Sprawa uciekinierek z jednej z restauracji zarządzanej przez Pjongjang w Chinach budzi kontrowersje od dłuższego czasu. Korea Północna twierdzi, że kobiety zostały porwane. Seul zapewnia, że uciekły na Południe z własnej woli.

Jednak w ostatnim czasie menadżer restauracji w jednym z wywiadów przyznał, że oszukał swoje pracownice i zaszantażował je, by uciekły wraz z nim na polecenie południowokoreańskiej agencji wywiadu.

"Los kobiet może zaszkodzić stosunkom pomiędzy obydwoma państwami" - głosi oświadczenie wydane przez północnokoreański Czerwony Krzyż, które cytuje oficjalna północnokoreańska agencja informacyjna KCNA.

"Władze Korei Południowej powinny... bezzwłocznie wysłać nasze obywatelki z powrotem do ich rodzin i okazać wolę poprawy relacji Północ-Południe" - głosi oświadczenie.

Podniesienie sprawy kelnerek to kolejny sygnał pogorszenia się relacji między Seulem a Pjongjangiem, po tym jak Korea Północna bezterminowo przełożyła wszystkie spotkania na najwyższym szczeblu z przedstawicielami Seulu w ramach protestu przeciwko wspólnym amerykańsko-południowokoreańskim ćwiczeniom wojskowym. Pjongjang zagroził też odwołaniem zaplanowanego na czerwiec spotkania Kim Dzong Una z Donaldem Trumpem.