Jest taka organizacja, która skarży rząd Węgier do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości za sposób, w jaki rzekomo traktuje nielegalnych imigrantów – głos z telewizora przybiera wyraźnie złowrogi ton. – Czy powinniśmy na to dalej pozwalać? – lektor pyta retorycznie. Na ekranie pojawiają się budynki unijnych urzędów, nad nimi czarne chmury.
Choć nazwa organizacji w spocie telewizyjnym wyemitowanym przez węgierski rząd nie pada, nietrudno ustalić jej tożsamość. – Nikt poza nami nie występuje w obronie osób, które starają się o azyl na Węgrzech – tłumaczy „Plusowi Minusowi" Andras Lederer z węgierskiego oddziału Komitetu Helsińskiego. – Kiedy oskarżają cię o zdradę kraju, o to, że zostałeś zagranicznym agentem, musisz sobie wyrobić mechanizm obronny, bo inaczej nie będziesz mógł wykonywać dalej swojej roboty. Mój sposób: jak najszybciej zapomnieć o tym wszystkim, skoncentrować się na tym, co jest moim zadaniem – mówi.
Mimo szczelnych zabezpieczeń granicznych, jakimi Viktor Orbán usiłuje otoczyć Węgry, do kraju przedostało się w ostatnim czasie nieco ponad 2 tys. osób, które wystąpiły o status uchodźcy. W przytłaczającej większości (82 proc.) to uciekinierzy z Syrii, Iraku, Afganistanu, Somalii, krajów, które niemal automatycznie otrzymują gdzie indziej w Unii prawną ochronę. Węgrzy sami występowali w podobnej roli po radzieckiej inwazji w 1956 r., 200 tys. z nich otrzymało azyl w krajach zachodniej Europy. Ale dziś w kraju Orbána mniej niż co trzeci Syryjczyk może liczyć na ochronę.
– Są osadzeni w nieludzkich warunkach w dwóch obozach przy granicy z Serbią, gdzie pomoc medyczna jest bardzo zła, nie ma szkół dla dzieci, a tłumaczy jak na lekarstwo. Nie mają też prawa się stamtąd ruszyć, choć nie wiedzą, kiedy władze zdecydują o ich losie – mówi Lederer.
Odchodzenie od wartości
Sędziowie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu w kwietniu uznali, że rząd w Budapeszcie łamie art. 3 europejskiej konwencji praw człowieka, który zakazuje stosowania tortur i naruszania godności ludzkiej. Dla kraju, który chce być uznawany za demokratyczny i podkreśla swe chrześcijańskie korzenie, to zarzut ciężkiego kalibru. Ale węgierskie władze nie ustępują. I nie muszą się obawiać w tej sprawie presji społecznej, bo do niewielu Węgrów docierają argumenty Komitetu Helsińskiego.