Klimat silniejszy niż topór i miecz Wikinga

Wikingowie, nieustraszeni żeglarze, mogliby z powodzeniem nawigować po morzu atramentu, jakie wypisano na ich temat. I wszystko wskazuje, a zwłaszcza najnowsze badania naukowe, że morze to będzie się pogłębiać i rozszerzać.

Publikacja: 30.12.2016 06:00

Foto: Wikipedia

Wikingowie cieszą się reputacją ludzi wręcz zrośniętych z łodziami. Ale nie tylko, już dziatwie szkolnej wpajany jest ich ponury obraz – bicza bożego na średniowiecznych mieszkańców wybrzeży Europy.

Że tak ich rzeczywiście wówczas postrzegano, świadczą najnowsze wykopaliska przeprowadzone w Anglii. W hrabstwie Dorset odkryto masowy grób wikingów sprzed około tysiąca lat. Spoczywający w nim ludzie stracili życie w publicznej egzekucji. Znaleziono w nim przeszło 50 szkieletów pozbawionych czaszek. Dr Jane Evans i Carolyn Chenery z laboratorium NERC Isotope Geosciences w Nottingham ustalili, że mężczyzn pochowano między rokiem 930 a 1030.

Dzięki analizie uzębienia 10 z nich naukowcy orzekli, że przybysze dorastali w krajach z zimniejszym klimatem niż brytyjski. Badania wykazały, że pochodzą z różnych krajów skandynawskich. Na skandynawskie pochodzenie może wskazywać również wysokobiałkowa dieta. Tak dokładna analiza laboratoryjna była potrzebna ponieważ wśród szczątków nie znaleziono żadnych fragmentów ubrań czy elementów broni, które ułatwiłyby ich identyfikację. Zdaniem archeologów tuż przed egzekucją wikingowie zostali rozebrani do naga, a następnie publicznie ścięci przez miejscowych.

We wczesnym średniowieczu wikingowie często napadali na Anglię, a w 1016 roku podbili jej terytorium. Napadali zresztą, kogo się dało, a ziemie bezludne bądź słabo zaludnione kolonizowali. Jednak obraz wikingów, którzy w męskim gronie ruszali na wojenne eskapady – jak choćby w wyżej opisanym przypadku hrabstwa Dorset – być może należy zweryfikować, dodając do niego sporo pierwiastka kobiecego. Wikingowie nie pozostawiali w domu swoich kobiet podczas łupieżczych wypraw.

Wszyscy razem

Podstawą do takiego twierdzenia jest artykuł opublikowany w piśmie „Philosophical Transactions of the Royal Society B", jego autorami są genetycy z Uniwersytetu w Oslo, zespołem kierowała dr Erika Hagelberg. Norwescy naukowcy zbadali materiał genetyczny pochodzący od 45 osób, których kości zachowały się na cmentarzyskach środkowej i północnej Norwegii. Ludzie ci żyli w latach 793–1066. Zbadano DNA mitochondrialne z ich kości, a więc przekazywane w linii żeńskiej, z matki na córkę.

Czytaj także

Materiał ten porównano z materiałem analogicznym mieszkańców średniowiecznej Islandii oraz współczesnej Europy. Na tej podstawie badacze wyciągają następujący wniosek: kobiety wikingów odgrywały zasadniczą rolę w ekspansji i kolonizacji dokonywanej przez tych ludzi w rejonie północnego Atlantyku. Kobiety z archipelagów Orkadów i Hebrydów Zewnętrznych szczególnie intensywnie uczestniczyły w kolonizacji Islandii. Wniosek ten stoi w sprzeczności z wynikami wcześniejszych badań, z 2001 roku, według których pierwsi koloniści islandzcy przybyli najpierw w męskim gronie, a dopiero potem przywieźli kobiety gaelickie ze Szkocji (uprowadzone siłą lub kupione).

