Najgłośniejszym echem odbiło się oskarżenie pani kanclerz o stosowanie nazistowskich metod. Sformułował je prezydent Recep Erdogan, któremu, nie bacząc na krytykę w Europie, Angela Merkel dwa razy w ciągu kilkunastu miesięcy udzieliła poparcia, odwiedzając go w Ankarze.

Te metody miała stosować wobec, jak to ujął Erdogan, jego „tureckich braci i sióstr w Niemczech" i jego „braci i sióstr ministrów, którzy tam jeżdżą". Chodzi o organizowane przez władze tureckie na terenie Niemiec wiece poparcia dla Erdogana przed kwietniowym referendum ws. poszerzenia jego uprawnień. Niemcy nie zabroniły dotychczas wjazdu ministrom z Turcji, jak to uczyniła tydzień temu Holandia wobec szefa dyplomacji, ale władze miejskie odwołały wiele wieców, z powodu np. zagrożenia pożarowego.

Inny mocny zarzut padł z ust ministra obrony Turcji. – Może niemiecki wywiad stoi za nieudanym puczem z lipca 2016 r. – powiedział Fikr Isik w wywiadzie telewizyjnym. Była to reakcja na słowa Bruno Kahla, szefa niemieckiego wywiadu BND. Stwierdził on w rozmowie ze „Spieglem", że Turkom nie udało się go przekonać, iż zamach stanu zorganizował mieszkający w USA kaznodzieja Fethullah Gülen. Ankara uzależnia stosunki z innymi krajami od rozliczeń z gülenistami. Wątpliwości co do odpowiedzialności kaznodziei uważa za wspieranie terroryzmu.

Wspieraniem terroryzmu ma też być zezwolenie na antyerdoganowską demonstrację Kurdów, która odbyła się w sobotę we Frankfurcie. Pojawiły się na niej portrety siedzącego w tureckim więzieniu Abdullaha Öcalana, przywódcy PKK, uważanej za organizację terrorystyczną (m.in. przez UE).