Maria Teresa jak Angela Merkel

W Wiedniu znów egzorcyzmują widmo Habsburgów. Po twórcy i grabarzu Austro-Węgier Franciszku Józefie przyszła kolej na jego praprababkę Marię Teresę.

Aktualizacja: 08.10.2017 16:55 Publikacja: 06.10.2017 00:01

„Maria Teresa w żółtej sukni”, Alois Hans Schram, 1894 r.

„Maria Teresa w żółtej sukni”, Alois Hans Schram, 1894 r.

Foto: Rzeczpospolita, Tina Haller Tina Haller

Cesarzowa mało dbała o swój wygląd, ale na cele reprezentacyjne nie skąpiła funduszy. Dlatego pewnie przyjęłaby ze zrozumieniem, że obchody 300. rocznicy jej urodzin zaczęły się w marcu i potrwają prawie do końca listopada.

Jubilatka zawsze miała dobrą prasę. Już za życia uchodziła za odnowicielkę zmurszałej monarchii. Dwa wieki później Maria Teresa okazała się postacią kluczową dla austriackiej racji stanu. Zwłaszcza gdy wyszło na jaw, że nad Dunajem budowanie tożsamości narodu na wartościach republikańskich idzie jak po grudzie. Zwyciężyła, jak zwykle, hipokryzja. Żyjących Habsburgów zmuszono do emigracji, natomiast ich przodków zaprzęgnięto do rydwanu bieżącej polityki historycznej. Nieprzypadkowo prezydenci Austrii rezydują w dawnych apartamentach cesarzowej w Hofburgu. Największe partie zgodnie podzieliły się dziedzictwem epoki terezjańskiej. Chadecy odwoływali się do konserwatyzmu i religijności Matki Narodu. Socjaliści widzieli w niej przede wszystkim modernizatorkę i obrończynię ubogich.

Marię Teresę wykorzystano też, by odciąć się od przegranych i skompromitowanych Niemców. Była wszak zdeklarowanym wrogiem „prusactwa" i politycznego cynizmu uosabianego przez Fryderyka Wielkiego (którego, jak wiadomo, wielbił Hitler). Konflikt Wiednia z Berlinem przedstawiano w kategoriach manichejskich jako starcie sił dobra i zła. Mniej chętnie przypominano, że cesarzowa przestawiła wektory polityki zagranicznej państwa. Za jej długiego, 40-letniego panowania Austria zaczęła wycofywać się z rywalizacji na Zachodzie, ograniczając swe ambicje do obszaru środkowej Europy. Odtąd przeznaczeniem Habsburgów stało się sterowanie niemiecko-słowiańsko-żydowsko-węgierskim (o pomniejszych nacjach nie wspominając) Titanikiem. Szczęście im sprzyjało. Monarchia poszła na dno dopiero w 1918 roku, i to w doborowym towarzystwie.

Amazonka w gorsecie

W wiedeńskim gabinecie figur woskowych Madame Tussaud Maria Teresa jest rokokową kokietką. Projektant plakatu reklamującego jubileuszowe wystawy też postawił na młodość i wdzięk. Wykorzystał pastelowy portret pędzla Liotarda: 26-letniej władczyni jest bardzo do twarzy w sukni z futrzanym szalem. Wygląda na zrelaksowaną, może nawet lekko się uśmiecha. Trochę kłóci się to z utrwalonym w tradycji wizerunkiem ociężałej matrony w żałobie, lecz z pewnością trafia do współczesnej wrażliwości. I dobrze robi na frekwencję.

Jubilatka urodziła się i umarła w Hofburgu, lecz jeśli gdzieś straszy jej duch, to w Schönbrunn. Ten habsburski Wersal okazał się najtrwalszą pamiątką jej panowania. Maria Teresa osobiście zajmowała się urządzaniem wnętrz. Dziwna rzecz: kobieta, która tylko raz w życiu na krótko opuściła własne państwo, uwielbiała egzotykę, przede wszystkim w azjatyckim wydaniu. Pamiątką tej pasji jest chociażby chiński gabinet, w którym potajemnie konferowała z kanclerzem Kaunitzem, czy indyjsko-perskie kolaże w milionowym pokoju, nazwanym tak od sumy wydanej na jego wystrój.

