– Dla kogo te paluszki: dla pracowników czy klientów; są do biura czy na jakąś imprezę? – zapytała księgowa jedną z naszych czytelniczek. Do czego jej takie szczegółowe informacje o paluszkach? Żeby je prawidłowo rozliczyć w podatkowych kosztach. A o to niełatwo. Problem jest znany od lat, bez względu na to, czy chodzi o paluszki za 3 zł, obiad z kontrahentem za 100 zł, czy wyjazd integracyjny dla pracowników za kilkanaście tysięcy. Na wszystkie wydatki związane z konsumpcją czy rozrywką fiskus patrzy bowiem podejrzliwym okiem. Często nie rozumie, że przedsiębiorca ponosi je dla jakichś korzyści dla swojej firmy.

Fiskus często zmienia zdanie. Raz pozwala rozliczać w kosztach spotkania dla pracowników i samozatrudnionych, innym razem tylko dla tych pierwszych. Kiedyś kwestionował wydatki na alkohol, potem je akceptował, ostatnio znowu wyrzuca z kosztów. Czasami zgadza się bez żadnych zastrzeżeń na rozliczanie imprez promocyjnych, czasami odmawia, jeśli uzna, że za dużo na nich biesiadowania.

Czy jest szansa na rozwiązanie tych problemów? Pod koniec 2016 r. taką próbę podjęło Ministerstwo Rozwoju. Chciało zapisać w przepisach, że przedsiębiorcy mogą rozliczyć w kosztach połowę wydatków na spotkania z kontrahentami. Z wyjątkiem wyskokowych trunków. Po kilku dniach się z tej propozycji wycofało. Nowej na razie nie widać. ©?

W Monitorze Wolnej Przedsiębiorczości oceniamy gospodarcze działania rządu i pokazujemy bariery utrudniające funkcjonowanie firm. Dla czytelników, którzy na adres monitor@rp.pl napiszą, co ogranicza prowadzenie ich biznesu, mamy dwutygodniowy bezpłatny dostęp do e-wydania „Rzeczpospolitej". >Więcej rp.pl/monitor