Globalizacji zdarzył się wypadek. W czasach, kiedy ten sam serek możemy kupić w sklepach od Nowego Jorku przez Dubaj po Lizbonę, kiedy słuchamy tej samej muzyki pop, ludzie w wielu państwach zażądali „swojskości", którą mają im zapewnić populistycznie nastawieni politycy prawicy lub lewicy. Poszukiwanie utulenia wśród „swoich", a nie „globalnych" wartości, opowieści o powrocie do swojej kultury i religii są jak powracanie do dawno opuszczonych kościołów zamienionych na dyskoteki. Oto kulturowy wymiar tego, co zdarzyło się w polityce ostatniej dekady.
Punktem odniesienia dla tego podejścia jest nacjonalizm, a właściwie jego specyficzny populistyczny rodzaj. Część elity, niezadowolona ze swojego statusu w poprzednich dekadach, a dokładnie w okresie Pax Americana po 1989 roku, wymyśliła opowieść dla szerszych mas i je pociągnęła. Po czym można poznać współczesny populistyczny nacjonalizm? Po pierwsze, część niedawnych elit podaje się za kogoś innego i ogłasza wojnę z elitą. Na jej wezwanie staje zubożała klasa średnia. Po drugie, narzędziem tej wojny ma być demokracja bezpośrednia. Wola ludu staje się prawem – dlatego uzasadnia się naruszanie norm prawnych. Ważnym składnikiem tego „nowego" jest frontalna krytyka globalizacji, NATO, a najczęściej Unii Europejskiej.
I wreszcie najważniejsze: obietnica wielkiej zmiany, odcięcia się od poprzedniego systemu. W niektórych przypadkach pojawia się też obietnica sukcesu gospodarczego. Za tym idzie zwiększanie obecności państwa w gospodarce, rządowe inwestycje itd. Można powiedzieć, że dzisiejszy populistyczny nacjonalizm jest cyfrową wersją przedwojennego (analogowego) faszyzmu. W istocie mechanizm jest prosty: dzisiejszy nacjonalistyczny populizm to instrument walki o władzę i pieniądze części elity z inną jej częścią. Ilustracją tego może być kariera polityczna Donalda Trumpa, który zdołał przekonać obywateli USA, że on z tymi, z którymi jeszcze niedawno namiętnie fotografował się na balach i rautach, nie ma nic wspólnego.
Populistyczno-nacjonalistyczny trend obejmuje praktycznie cały polityczny Zachód, jego oddziaływanie znajdziemy w każdym państwie Europy i w USA. W Holandii w wyborach z 2017 r. Partia Wolności uzyskała drugie miejsce i 20 mandatów w parlamencie. W Niemczech AfD jest po ostatnich wyborach trzecią siłą w Bundestagu. Pozycja Marine le Pen w ostatnich wyborach we Francji, szczególnie prezydenckich, pokazała, jak wielkie wpływy mają nacjonaliści francuscy. Trend nie ominął Szwajcarii, gdzie antyislamska Partia Ludowa zdobyła w wyborach w październiku 2015 r. ponad 29 proc. głosów, co dało jej pierwsze miejsce.
Partie populistyczne pokonały największą barierę niemożliwości i weszły do rządów, czyli na polityczne salony. W Norwegii u władzy jest Partia Postępu, która cztery lata temu zdobyła ponad 16 proc. głosów. Najdziwniejsza i najbardziej znamienna jest sytuacja Grecji. Tam u steru rządów trwa blok, w którego skład weszły Syriza, skrajnie lewicowa partia kierowana przez Aleksisa Ciprasa, i skrajnie prawicowa partia Niezależni Grecy. Już sama Syriza ma 149 miejsc w 300-osobowym greckim parlamencie.