Cesarzowa była nieodrodnym dzieckiem swojej epoki. Wbijała się w gorset, pudrowała włosy i nałogowo grała w karty. Po ojcu odziedziczyła talent muzyczny: ponoć pięknie śpiewała włoskie arie, akompaniując sobie na szpinecie (odmianie klawesynu). Nie odziedziczyła jednak jego upodobania do sztywnej etykiety. Była przystępna i prostolinijna, lecz nie naiwna. Karol VI kazał wybić z okazji urodzin córki medal z napisem „Nadzieja dla świata". Ale wciąż miał nadzieję, że spłodzi syna, bo nie zrobił nic, by przygotować Marię Teresę do kierowania państwem. Uczyła się więc sztuki rządzenia na własnych błędach.

Matkę widywała tylko od święta. Wychowała ją ochmistrzyni dworu, co w tamtej epoce było rzeczą zwyczajną. Po latach hrabinę Charlottę von Fuchs pochowano w rodowej krypcie Habsburgów, obok grobowca przygotowanego dla cesarzowej, co najlepiej świadczy o więzi łączącej te dwie kobiety. Do nauczycieli Maria Teresa nie miała szczęścia. Odebrała nader powierzchowną edukację, jej łacina była mierna, francuszczyzna zaś cudaczna. Na co dzień mówiła dialektem wiedeńskim, z którego wykształceni Niemcy z północy rozumieli piąte przez dziesiąte.

Wstępując na tron, zastała pusty skarbiec, zdemoralizowaną armię i sędziwych ministrów. Traktaty, które Karol VI zawarł z sąsiadami, okazały się świstkami papieru. Nad Austrią zawisła groźba rozbioru. Maria Teresa wierzyła, że Bóg sprzyja sprawie Habsburgów i wrogowie wcześniej czy później zostaną pokonani. Hart ducha i nieustępliwość, zademonstrowane w początkach panowania, stały się fundamentem legendy niewiasty twardszej od otaczających ją mężczyzn.

Na wystawie „Siła kobiety, radość życia" w Muzeum Cesarskich Powozów można podziwiać srebrne ostrogi, którymi Wonder Woman z Wiednia zadawała szyku w 1741 roku w Preszburgu. Wjechała wtedy konno na wzgórze i – jak kazał zwyczaj – wymachiwała mieczem na cztery strony świata. Węgrzy byli zachwyceni swoim nowym królem. Dwa lata później Maria Teresa zarządziła uroczysty karuzel na cześć odzyskania Pragi. Ujeżdżała białego ogiera, wiodąc za sobą 16 dam dworu w strojach amazonek. Tego rodzaju eventy odbijały się głośnym echem w Europie, uwiecznianie przez usłużnych artystów budowały prestiż młodej władczyni. Bajkowe karoce, czyli „trony na kółkach", robiły zaś piorunujące wrażenie na maluczkich.

Płakała, ale wzięła

Maria Teresa zabezpieczyła przyszłość dynastii, rodząc szesnastkę dzieci. Wszyscy żyjący dziś Habsburgowie są jej potomkami. Wystawa „Rodzina i dziedzictwo" w Hofmobiliendepot nie pozostawia cienia wątpliwości, kto był głową familii. Nominalny cesarz, Franciszek Stefan Lotaryński, na wspólnym portrecie występuje jako Amor. Małżonka jest upozowana na Atenę. Kochała go, lecz trzymała z dala od polityki. Skompromitowawszy się jako wódz, Franciszek odkrył w sobie talent finansisty i kolekcjonera. Był dobrym duchem rodziny, a jego nagła śmierć wtrąciła dwór w żałobę. Maria Teresa całkiem serio myślała o abdykacji. Zrezygnowała z rozrywek i co miesiąc odwiedzała grób męża w krypcie Kapucynów.

Wizerunek Matki Poddanych umacniały epizody nagłaśniane przez ówczesną propagandę. Cesarzowa miała podać własną pierś głodnemu dziecku żebraczki. Nieletniego Mozarta wzięła na kolana i nagrodziła za grę słodkim buziakiem – tak przynajmniej utrzymywał ojciec kompozytora. Dla własnych dzieci była surowa i wymagająca. Córki wydawała za mąż bez oglądania się na ich uczucia (wyjątek zrobiła dla swej ulubienicy Marii Krystyny, która wyszła za księcia sasko-cieszyńskiego z miłości, a nie politycznej kalkulacji)

Przy okazji jubileuszu Austriacy postanowili się pochwalić dwoma świeżo odrestaurowanymi zabytkami. Położony w dolinie Morawy pałac Hof to architektoniczna perła. Zaprojektował go dla księcia Eugeniusza Sabaudzkiego budowniczy wiedeńskiego Belwederu Johann Lucas Hildebrandt. Cesarzowa dochodziła tu do siebie po stracie męża. Rezydencja, w której po wojnie urzędowała Armia Czerwona, jeszcze niedawno była w stanie żałosnym, dziś znowu wygląda jak na obrazie Canaletta.

