Łukaszenko zabiera się za kołchozy

Dziesiątki aresztów i spraw karnych to metoda władz w Mińsku na rozwiązanie problemów białoruskiego rolnictwa.

Aktualizacja: 07.05.2018 20:13 Publikacja: 07.05.2018 19:51

Łukaszenko zabiera się za kołchozy

Foto: 123RF

Prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenko do rolnictwa ma szczególny sentyment. Swoją polityczną karierę rozpoczynał jako dyrektor sowchozu w rejonie szkłowskim (obwód mohylewski). W białoruskiej telewizji państwowej często można zobaczyć 63-letniego prezydenta, który sadzi ziemniaki, zbiera zboże, jeździ traktorem, ciężarówką czy kieruje ogromnymi pojazdami rolniczymi.

Z powodu swego zamiłowaniem do rolnictwa często zabiera wysokiej rangi gości zagranicznych do podmińskiego gospodarstwa należącego do administracji prezydenta zamiast do licznych pałaców czy rezydencji. To tam uczył kosić trawę francuskiego aktora Gerarda Depardieu i częstował marchewką hollywoodzkiego gwiazdora Stevena Seagala. Ten ostatni, siedząc przy pięknym jeziorku w prezydenckiej posiadłości, doszedł nawet do wniosku, że Białoruś przypomina mu Szwajcarię.

Pod koniec kwietnia Aleksander Łukaszenko stwierdził jednak, że poza granicami jego posiadłości sytuacja nie wygląda już tak dobrze. Mówił o niegospodarności i rozkradaniu państwowego mienia. Zagroził, że kara za tego typu działania będzie „bardzo surowa", i zapowiedział „demonstracyjne areszty". Zaangażował prokuraturę, MSW i Komitet Kontroli Państwowej (KGK), zlecając im przeprowadzenie masowych rewizji w państwowych gospodarstwach rolnych. W niedzielę służby raportowały, że w ciągu zaledwie dwóch tygodni wszczęto prawie 50 spraw karnych, aresztowano dziesiątki dyrektorów i pracowników gospodarstw rolnych. Cytowany przez białoruskie media szef KGK Leonid Anfimow stwierdził, że areszty te mają być „nauczką dla innych". Oświadczył, że jego kontrolerzy odnotowali różnego rodzaju naruszenia w połowie znajdujących się na Białorusi gospodarstw rolnych.

Znany białoruski ekonomista Jarosław Romańczuk uważa, że areszty nie wyprowadzą białoruskiego rolnictwa z kryzysu. – Radzieckie kołchozy i sowchozy zmieniły na Białorusi nazwę, ale sposób zarządzania i system pozostał ten sam. Sektor pożera pieniądze państwowe, ciągle jest dofinansowywany i nie jest rentowny. Wszystkim zarządza Ministerstwo Gospodarki Wiejskiej i są ludzie, którzy te dotacje po drodze rozkradają – mówi „Rzeczpospolitej" Romańczuk. – Co roku państwo przeznacza na rozwój rolnictwa około 1,5 mld dolarów. A wygląda to tak, jak w Polsce niegdyś wyglądały PGR-y – dodaje.

Z oficjalnych statystyk wynika, że na Białorusi funkcjonuje około 1,3 tys. państwowych gospodarstw rolnych. Średnia pensja ich pracowników często nie sięga nawet minimalnego wynagrodzenia, które obecnie wynosi równowartość 500 złotych. Ale by je dostać, ludzie często muszą czekać nawet kilka miesięcy. W grudniu rządowa gazeta „Sowiecka Biełaruś" alarmowała, że w prawie każdym regionie kraju są gospodarstwa rolne, które zalegają z wypłatami wynagrodzeń.

Tymczasem prezes Polsko-Białoruskiej Izby Gospodarczej Kazimierz Zdunowski twierdzi, że białoruskie rolnictwo „nie jest w kiepskim stanie" i chodzi jedynie o to, że „władze w Mińsku stawiają wysoko poprzeczkę".

– Poprzez kontrole chcą dopingować rolnictwo – mówi „Rzeczpospolitej" Zdunowski. Twierdzi, że białoruskim rolnictwem interesują się polscy przedsiębiorcy, a kilku z nich obecnie jest na etapie podpisywania umów inwestycyjnych. – Wyprzedzają nas Chińczycy, którzy już inwestują w gospodarstwa rolnicze na Białorusi, a całą produkcję sprowadzają na rynek chiński – mówi „Rzeczpospolitej" Zdunowski. – Ryzyka są takie same jak wszędzie. Trzeba przestrzegać umów, do których na Białorusi podchodzą bardzo skrupulatnie – dodaje.

– Na Białorusi nie ma prywatnej własności ziemi, jest za to restrykcyjna polityka cenowa, ciągłe kontrole i wiele innych ograniczeń – mówi Romańczuk. – Wystarczy, że taki polski inwestor nie wywiąże się z jednego z paragrafów umowy i może stracić wszystko, nawet wolność – dodaje.

Prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenko do rolnictwa ma szczególny sentyment. Swoją polityczną karierę rozpoczynał jako dyrektor sowchozu w rejonie szkłowskim (obwód mohylewski). W białoruskiej telewizji państwowej często można zobaczyć 63-letniego prezydenta, który sadzi ziemniaki, zbiera zboże, jeździ traktorem, ciężarówką czy kieruje ogromnymi pojazdami rolniczymi.

Z powodu swego zamiłowaniem do rolnictwa często zabiera wysokiej rangi gości zagranicznych do podmińskiego gospodarstwa należącego do administracji prezydenta zamiast do licznych pałaców czy rezydencji. To tam uczył kosić trawę francuskiego aktora Gerarda Depardieu i częstował marchewką hollywoodzkiego gwiazdora Stevena Seagala. Ten ostatni, siedząc przy pięknym jeziorku w prezydenckiej posiadłości, doszedł nawet do wniosku, że Białoruś przypomina mu Szwajcarię.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Polityka
Eksperci ONZ nie sprawdzą sankcji wobec Korei Północnej. Dziwna decyzja Rosji
Polityka
USA: Nieudane poszukiwania trzeciego kandydata na prezydenta
Polityka
Nie żyje pierwszy Żyd, który był kandydatem na wiceprezydenta USA
Polityka
Nowy sondaż z USA: Joe Biden wygrywa z Donaldem Trumpem. Jest jedno "ale"
Polityka
Afera na Węgrzech. W Budapeszcie protest przeciwko Viktorowi Orbánowi. "Zrezygnuj"