– W powszechnej opinii panuje przekonanie, że wikingowie w trakcie swoich rajdów siłą brali lokalne kobiety do swoich nowych zakładanych kolonii i domostw. Rzeczywistość była inna, na co wskazują badania genetyczne. Nordyckie kobiety uczestniczyły w procesie kolonizacji już od samego początku. Znacząca ich liczba była od razu włączana do nowych gospodarstw na małych kolonizowanych wysepkach – podkreśla dr Erika Hagelberg.

Jan Bill, archeolog z Muzeum w Oslo, współpracujący z zespołem genetyków, wyjaśnia: – Od dawna wiadomo, że wikingowie zabierali na swoje pionierskie wyprawy duże zwierzęta hodowlane, konie, krowy, świnie, dlaczego nie mieliby zabierać kobiet i dzieci? Z organizacyjnego, logistycznego punktu widzenia było to absolutnie możliwe. Myślę, że w wyprawach brały udział całe grupy rodzinne, nie tylko dorośli mężczyźni i dorosłe kobiety.

Prof. Władysław Duczko, wykładowca uniwersytetów w Uppsali i w Szczecinie, światowej renomy specjalista w zakresie dziejów i kultury wikingów, wyjaśnia mechanizm ich ekspansji: Głównym powodem wędrówek była demografia. Przyrost naturalny spowodował, że Skandynawia przeludniła się, reakcją było zajmowanie nowych ziem, ale wkrótce terenów uprawnych zaczęło brakować. Tendencja ta nałożyła się na wahnięcie klimatyczne – zrobiło się cieplej, łatwiej było przeżyć licznemu potomstwu. Nasiliły się walki o status wewnątrz poszczególnych skandynawskich społeczności. Sposobem na sukces było szybkie zdobycie dóbr materialnych – a więc łupiestwo.

Z drugiej strony, nastąpił przełom technologiczny – wynalazek nowego żagla w VIII wieku umożliwił ludziom z północy penetrację dalej położonych wód. Łodzie zaczęły docierać nie tylko do wybrzeży Europy, lekkie drakkary wpływały nawet w górę rzek. W wyniku tych wszystkich czynników w VIII wieku rozpoczął się opisywany w średniowiecznych kronikach furor Normanorum. Za symboliczny początek najazdów wikingów uważa się rok 792, kiedy złupili oni angielski klasztor w Lindisfarne.

A jednak nie starczało ani klasztorów, ani ziem uprawnych. To dlatego w 986 roku Eryk Rudy przekonał kilkuset Iudzi na Islandii – kobiet, mężczyzn i dzieci – aby wsiedli na łodzie (knorry) razem z dobytkiem i popłynęli do lądu położonego daleko na oceanie. Wyprawę tę uwieczniły skandynawskie sagi. Opisują, jak po wielu dniach trudnej żeglugi z gęstej mgły wyłoniło się wybrzeże. Łodzie z dziobami ozdobionymi rzeźbami potworów wolno sunęły po czarnej wodzie fiordów pozbawionych lodu. Widok nie był budujący, mało gościnne wybrzeże, skrawki dolin pokryte cienkim dywanikiem arktycznej roślinności. Kolonistom nie pozostało nic innego, jak zwrócić się o pomoc do bogów: Odyna, Thora; niektórzy, niedawno nawróceni na nową wiarę, błagali o wstawiennictwo Jezusa. Odyn, Thor i Jezus dopomogli, mimo że na pierwszy rzut oka wydawało się, że nie mają szans, koloniści jednak zdołali wkomponować się w pejzaż Grenlandii.

Dlaczego więc kilkaset lat później ich potomkowie zniknęli w tajemniczy sposób? Badacze dziejów długo nie potrafili znaleźć przyczyny. Niektórzy przypuszczali, że unicestwili ich Inuici, którzy wylądowali na wyspie w XIII wieku. Wysuwano przypuszczenie, że ziemia okazała się zbyt mało urodzajna, klimat zbyt surowy, epidemie różnych chorób zbyt gwałtowne.