Pierwszych biografów Marii Teresy interesowały wyłącznie militaria tudzież dyplomacja. Tym sprawom poświęcono, zainstalowaną w Hof, wystawę „Pakty i konflikty". Dla Polaka może być interesująca z kilku powodów. Większość z bitew armie jubilatki stoczyły bowiem na naszym obecnym terytorium. Wrocław, Legnica, Kłodzko, Małujowice, Dobromierz, Lutynia, Kunowice, Burkatów, Dzierżoniów – krew jej żołnierzy płynęła obficie, a co gorsza – na próżno. Śląsk dostał się Prusakom, czego cesarzowa nie przebolała do końca życia. Utratę dziedzicznej habsburskiej prowincji postrzegała bowiem jako naruszenie boskiego porządku.

Tak samo oceniała rozbiór Polski. Do udziału w bezecnej operacji parli kanclerz Kaunitz i dopuszczony do rządów najstarszy syn Józef. Maria Teresa miała wyrzuty sumienia. „Płakała, ale wzięła" – szydził Fryderyk. Salę poświęconą aneksji zdobi powiększona reprodukcja słynnego rysunku „Kołacz królewski" i alegoryczne malowidło Franza Antona Maulbertscha. Bogini mądrości Minerwa i patron biznesmenów Merkury przybywają do malowniczej, lecz zaniedbanej krainy. W tle widać jakieś bijatyki (reminiscencje konfederacji barskiej czy aluzja do karpackich bandytów?). W gablocie słomiany kapelusz, ozdobiony koralikami i pawimi piórami, ciupaga i kamizelka podbita baranim futrem, jak się zdaje huculskiej proweniencji. Galicja, razem z pozyskaną od Turcji Bukowiną, długo jeszcze uważane były w Wiedniu za egzotyczny nabytek, który najlepiej byłoby wymienić na coś cenniejszego – na przykład Bawarię.

Z nacji, którym matkowała, Maria Teresa najwyżej ceniła Węgrów. To oni przyszli z odsieczą, gdy los monarchii wisiał na włosku. Czesi zgrzeszyli wtedy brakiem lojalności, co nigdy nie zostało im zapomniane. Słowakom w ogóle odmawiano miana narodu. Czasy się zmieniły, więc ekspozycja w Hof jest dwujęzyczna. Do Bratysławy bliżej stąd niż do Wiednia.

W słowackiej stolicy sentyment do Habsburgów też napędza turystyczny biznes. Od 14 lat w ostatni weekend czerwca z zamku wyrusza orszak węgierskiego króla lub królowej. W tym roku replika korony świętego Stefana spoczęła na skroniach matki Marii Teresy, ale jubilatka też raczyła pokazać się ludowi – pozowała do zdjęć na placu Hviezdoslava. Pomysł, by odbudować zburzony w 1921 roku pomnik cesarzowej, a dla monumentu budzicieli narodu, postawionego w jego miejscu, znaleźć inną lokalizację, nie spodobał się jednak słowackim politykom.

Escoralu nie będzie

Z Hof bezpłatny autobus podwozi chętnych do myśliwskiego pałacyku Niederweiden, drugiego z niedawno odnowionych zabytków, zbudowanego według projektu samego Fischera von Erlacha. Z okazji jubileuszu w niewielkim obiekcie urządzono równie niewielką, lecz dającą do myślenia wystawę „Modernizacja i reformy". Dwa słowa, dwa fetysze. Wspomnienia dyplomatycznych kombinacji i dworskich intryg wyblakły, sława władczyni, która położyła fundamenty nowoczesnego państwa, wciąż jest żywa.

