Abromavičius był jednym z kilku zagranicznych ministrów w gabinecie Arsenija Jaceniuka. Jako szef resortu gospodarki miał Ukrainie pomóc przejść na zachodnie tory ekonomiczne. Dwa tygodnie temu nie wytrzymał, podał się do dymisji, oskarżając władze w Kijowie o to, że kraj ten nadal pogrąża się w korupcji, nepotyzmie i wciąż jest pod wpływem oligarchów. Jego rezygnacja przyciągnęła uwagę zachodnich mediów i uświadomiła zachodnim instytucjom, wspierającym reformy na Ukrainie to, jak trudno je przeprowadzić.

Teraz, jak pisze litewski portal Alfa, Abromavičiusem zainteresowały się dwie partie litewskie, obie z opozycji: Ruch Liberałów i konserwatywny Związek Ojczyzny. - Jest bardzo doświadczony – powiedział portalowi lider liberałów Eligijus Masiulis, który zapowiedział zaproszenie byłego ukraińskiego ministra na Litwę.

Jego doświadczenie robi też wrażenie na byłym konserwatywnym premierze Andriusie Kubiliusie, który chciałby go widzieć w swojej partii, choć całego ugrupowanie nie podjęło jeszcze decyzji w tej sprawie.

Sam Abromavičius nie jest przekonany, czy powinien się przenieść na Litwę. Jak mówi, nie bardzo widzi się w roli polityka litewskiego. Słabo zna swoją ojczyznę - opuścił ją, gdy miał 17 lat. Było to w 1993 roku, parę lat po odzyskaniu przez Litwę niepodległości. Zaczął wówczas studia na prywatnej ekonomicznej uczelni w Estonii. Tam też rozpoczął karierę w bankowości inwestycyjnej. Potem pracował w wyuczonej profesji w Moskwie. Jego żoną jest Ukrainka z Doniecka.

Do czasu powołania do rządu Jaceniuka, co nastąpiło w grudniu 2014 roku, miał tylko obywatelstwo litewskie. Teraz ma też ukraińskie. I najprawdopodobniej musiałby się go zrzec, bo Litwa, poza wyjątkami, nie uznaje podwójnego obywatelstwa.