Armenia uderza w rosyjski blok wojskowy

Były prezydent Armenii Robert Koczarjan został aresztowany pod zarzutem próby obalenia konstytucyjnego ustroju państwa.

Aktualizacja: 30.07.2018 07:04 Publikacja: 29.07.2018 18:11

Robert Koczarjan będzie odpowiadał za przestępstwa sprzed 10 lat

Robert Koczarjan będzie odpowiadał za przestępstwa sprzed 10 lat

Foto: Sputnik

Wraz z nim śledczy wezwali na przesłuchanie – choć jeszcze nie aresztowali – byłego wiceministra obrony i jednocześnie dowódcę stołecznego garnizonu Jurija Chaczaturowa. Generał jest obecnie generalnym sekretarzem Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, organizacji założonej przez Rosję w 1992 roku i zdominowanej przez nią.

– Oskarżenie sekretarza generalnego jest bez wątpienia ciosem wizerunkowym w organizację, choć za jego mianowanie odpowiadają poprzednie władze Armenii. Straty polityczne poniosą jednak przywódcy wszystkich państw, którzy zgodzili się na nominację człowieka z taką przeszłością – uważa moskiewski znawca Zakaukazia Arkadij Dubnow.

Dodatkowym problemem jest to, że obecny premier Armenii Nikol Paszinian – nim objął władzę – wielokrotnie krytykował integrację byłych krajów ZSRR, w tym wojskową. Gdy objął władzę, zapewnił jednak, że kraj nie opuści ODKB, choć domagał się zmian w jej działaniu.

Armeńska Specjalna Służba Śledcza prowadzi dochodzenia w sprawie starć policji z demonstrantami, do jakich doszło dziesięć lat temu, 1 marca 2008 roku w Erywaniu. W wyniku zaatakowania manifestantów w namiotowym miasteczku w centrum stolicy według oficjalnych danych zginęło dziesięć osób, ponad 250 zostało rannych.

W lutym 2008 roku wybuchły protesty przeciwko fałszowaniu wyborów prezydenckich, które wygrał Serż Sargsjan. Do kulminacji doszło właśnie 1 marca oraz w nocy z 1 na 2 marca, gdy władze dokonały pogromu protestujących. Ówczesny prezydent, a obecny aresztant Robert Koczarjan, wprowadził w kraju stan wyjątkowy oraz (według niepotwierdzonych informacji) wydał rozkaz postawienia armii w stan gotowości bojowej i ściągnięcia oddziałów do stolicy. Sprawę mógłby wyjaśnić ówczesny minister obrony Mikael Arutjunian. Ponieważ jednak zniknął, rozesłano za nim listy gończe.

W ciągu dziesięciu lat nikt nie poniósł odpowiedzialności za krwawe rozpędzenie opozycji, a starcia w centrum stolicy były tematem tabu. Po zgnieceniu manifestacji policja aresztowała ponad 150 opozycyjnych polityków i działaczy. Premier Nikol Paszinian – który doszedł do władzy na fali ulicznych protestów, które obaliły „wiecznego prezydenta" Serża Sargsjana – był również poszukiwany, jako jeden z organizatorów demonstracji. W końcu sam zgłosił się na policję w styczniu 2010 roku i po krótkim procesie został skazany na siedem lat więzienia. Wyszedł jednak po półtora roku z powodu amnestii.

– Prezydent i inni urzędnicy oskarżeni są o próbę zawłaszczenia władzy i obalenia ustroju konstytucyjnego. Ale odpowiednie artykuły kodeksu zostały wprowadzone już po rozbiciu opozycyjnych protestów. Jednak opinia publiczna nie zważa na to, popiera działania obecnych władz i domaga się prawdy o tym, co się stało 1 marca – uważa ekspert prawny Dżonni Melikjan.

– To jest prześladowanie polityczne, to jest vendetta – mówił sam były prezydent Koczarjan, nim trafił do aresztu.

Obecny szef rządu Paszinian wielokrotnie – zarówno przed objęciem władzy, jak i później – domagał się wznowienia śledztw w sprawie zajść 1 marca. Jednocześnie, od chwili gdy objął władzę, rozpoczęła się seria aresztowań urzędników poprzednich rządów. Jeden z byłych wiceministrów obrony został zatrzymany za kradzież broni z wojskowych składów oraz żywności przeznaczonej dla żołnierzy. Krewny obalonego prezydenta Sargsjana trafił zaś za kratki pod zarzutem dokonania zabójstwa – jeszcze w 2007 roku.

Wraz z nim śledczy wezwali na przesłuchanie – choć jeszcze nie aresztowali – byłego wiceministra obrony i jednocześnie dowódcę stołecznego garnizonu Jurija Chaczaturowa. Generał jest obecnie generalnym sekretarzem Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, organizacji założonej przez Rosję w 1992 roku i zdominowanej przez nią.

– Oskarżenie sekretarza generalnego jest bez wątpienia ciosem wizerunkowym w organizację, choć za jego mianowanie odpowiadają poprzednie władze Armenii. Straty polityczne poniosą jednak przywódcy wszystkich państw, którzy zgodzili się na nominację człowieka z taką przeszłością – uważa moskiewski znawca Zakaukazia Arkadij Dubnow.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Polityka
Już cała brytyjska armia będzie mogła być brodata. Zyska więcej żołnierzy?
Polityka
Macron dobija porozumienie UE-Mercosur. Co teraz?
Polityka
Eksperci ONZ nie sprawdzą sankcji wobec Korei Północnej. Dziwna decyzja Rosji
Polityka
USA: Nieudane poszukiwania trzeciego kandydata na prezydenta
Polityka
Nie żyje pierwszy Żyd, który był kandydatem na wiceprezydenta USA