Czy rzeczywiście? Architekci i wizjonerzy są innego zdania, twierdzą, że można, i przedstawiają wizję pływających miast. Gdy Jules Verne pisał w 1871 r. powieść „Pływające miasto", było to klasyczne science fiction. Współczesna technika, materiały, technologia osiągnęły jednak taki poziom, że pozwalają realnie myśleć o tego rodzaju przedsięwzięciach. Pływające miasta – polyviles, wielowyspy – zaproponował zespół z Uniwersytetu Technologicznego w Compiegne. Polyviles będą się składały z odrębnych wysepek średnicy 3 km i powierzchni 7 km kw.; na każdej z nich zamieszka 22 700 osób. Wieloboczne wysepki po połączeniu będą przypominały plaster miodu. Każda będzie dysponowała oddzielnym źródłem energii. Będą one zróżnicowane (energia wiatru, fal, uzyskiwana z biomasy). Mieszkańcy sami też będą wytwarzali energię, chodząc po chodnikach. Umożliwią to „mechaniczne kamienie", uginając się i w ten sposób wytwarzając prąd.
Do komunikacji wewnątrz tej struktury posłuży sieć kanałów. Sześć z nich, o szerokości 20 m, umożliwi niewielkim statkom, jachtom żaglowym i motorowym wpływanie do portu ulokowanego wewnątrz miasta. Mniejsze kanały zapewnią cyrkulację wokół komórek tworzących poszczególne dzielnice, będą odpowiednikiem uliczek osiedlowych. Na każdym osiedlu znajdą się parki, promenady. Ogrody i warzywniki na dachach domów sprawią, że powietrze będzie świeże, natlenione, a temperatura podczas letnich upałów stosunkowo niska. Polyviles będą dysponowały oryginalnym systemem transportowym w postaci tzw. ecobuli – kabin na szynach przesuwanych magnetycznie. Kabina pomieści dziesięć osób.
Wieczne pływanie
Francuski architekt Jacques Rougerie od ponad 30 lat projektuje podwodne siedliska i podmorskie muzea. Nie dziwi go, że podwodne wyprawy są mniej nagłaśniane niż wyprawy w kosmos. Tłumaczy to następująco: „Od stuleci podwodny świat fascynuje ludzkość. Jednocześnie morze budzi grozę, ponieważ przez tysiące lat pochłonęło niezliczoną liczbę żeglarzy, pod wodą znalazły się nawet całe miasta. W czasie gdy trwał wyścig kosmiczny, Jacques-Yves Cousteau ulepszał aparat dla płetwonurków, tworzył pierwsze projekty podwodnych domów, korzystając ze zdobyczy ówczesnej technologii, dziś powiedzielibyśmy, że popularyzował ocean. Wtedy dopiero ludzie zdali sobie sprawę, że ocean nie zawsze jest posępną i straszliwą otchłanią. Rafy koralowe, niczym galaktyki, budzą zachwyt, w środku oceanu kryją się niewyobrażalne bogactwa, takie jak energia odnawialna, bakterie, wirusy, które można będzie w przyszłości wykorzystać do produkcji leków i żywności".
Właśnie Jacques Rougerie jest autorem projektu, o którym sam mówi, że jest rodem z powieści Jules Verne,a. Nazwał azywał go Sea Orbiter – Morski Orbiter. U podstaw pomysłu są także, a nawet przede wszystkim, autentyczne, wieloletnie oceaniczne wyprawy badawcze odbywane jeszcze na drewnianych żaglowcach. Zdobywały się na nie najwybitniejsze postacie w dziejach badań naukowych, między innymi Karol Darwin (1831 r.), Jean-Francois de La Pérouse (1785 r.), James Cook (1768 r.). Odkrywcy ci, oprócz penetrowania wciąż wtedy nieznanych połaci morskich, prowadzili zaplanowane badania wodnego środowiska, flory i fauny. Były to pierwsze systematyczne badania oceanograficzne. Z punktu widzenia marynarzy z tych żaglowców trwały zbyt długo, natomiast zdaniem naukowców uczestniczących w tych wyprawach – stanowczo za krótko. Dlatego Sea Orbiter, jeśli powstanie, stworzy badaczom komfortowe miejsca pracy i życia na bardzo długi czas, o wiele dłuższy, niż oferują współczesne statki badawcze, których rejsy trwają zazwyczaj kilka tygodni.
Sea Orbiter to zupełnie inny pomysł na badania oceanograficzne niż w przypadku laboratoriów podwodnych, takich jak amerykański „Aquarius" zakotwiczony na stałe u wybrzeży Florydy na głębokości 18 m. Tego rodzaju stacjonarne podwodne laboratoria, a także nadbrzeżne stacje naukowe umożliwiają badania wyłącznie w jednym miejscu, natomiast Sea Orbiter – wszędzie, niemal bez ograniczeń, z wyjątkiem zamarzniętych rejonów podbiegunowych. Pozwoli się ponieść prądowi Golfsztrom, podobnie jak to zrobił w 1969 roku Jacques Piccard, dryfując 3000 km wraz z tym prądem w skonstruowanym przez siebie mezoskapie „Ben Franklin". Sea Orbiter rozwiązuje problem zbyt krótkich naukowych rejsów. Będzie pływał praktycznie nieustannie. Projekt zakłada, że pierwszy generalny przegląd techniczny zostanie przeprowadzony dopiero po 15 latach! Efektywność tak prowadzonych badań będzie nieporównywalna z dorywczymi, kilkutygodniowymi badaniami. Załoga będzie wymieniana co kilka tygodni lub miesięcy, w zasadzie dowolnie, w zależności od potrzeb badawczych i tych bardziej prozaicznych, czysto ludzkich.
Sea Orbiter będzie gigantyczną dryfującą boją zdaną na wiatr, fale i prądy morskie, wysokości 51 m, z czego 31 m znajdzie się pod wodą. W części podwodnej będzie ulokowany poziomy statecznik w kształcie dysku, zbiornik paliwa, maszynownia, elektrownia, instalacja do odsalania wody, magazyn żywności. Będzie mogła zatrzymywać się w dowolnych ciekawych miejscach, nad podwodnymi grzbietami czy wulkanami, i tkwić nieruchomo dzięki śrubom i sterom strumieniowym poruszanym silnikami elektrycznymi. Kadłub zostanie podzielony na osiem kondygnacji, z czego pięć znajdzie się nad powierzchnią wody. Dwie najniższe kondygnacje zostały zaprojektowane jako szczelne, hermetyczne, przeznaczone dla ośmiu nurków. Na jednej podwodnej kondygnacji zostanie zamontowana ogromna panoramiczna szyba pozwalającą obserwować podwodny świat „w kapciach", bez konieczności zakładania skafandra. Umieszczone na poziomie tej kondygnacji kamery będą filmowały życie oceanu 24 godziny na dobę. Taki instrument badawczy naukowcy otrzymają po raz pierwszy.