W ciągu niespełna dwóch lat kierowane przez Antoniego Macierewicza MON wydało ponad 15 mln zł na pokrycie wydatków z ok. 800 kart służbowych dla pracowników polskiej armii – przyznał w piątek po południu resort obrony narodowej zmuszony polityczną awanturą, którą wywołała publikacja „Super Expressu". Tabloid opisał odpowiedź na interpelację Piotra Misiły z Nowoczesnej, który zapytał wszystkie resorty o skalę wydatków ze służbowych kart płatniczych. Odpowiedź MON szokuje.
– Jest to zatrważająca suma. Przygotowujemy doniesienie do NIK o przeprowadzenie kontroli tych wydatków – mówi „Rzeczpospolitej" poseł Misiło.
Resort tłumaczy, że jedną „z pierwszych decyzji ministra Mariusza Błaszczaka po objęciu stanowiska ministra obrony narodowej było ograniczenie o ponad połowę liczby kart płatniczych przeznaczonych do dyspozycji pracowników urzędu". W komunikacie sprecyzowano, że kart w ministerstwie było tylko 24, a reszta – a więc aż ponad 700 lub 800 – była używana w „całych siła zbrojnych", które liczą ok. 130 tys. żołnierzy. „Były to karty wykorzystywane do funkcjonowania jednostek wojskowych i ponad 100 ataszatów obrony funkcjonujących poza granicami państwa" – tłumaczy MON.
Jak twierdzi obecne kierownictwo resortu, w ostatnich dwóch latach wojsko wydawało z kart 9,5 mln zł rocznie – mniej więcej tyle samo co poprzednicy z rządu PO–PSL, którzy w tym samym czasie wydali 9,6 mln zł. Karty według wyjaśnień resortu służą m.in. do obsługi jednostek wojskowych w związku z ich użyciem lub pobytem poza granicami państwa oraz obsługą delegacji zagranicznych.
– Nie bulwersujmy się samym faktem posiadania kart płatniczych, mamy przecież XXI wiek, w amerykańskiej armii już w 1995 r. wprowadzono wyłącznie płatności kartami – mówi „Rz" Tomasz Siemoniak, wicepremier i szef MON za rządów PO–PSL. Jego zdaniem warto jednak sprawdzić, za co w MON tymi kartami płacono. – Wydatki z karty bardzo łatwo skontrolować – mówi Siemoniak i dodaje, że jako minister nigdy nie posiadał służbowej karty.