Rzeczpospolita: Co wiemy po spotkaniu Trump–Kim?
Shannon Kile: Sam fakt, że do niego doszło i że przebiegło w dobrej atmosferze, należy uznać za przejaw poprawy wzajemnych stosunków. Proszę pamiętać, że jeszcze kilka miesięcy temu wielu ludzi uważało, że czeka nas zbrojny konflikt z Koreą Północną. Jednak jeśli chodzi o samą treść spotkania, to jego znaczenie jest raczej symboliczne. Nie ma mowy o przełomie. Komunikat po spotkaniu jest bardzo krótki, ogólny, pozbawiony jakichkolwiek konkretnych szczegółów. Jest to więc rozczarowanie dla wielu obserwatorów.
A jeśli potraktujemy to jako otwarcie na bardzo wysokim poziomie? Przecież potem może nastąpić seria spotkań dyplomatycznych, które mogą przynieść przełom.
Mam nadzieję. Ale to, co mnie niepokoi, to fakt, że jest zapowiedź gwarancji bezpieczeństwa ze strony USA dla Korei Północnej w zamian za denuklearyzację Półwyspu Koreańskiego. Ale nie towarzyszą jej żadne konkrety. Rozczarowujące, że nie było odpowiedniego przygotowania spotkania na tym poziomie. Nie odpowiada na pytania, które znamy od kilku lat. Przede wszystkim, co Korea Północna rozumie pod pojęciem denuklearyzacji? Jeśli zrezygnują z programu budowy broni nuklearnej, to czy wpuszczą międzynarodowych inspektorów? O tym należało rozmawiać w czasie tego pierwszego spotkania.
A dla samego Kima? Takie spotkanie jest mu potrzebne dla poprawy wiarygodności na scenie międzynarodowej?