W czasie kampanii wyborczej Macron zapowiedział, że doprowadzi do doprecyzowania roli odgrywanej przez małżonkę lub małżonka prezydenta Francji opisując panującą obecnie w tym względzie sytuację jako "hipokryzję".
- Osoba, która dzieli z tobą życie, powinna mieć możliwość odgrywania w nim konkretnej roli - mówił zapowiadając prace nad stworzeniem ram działania dla prezydenckiej małżonki.
Obecnie małżonka prezydenta nie ma żadnego oficjalnego statusu. Ma jednak prawo do swojego biura, zatrudniania asystentów i ochrony co kosztuje podatników ok. 450 tys. euro rocznie.
Stworzenie formalnego stanowiska dla pierwszej damy oznaczałoby konieczność stworzenia dla tej instytucji osobnego budżetu.
To ostatnie nie spodobało się pisarzowi Thierry'emu Paulowi Valette, który stwierdził, że nie ma powodu, by żona prezydenta otrzymała budżet ze środków publicznych. - Brigitte Macron ma już dziś dwie czy trzy asystentki, a także dwie sekretarki i dwóch ochroniarzy. To wystarczy - powiedział Valette, który jest autorem petycji w tej sprawie.