Motorem „dobrej zmiany" była wola utrzymania mocarstwowego statusu monarchii. Aby to osiągnąć, należało wzmocnić armię, usprawnić administrację i zwiększyć dochody budżetu. Tak jak na dzisiejszej Ukrainie, fachowców ściągano z zagranicy, nawet ze znienawidzonych Prus. Holender Gerard van Swieten nie sprawdził się jako nadworny lekarz, lecz Austria zawdzięcza mu reformę systemu edukacji, zaś jej stolica – ogród botaniczny. Nadal istnieją, stworzone w epoce terezjańskiej, szkoła językowa kształcąca tłumaczy i dyplomatów oraz szkoła medyczna, a założona w 1751 roku Akademia Wojskowa w Wiener Neustadt wciąż kształci oficerów. Historycy są zgodni – odgórna rewolucja przeprowadzona przez Jej Matczyną Wysokość pomogła przetrwać naddunajskiej monarchii napoleońską zawieruchę.

Najważniejsza była reforma podatkowa. Czas ekonomicznych przywilejów szlachty i ludzi Kościoła dobiegł końca. Maria Teresa fundowała ornaty, relikwiarze i szaty dla figury praskiego Jezulatka, lecz miała alergię na wtrącanie się duchownych w sprawy doczesne. Dewocja władczyni, żądającej od ministrów zaświadczeń o odbyciu spowiedzi i obowiązkowej obecności na mszach, nie przeszkadzała jej być asertywną wobec Rzymu i kasować święta kościelne. Władza krzywym okiem patrzyła na pielgrzymki, bo odciągały poddanych od pracy.

Wystawa „Kościół, klasztor, cesarzowa" nie mogła znaleźć lepszej lokalizacji niż Klosterneuburg. Karol VI bywał tu regularnie, chciał uczynić z podwiedeńskiego opactwa austriacki Escorial. Maria Teresa nie dokończyła dzieła ojca, uznając je za ekstrawagancję epoki słusznie minionej. Cenzura państwowa zastąpiła kościelną. Innowiercy nadal nie mieli jednak w państwie Habsburgów szans na karierę. Protestantów cesarzowa przesiedlała do Transylwanii. Nie znosiła też Żydów, którym zabroniła mieszkać w stolicy. Antysemityzm? Skądże znowu, do bliskiego kręgu jubilatki należał przechrzta baron Joseph von Sonnenfels, rektor wiedeńskiego uniwersytetu.

Jak widać, „matka chrzestna Europy" miała wiele twarzy. Dlatego dziś jedni mogą w niej dostrzec XVIII-wieczną Angelę Merkel, inni protofeministkę, jeszcze inni nowoczesną konserwatystkę, orędowniczkę moralności w polityce i życiu prywatnym. Trzysta lat minęło jak z bicza strzelił, zmieniły się kostiumy, tylko ludzie są wciąż tacy sami.

Wystawy z cyklu „Maria Teresa. Strateg – Matka – Reformator" są otwarte do 29 listopada. Więcej informacji: www.mariatheresia2017.at

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Cesarzowa mało dbała o swój wygląd, ale na cele reprezentacyjne nie skąpiła funduszy. Dlatego pewnie przyjęłaby ze zrozumieniem, że obchody 300. rocznicy jej urodzin zaczęły się w marcu i potrwają prawie do końca listopada.

Jubilatka zawsze miała dobrą prasę. Już za życia uchodziła za odnowicielkę zmurszałej monarchii. Dwa wieki później Maria Teresa okazała się postacią kluczową dla austriackiej racji stanu. Zwłaszcza gdy wyszło na jaw, że nad Dunajem budowanie tożsamości narodu na wartościach republikańskich idzie jak po grudzie. Zwyciężyła, jak zwykle, hipokryzja. Żyjących Habsburgów zmuszono do emigracji, natomiast ich przodków zaprzęgnięto do rydwanu bieżącej polityki historycznej. Nieprzypadkowo prezydenci Austrii rezydują w dawnych apartamentach cesarzowej w Hofburgu. Największe partie zgodnie podzieliły się dziedzictwem epoki terezjańskiej. Chadecy odwoływali się do konserwatyzmu i religijności Matki Narodu. Socjaliści widzieli w niej przede wszystkim modernizatorkę i obrończynię ubogich.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Zanim nadeszło Zmartwychwstanie
Plus Minus
Bogaci Żydzi do wymiany
Plus Minus
Robert Kwiatkowski: Lewica zdradziła wyborców i członków partii
Plus Minus
Jan Maciejewski: Moje pierwsze ludobójstwo
Plus Minus
Ona i on. Inne geografie. Inne historie