Tę jedną z największych zagadek Skandynawii rozwiązali archeolodzy z North Atlantic Biocultural Organisation, którzy od wielu lat prowadzą badania na Grenlandii. Artykuł o tym zamieściło prestiżowe pismo „Science". Archeolodzy przebadali stanowisko Tasilikulooq – pradawną farmę wikingów. Jak wyjaśnia uczestniczący w wykopaliskach dr Jette Arneborg z Muzeum Narodowego w Kopenhadze, dieta wikingów na Grenlandii wskazuje, że nie cierpieli nędzy, warunki ich życia były zbliżone do tych, jakie panowały wśród ich pobratymców europejskich.

Tajemnica

Pomimo trudnych początków osadnicy umacniali się, wznosili zabudowania gospodarcze, kościoły. 400 kilometrów na północ od pierwszej kolonii powstała druga, koło dzisiejszego Nuuk. Archeolodzy zinwentaryzowali pozostałości ponad 400 obiektów. W szczytowym momencie tego pierwotnego, średniowiecznego osadnictwa Grenlandię zamieszkiwała populacja licząca od 3000 do 5000 osób (obecnie 55 000).

A teraz badania zespołu z North Atlantic Biocultural Organisation pokazują, czym parali się ci ludzie. Hodowla i pasterstwo zajmowały ich w mniejszym stopniu niż handel. Prowadzili wymianę ze Skandynawią, dostarczali futer niedźwiedzi polarnych i lisów arktycznych – w zamian za deficytowe zboże. Na Grenlandii lato jest zbyt krótkie, aby uprawiać pszenicę czy żyto. Na Grenlandii praktycznie nie rosną drzewa, dlatego miejscowi sprowadzali drewno, a także narzędzia żelazne. Mieli za co kupować te towary, ponieważ dysponowali w dużej ilości czymś, za czym Skandynawia, i w ogóle średniowieczna Europa, wprost przepadała, a czego tam brakowało: kością morsa arktycznego – zastępowała kość słoniową, najczęściej ją udawała.

Archeolodzy z North Atlantic Biocultural Organisation ustalili, że kluczem do ekonomii osadników na Grenlandii była właśnie kość morsa arktycznego: Skandynawowie natrafili na północnym Atlantyku na ekosystem morski, w którym wprost roiło się od morsów, mogli go eksploatować, uzyskiwać cenny surowiec w postaci kości, a przy okazji mieli pod dostatkiem mięsa. Badania nad dietą średniowiecznych mieszkańców Grenlandii pokazują, jak wiele tego mięsa spożywali – wyjaśnia Jette Arneborg.

Badania te pokazują także, jak zmieniła się ta dieta w ciągu 450 lat osadnictwa. Analizy izotopowe węgla (C12 oraz C13) zawartego w kolagenie występującym w szkieletach odkopanych na Grenlandii wykazały, że w momencie, gdy wikingowie grenlandzcy zaczęli zanikać pod koniec XII i w XIII wieku, produkty pochodzenia morskiego stanowiły 80 proc. ich diety. A zatem, powodem nie był brak pożywienia. Więc co się stało?

Poczynając od XII–XIII wieku, gospodarka i klimat zaczęły się zmieniać. Najnowsze badania poczynione przez amerykańskich naukowców i opublikowane na łamach pisma „Proceedings of the US National Academy of Sciences" rzucają nowe światło na to wydarzenie. Do analizy wykorzystano dane pochodzące z rdzeni osadowych z jednego z jezior w zachodniej części Grenlandii. Na ich podstawie można określić, jaki klimat panował na wyspie na przestrzeni ostatnich 5600 lat. Okazuje się, że po roku 1100 w ciągu zaledwie 80 lat nastąpiło znaczące ochłodzenie. Średnia temperatura obniżyła się aż o 4 stopnie. To tak, jakby w ciągu jednego pokolenia klimat panujący w Warszawie zmienił się na taki, jaki panuje na Islandii.

