Wydatki na dokształcanie podnoszą tylko ogólny poziom wiedzy, która nie przyda się w działalności gospodarczej. Tak fiskus uzasadnia niekorzystne dla przedsiębiorców interpretacje. Choć wydawało się już, że zmieni zdanie.
Przypomnijmy, że w „Rzeczpospolitej" z 21 października opisaliśmy m.in. interpretację zabraniającą rozliczania w kosztach wydatków na naukę języka angielskiego poniesionych przez notariusza, który chciał zdobyć uprawnienia tłumacza przysięgłego. Oraz na doktorat radcy prawnego prowadzącego własną kancelarię. Skarbówka uznała, że te inwestycje nie przydadzą się w firmie.
Dwa dni po naszej publikacji minister finansów wydał komunikat, w którym zapewnił, że interpretacje zostaną poddane analizie i ewentualnej zmianie.
Komunikat ministra nie pomaga
Okazuje się jednak, że ta deklaracja nie wpłynęła na stanowisko izb skarbowych. Wciąż wydają interpretacje zakazujące rozliczania w kosztach wydatków na edukację.
Przekonał się o tym przedsiębiorca zajmujący się pozyskiwaniem i rozliczaniem funduszy unijnych. Chce iść na studia na kierunku rachunkowość i finanse. Tłumaczy, że jest mu to potrzebne w prowadzonej przez niego działalności. Elementem rozliczania środków unijnych jest bowiem weryfikacja przedstawianych przez klientów dokumentów księgowych pod kątem zgodności z przepisami podatkowymi, a także regulującymi dany program operacyjny, w ramach którego projekt jest finansowany. Planuje też poszerzyć oferowane usługi o prowadzenie księgowości.