Giertych nawiązał we wpisie do informacji o kłopotach z wylotem z kraju oficerów BOR zabezpieczających wizytę prezydenta Andrzeja Dudy w Kuwejcie. Według informacji "Faktu" MON najpierw nie mogło znaleźć maszyny, którą funkcjonariusze mogliby polecieć na Bliski Wschód, a gdy wreszcie znaleziono taki samolot, został on uziemiony z powodu rozszczelnienia drzwi. MON zdementował te informacje.

Giertych pisze, że chce pomóc szefowi MON w związku z opisaną historią. Kpi przy tym, że "samolot, którym MON woził Prezydenta RP, miał dwa dni wcześniej wiązane sznurkiem drzwi z powodu rozszczelnienia".

"Wszyscy się teraz rzucą na Pana, że naraził Pan Prezydenta na kolejną katastrofę, tylko ja stanę przy Panu" - dodaje były wicepremier, który przyznaje iż sprawa jest "trudna do obrony" i "pozornie niewytłumaczalna". "Nawet moja czteroletnia córka wołająca do przelatujących samolotów: 'Panie pilocie, dziura w samolocie!' wie, że raczej dziurawymi nie powinno się latać" - dodaje.

Giertych przekonuje jednak, że jest jedno wytłumaczenie zaistniałej sytuacji. "A gdyby powiedzieć, że to eksperyment Podkomisji, która weryfikując wszystkie wersje katastrofy postanowiła na żywo się przekonać, czy poziom debilizmu wśród decydentów umożliwia największe głupoty przy lataniu z VIP? Bo to rzeczywiście wyjaśniłoby Smoleńsk" - proponuje. I dodaje, że Macierewicz "wystąpiłby wówczas jako bohater odkrywający prawdę której nikt nie zaprzeczy: że lekceważenie zasad bezpieczeństwa było przyczyną śmierci Prezydenta RP i kilkudziesięciu porządnych ludzi".