Pomyłka językowa

Nagłe oziębienie pokrywa się z momentem zniknięcia cywilizacji nordyckiej, która z powodu coraz niższych temperatur nie mogła już zapewnić sobie wystarczających warunków egzystencji. Większość osad zniknęła już w XII i XIII stuleciu, ostatnie kolonie na zachodnim wybrzeżu Grenlandii zostały opuszczone w połowie XIV wieku, a na wschodnim wybrzeżu na początku XV wieku.

Na razie nie wiadomo, co dokładnie mogło spowodować tak znaczące ochłodzenie. Być może było to związane ze zmianami aktywności słonecznej lub z wybuchami wulkanów. Wiadomo jednak na pewno, że średniowieczni osadnicy przegrali na Grenlandii z klimatem, z niską temperaturą. Morsom ona nie przeszkadza, ale ludziom – tak, zwłaszcza wtedy, gdy nie ma drewna, węgla i nie ma czym ogrzewać pomieszczeń.

Powiadają, że kłamstwo ma krótkie nogi. Legenda głosi, ale wspominają o tym także źródła pisane, że Eryk Rudy był ścigany w Norwegii i Islandii za zabójstwo. Dlatego wyruszył na północny zachód, nie wiedząc, dokąd trafi. Dotarł na południowo-wschodnie wybrzeże Grenlandii, największej wyspy świata. Postanowił ściągnąć na nią osadników. Było to trudne, dlatego, aby nakłonić ludzi do długiej i niebezpiecznej podróży przez Atlantyk, uciekł się do oszustwa, rozgłaszał, że Grenlandia jest zieloną krainą pozbawioną lodu. I właśnie, jak na ironię, z lodem przegrali. Złośliwość losu w czystej postaci.

Grenlandzka pokrywa lodowa istnieje od trzech milionów lat, natomiast obecna czapa lodowa ma ponad 100 tysięcy lat. Lądolód Grenlandii zawiera tyle wody, że po jego roztopieniu poziom oceanów podniósłby się o 7 metrów. Gdyby tysiąc lat temu, kiedy żył Eryk Rudy, Grenlandia rzeczywiście była „zieloną wyspą", wiele średniowiecznych miast portowych znajdowałoby się pod wodą, co przecież nie miało miejsca. Czy zatem Eryk Rudy aż tak bardzo kłamał?

Naukowcy mają co do tego wątpliwości. Nie wykluczają, że podczas ograniczonego terytorialnie ocieplenia, we wczesnym średniowieczu, temperatura na południu Grenlandii była zbliżona do tej z lat 80. XX wieku. Tę część wyspy rzeczywiście można nazywać zieloną podczas krótkiego lata. Poza tym na starych mapach widnieją takie nazwy jak „Engronelant" i „Gruntland", co oznacza „grunt", „ziemię" i może się odnosić do płytkich zatok – właśnie te „ziemne" nazwy mogły zostać błędnie przetłumaczone na „zielony".

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Wikingowie cieszą się reputacją ludzi wręcz zrośniętych z łodziami. Ale nie tylko, już dziatwie szkolnej wpajany jest ich ponury obraz – bicza bożego na średniowiecznych mieszkańców wybrzeży Europy.

Że tak ich rzeczywiście wówczas postrzegano, świadczą najnowsze wykopaliska przeprowadzone w Anglii. W hrabstwie Dorset odkryto masowy grób wikingów sprzed około tysiąca lat. Spoczywający w nim ludzie stracili życie w publicznej egzekucji. Znaleziono w nim przeszło 50 szkieletów pozbawionych czaszek. Dr Jane Evans i Carolyn Chenery z laboratorium NERC Isotope Geosciences w Nottingham ustalili, że mężczyzn pochowano między rokiem 930 a 1030.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Plus Minus
Bogaci Żydzi do wymiany
Plus Minus
Robert Kwiatkowski: Lewica zdradziła wyborców i członków partii
Plus Minus
Jan Maciejewski: Moje pierwsze ludobójstwo
Plus Minus
Ona i on. Inne geografie. Inne historie
Plus Minus
Irena Lasota: Po wyborach