Jan Bończa-Szabłowski: Jak lepiej wydać miliony Polskiej Fundacji Narodowej

Jeśli chce się promować Polskę za granicą, to warto się przyjrzeć, jak od lat świetnie robi to Instytut Adama Mickiewicza. I Polska Fundacja Narodowa powinna być jego naturalnym wsparciem.

Aktualizacja: 14.10.2017 14:52 Publikacja: 13.10.2017 17:00

Jan Bończa-Szabłowski: Jak lepiej wydać miliony Polskiej Fundacji Narodowej

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Powstanie Polskiej Fundacji Narodowej przyjąłem z entuzjazmem. Nazwa wprawdzie dęta (Polska i Narodowa w naszym kontekście znaczą przecież to samo), ale założenia szlachetne. Uznałem, że zgromadzony tu ogromny kapitał pochodzący z największych spółek Skarbu Państwa dobrze będzie służył promocji Polski za granicą. Pojawiły się też sugestie, że nowa organizacja ma poprawić nasze samopoczucie. To znaczy pozbawić nas niepotrzebnych kompleksów w stosunku do innych narodów Europy. W końcu, jak przyznał wiceminister obrony Bartosz Kownacki, Francuzi powinni pamiętać, kto nauczył ich posługiwania się widelcem. Jak było w przypadku noża i łyżeczki do kawy, jeszcze nie ustalono.

Jeśli pierwsze działania fundacji miały zwrócić uwagę na jej istnienie, to nie można było tego zrobić lepiej. Setki kolorowych billboardów reklamujących np. sieć sklepów „Nie dla idiotów" zostały zalepione czarno-białymi opowieściami z życia sędziów, a właściwie byłych sędziów. Czasem nawet już nieżyjących. W efekcie o fundacji mówili wszyscy. Ponieważ miałem wrażenie, że jej twórcy niezbyt zrozumieli misję, którą sami wymyślili, postanowiłem im pomóc, by mogli wyjść z tej opresji z twarzą.

Jeśli chce się promować Polskę za granicą, to warto się przyjrzeć, jak od lat świetnie robi to Instytut Adama Mickiewicza. I Polska Fundacja Narodowa powinna być jego naturalnym wsparciem. Co ważne, zmiana dyrektora instytutu dokonana przez wicepremiera Glińskiego nie wywołała tym razem protestów, bo Krzysztof Olendzki budzi powszechny szacunek. Wieloletnie dokonania instytutu są imponujące, a zakres działań coraz szerszy. Bo kto lepiej upomni się o nasze dobre imię niż nasi artyści? Co lepiej dotrze do serc, wrażliwości i wyobraźni niż muzyka Chopina, Szymanowskiego, Paderewskiego, Pendereckiego, Lutosławskiego, Kilara czy Mykietyna?

Jeśli Ministerstwo Kultury uświadomi sobie, że „wycinki" w teatrach są równie szkodliwe jak wycinki w Puszczy Białowieskiej, to również teatr, podobnie jak film, może promować nasze dobre imię. Co do literatury, to sugeruję, by bardziej postawić na Brunona Schulza niż np. Wojciecha Wencla. Przynajmniej na razie.

Co do lepszego samopoczucia, to żałość i trwoga oraz poczucie niemocy ogarniają dyrektorów największych polskich muzeów i galerii, gdy na aukcjach dzieł sztuki pojawiają się wybitne arcydzieła malarstwa polskiego. Przepisy wprawdzie gwarantują pierwszeństwo zakupów narodowym instytucjom kultury, ale środki, jakimi one dysponują, praktycznie uniemożliwiają przystąpienie do licytacji. A czy Polska Fundacja Narodowa nie powinna wspierać zakupu takich arcydzieł? Wiem, że szefowie domów aukcyjnych są w dobrych relacjach z muzealnikami i zawsze powiadamiają ich, gdy na aukcji pojawi się jakiś rarytas. Wśród nich zdarzają się prace, które przez lata uchodziły za bezpowrotnie stracone. A potem po kilku chwilach publicznej prezentacji znów znikają w prywatnych kolekcjach. Czy w naszym tak boleśnie spustoszonym przez wojny kraju nie powinny być częścią kolekcji Polskiej Fundacji Narodowej?

Malczewski, Brandt, Axentowicz, Chełmoński, Makowski, Mehoffer, Gierymscy czy Witkacy to tylko niektóre nazwiska klasyków, z których możemy być dumni. Ale są też tacy niedocenieni, jak Mojżesz Kisling czy Mela Muter, oraz twórcy współcześni, którym łatwo byłoby nadać światowy wymiar. Wspomniałem oczywiście o malarzach polskich, choć światowych. Bo o światowych, choć niepolskich, na razie też możemy sobie pomarzyć. Gdyby jednak Polska Fundacja Narodowa gromadziła co roku 100 milionów złotych i nie straszyła rodaków czarno-białymi billboardami, to po czterech latach uzbierałaby tyle, że wystarczyłoby na zakup „Krzyku" Edvarda Muncha.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Powstanie Polskiej Fundacji Narodowej przyjąłem z entuzjazmem. Nazwa wprawdzie dęta (Polska i Narodowa w naszym kontekście znaczą przecież to samo), ale założenia szlachetne. Uznałem, że zgromadzony tu ogromny kapitał pochodzący z największych spółek Skarbu Państwa dobrze będzie służył promocji Polski za granicą. Pojawiły się też sugestie, że nowa organizacja ma poprawić nasze samopoczucie. To znaczy pozbawić nas niepotrzebnych kompleksów w stosunku do innych narodów Europy. W końcu, jak przyznał wiceminister obrony Bartosz Kownacki, Francuzi powinni pamiętać, kto nauczył ich posługiwania się widelcem. Jak było w przypadku noża i łyżeczki do kawy, jeszcze nie ustalono.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Plus Minus
Kobiety i walec historii
Plus Minus
Inwazja chwastów Stalina
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Putin skończy źle. Nie mam wątpliwości
Plus Minus
Michał Szułdrzyński: Elon Musk na Wielkanoc
Plus Minus
Piotr Zaremba: Reedukowanie Polaków czas zacząć