To najlepsze lokalizacje z wojskowego punktu widzenia i takie wybrali już kilka tygodni temu natowscy oficerowie pod kierunkiem generała Curtisa Scaparrottiego, naczelnego dowódcy sojuszu na Europę.

Formalnie decyzja zapadnie w czerwcu na szczycie sojuszu, ale już w środę zarekomendują ją ministrowie obrony państw członkowskich. Powstaną trzy nowe strategiczne dowództwa: atlantyckie (z siedzibą w USA), które odpowiadałoby za bezpieczeństwo morskie na tym akwenie, logistyczne (w Niemczech), które zarządzałoby przerzutem sił w Europie, i cybernetyczne, które nie będzie miało siedziby.

Od czasu zakończenia zimnej wojny były już dwie reformy struktury dowodzenia, ale obie polegały na redukcji. Po raz pierwszy NATO uznało, że zagrożenie się zwiększa (chodzi głównie o Rosją) i trzeba nie tylko dopasować do tego plany ewentualnościowe czy siły szybkiego reagowania, ale też fizyczne dowództwa.

Polska początkowo chciała dla siebie dowództwa logistycznego (nieoficjalnie mówił o tym były szef MON Antoni Macierewicz. Szybko jednak się zorientowała, że nie ma szans, bo zarówno z przyczyn wojskowych, jak i politycznych nie do pobicia jest kandydatura Niemiec. Obecna struktura obejmuje siedem dowództw: ds. transformacji w amerykańskim Norfolk, strategiczne na Europę w belgijskim Mons oraz operacyjne: w holenderskim Brunssum i w Neapolu. Pod dwa dowództwa operacyjne podlegają dowództwa rodzajów sił zbrojnych: powietrzne w niemieckim Ramstein, morskie w brytyjskim Northwood i lądowe w Izmirze w Turcji.