To nie jest pomnik Ireny Sendlerowej

W publikacji Bikont razi maniera udowadniania na każdej niemal stronie istnienia „zwierzęcego polskiego antysemityzmu" i demonizowanie Narodowych Sił Zbrojnych – porównywanie tej organizacji niemalże do gestapo.

Aktualizacja: 19.11.2017 08:33 Publikacja: 18.11.2017 23:01

Anna Bikont, „Sendlerowa. W ukryciu", Wydawnictwo Czarne

Anna Bikont, „Sendlerowa. W ukryciu", Wydawnictwo Czarne

Foto: Rzeczpospolita

Świat dowiedział się o istnieniu Ireny Sendlerowej po premierze filmu „Lista Schindlera", gdy grupa amerykańskich studentek postanowiła wystawić sztukę o Polce, która uratowała więcej Żydów niż główny bohater filmu Spielberga. Do tego doszła kampania zorganizowana przez MSZ, w której zamyśle historia Sendlerowej miała zrównoważyć straty wizerunkowe, jakie przyniosła Polsce publikacja książki Jana Tomasza Grossa o pogromie w Jedwabnem. Tyle tylko, że bohaterka nowej książki Anny Bikont nie jest łatwa do zaszufladkowania.

Bikont kreśli wielowymiarowy obraz, który pokazuje Sendlerową zarówno jako aktywistkę działającą przed wojną wśród bezrobotnych kobiet samotnie wychowujących dzieci, jak i osobę, która w czasie II wojny światowej wraz z grupą współpracowników ratowała Żydów – głównie dzieci, a po wojnie zwalczała antysemityzm.

Nie ma wątpliwości, że Sendlerowa była socjalistką (przed wojną sympatyzowała z Polską Partią Socjalistyczną, w czasie wojny należała do Robotniczej PPS) i miała pewną charakterystyczną dla tej grupy politycznej wrażliwość społeczną.

Książka Bikont bynajmniej nie jest jednak próbą budowania pomnika jej bohaterce. Autorce w wielu przypadkach udało się rozbić w pył budowany przed laty, także przez Irenę Sendlerową, mit. Wiele faktów opisywanych przez Sendlerową zweryfikowała negatywnie. Ten np., że jakoby po nagonce antysemickiej w 1968 roku jej dzieci były szykanowane i nie dostały się na studia; w rzeczywistości nie zdały po prostu egzaminów wstępnych. Zaskakuje też jej powojenny oportunizm i flirt z komunizmem. W 1947 roku wstąpiła do PPR, a potem była członkiem PZPR (pracowała m.in. w KC PZPR). Najprawdopodobniej była w partii aż do momentu jej rozwiązania. Pracowała też w Ministerstwie Zdrowia. Nie ma twardych dowodów na to, że – jak twierdziła – była prześladowana przez UB.

Jej życie osobiste niemal kompletnie się rozsypało; „Mąż był w oflagu, ukochany zaś w getcie" – pisze Bikont. Niewątpliwie była filosemitką, w czasie wojny i już po niej przekonaną, że żydowskie dzieci muszą dołączyć do swojego narodu.

Trudno również precyzyjnie stwierdzić, jak wiele osób uratowała. Ona sama podawała, że uczestniczyła w ratowaniu 2,5 tys. dzieci. Tyle że nie sposób tego zweryfikować, nie istnieje żadna mityczna „lista Sendlerowej". Bez wątpienia większość takich przypadków była efektem pracy zespołowej grupy urzędników i działaczy PPS z warszawskiego ratusza, a także referatu dziecięcego Rady Pomocy Żydom Żegota, którym kierowała. Sendlerowa w większym stopniu koordynowała, jak wytrawny logistyk, działania, niż osobiście wyprowadzała dzieci z getta, co zwykło jej się przypisywać.

W publikacji Bikont razi maniera udowadniania na każdej niemal stronie istnienia „zwierzęcego polskiego antysemityzmu" i demonizowanie Narodowych Sił Zbrojnych – porównywanie tej organizacji niemalże do gestapo. Można odnieść wrażenie, że organizacje katolickie na sztandarach wypisany miały wyłącznie antysemityzm. Jednocześnie autorka podaje liczne przypadki umieszczania żydowskich dzieci w sierocińcach prowadzonych przez zakony, dzięki czemu udało im się przeżyć.

Oczywiście, osoby ukrywające Żydów musiały lawirować pomiędzy szmalcownikami, ale można odnieść wrażenie, że w książce Bikont zostały zachwiane proporcje. Niewiarygodnie brzmią umieszczone w niej historie w stylu polowania z widłami na Żydów pod Wołominem i określanie takich zachowań jako „sportu narodowego Polaków".

Trudno też zgodzić się ze stawianą przez autorkę tezą, że Sprawiedliwi – odznaczani przecież przez izraelski Instytut Yad Vashem – byli wykorzystywani w nagonce antysemickiej, aby budować narodowe alibi przyzwoitości Polaków.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Świat dowiedział się o istnieniu Ireny Sendlerowej po premierze filmu „Lista Schindlera", gdy grupa amerykańskich studentek postanowiła wystawić sztukę o Polce, która uratowała więcej Żydów niż główny bohater filmu Spielberga. Do tego doszła kampania zorganizowana przez MSZ, w której zamyśle historia Sendlerowej miała zrównoważyć straty wizerunkowe, jakie przyniosła Polsce publikacja książki Jana Tomasza Grossa o pogromie w Jedwabnem. Tyle tylko, że bohaterka nowej książki Anny Bikont nie jest łatwa do zaszufladkowania.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Zanim nadeszło Zmartwychwstanie
Plus Minus
Bogaci Żydzi do wymiany
Plus Minus
Robert Kwiatkowski: Lewica zdradziła wyborców i członków partii
Plus Minus
Jan Maciejewski: Moje pierwsze ludobójstwo
Plus Minus
Ona i on. Inne geografie. Inne historie