W Fundacji Baracka Obamy zapewniają, że to czysty zbieg okoliczności. Były prezydent przyjął zaproszenie do udziału w obchodach 500. rocznicy reformacji wczesną jesienią ub.r., kiedy jeszcze nie było wiadomo, że Donald Trump wygra wybory, a tym bardziej że w tym samym czasie będzie objeżdżał Europę.
Jednak dla Angeli Merkel, która we wrześniu będzie się starała o czwarty mandat kanclerza, trudno było o lepszy układ kalendarza. Bo o ile Obama pozostaje nad Szprewą niezwykle popularny, o tyle Trump absolutnie nim nie jest. Zdaniem waszyngtońskiego instytutu Pew 77 proc. mieszkańców Unii darzy zaufaniem 44. prezydenta USA, ale jedynie 9 proc. jego następcę. W samych Niemczech od listopada do lutego liczba osób, które uważają Amerykę za „zaufanego sojusznika", spadła aż o 37 pkt proc., do zaledwie 30 proc. To już niewiele więcej niż 21 proc. Niemców, którzy godny zaufania kraj widzą w Rosji.
Choć to może zostać uznane przez Trumpa za prowokację, w czwartek rano Merkel wzięła udział z Obamą w spotkaniu przed Bramą Brandenburską, najbardziej symbolicznym miejscu w niemieckiej stolicy, gdzie przemawiali John F. Kennedy i Ronald Reagan.
– Taki wybór lokalizacji to sygnał, że Niemcy chcą, aby ten „dobry Amerykanin" nadal pozostał w Białym Domu, choć wiedzą, że to niemożliwe – mówi gazecie „Washington Post" Thomas Jager, profesor stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie w Kolonii.
Obu przywódców przyszło słuchać 100 tys. głównie młodych Niemców, wielokrotnie reagując żywiołowo na wypowiedzi w szczególności amerykańskiego polityka. Choć po odejściu z Białego Domu Obama zapowiedział, że nie będzie komentował działań swojego następcy, trudno było nie dostrzec odniesień do działań obecnego prezydenta.