, był „dumping płacowy", który prowadzi rzekomo do tego, że pracownicy delegowani zabierają pracę Francuzom.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Polityka
Macron dobija porozumienie UE-Mercosur. Co teraz?
Polityka
Eksperci ONZ nie sprawdzą sankcji wobec Korei Północnej. Dziwna decyzja Rosji
Polityka
USA: Nieudane poszukiwania trzeciego kandydata na prezydenta
Polityka
Nie żyje pierwszy Żyd, który był kandydatem na wiceprezydenta USA
Polityka
Nowy sondaż z USA: Joe Biden wygrywa z Donaldem Trumpem. Jest jedno "ale"