Z tegorocznych danych białoruskiego urzędu statystycznego wynika, że dochód ponad 87 proc. Białorusinów (chodzi o miesięczny dochód jednej osoby w gospodarstwie domowym) nie przekracza 400 rubli (równowartość 740 złotych). Najlepiej powodzi się urzędnikom i biznesmenom, o dochodach których przeciętny Białorusin nie ma pojęcia, ale dowiaduje się przy okazji licznych afer korupcyjnych.
Czytaj więcej:
Łukaszenko do urzędników: bierzcie pistolety
Wydawałoby się, że Białoruś nie jest krajem zamożnym, nie posiada obfitych złóż ropy i gazu, nie ma dostępu do morza. Mimo to wysokość łapówek sięga tam nawet kilkuset tysięcy dolarów.
W poniedziałek białoruski Komitet Bezpieczeństwa Państwowego (KGB) poinformował o zatrzymaniu ponad 50 osób. Większość to związani z resortem zdrowia urzędnicy. Od lat ustawiali przetargi na zakup leków i sprzętu medycznego, zbijając na tym majątki. Rządowa agencja Biełta podała, że wśród zatrzymanych znalazł się szef państwowej spółki Bielmiedtechnika, zajmującej się zaopatrzeniem białoruskich szpitali. Podczas przeszukania w jego garażu znaleziono ponad 620 tys. dolarów. KGB twierdzi, że aresztowani urzędnicy przyjmowali łapówki od 10 do 350 tys. dolarów. Odbijało się to na kosztach sprzętu medycznego i leków, których cena często była zawyżona nawet o 100 proc. W ten sposób kilkadziesięciu białoruskich urzędników wzbogaciło się o co najmniej kilkanaście milionów dolarów.