19 października 1968 r. sąd skazał Dornę na karę śmierci, nie znajdując okoliczności łagodzących. Zakwestionował linię obrony żołnierza, który zasłaniał się niepamięcią co do przebiegu wydarzeń. Uzasadnienie wyroku brzmiało: „Oskarżony dopuścił się kilkunastu zbrodni na szkodę obywateli zaprzyjaźnionego państwa i na terytorium tego państwa. Oskarżony pełniący służbę wojskową na terenie Czechosłowacji był orientowany w kwestii nastrojów niewielkiej części społeczeństwa czechosłowackiego i w pełni zdawał sobie sprawę z tego, że każdy nieprzyjazny gest żołnierza polskiego skierowany przeciwko interesom obywateli tego państwa może być wykorzystany zarówno przez nieliczne miejscowe wrogie elementy, jak i zagraniczne ośrodki propagandowe, przeciwko interesom Państwa Polskiego".
Wyroku nie wykonano. Miesiąc po jego ogłoszeniu Dorna zwrócił się do ministra obrony narodowej Wojciecha Jaruzelskiego z prośbą o łaskę. W liście usprawiedliwiał swoje zachowanie m.in. „obelżywymi słowami kierowanymi przez obywateli czeskich pod adresem Wojska Polskiego, Partii i Rządu Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej". Dalej pisał: „Jestem człowiekiem młodym – 21 lat. Byłem członkiem ZMS, kandydatem PZPR, a w wojsku brałem aktywny udział w pracach KMW – byłem agitatorem politycznym w plutonie. Nie mam zamiaru tym usprawiedliwiać swojego postępowania i reakcji z mojej strony na takie postępowanie obywateli czeskich, ale to nie może pozostawać bez wpływu na tragiczne wypadki, za które zostałem skazany na karę śmierci. Jestem synem robotnika i matki robotnicy, rodzice byli współtwórcami Władzy Ludowej w okresie lat 1944–1948. Ojciec, były funkcjonariusz MO, brał aktywny udział w walkach z podziemiem reakcyjnym, bandami. Wychowano mnie w nienawiści do wroga klasowego, a zachowanie ob. czeskich w stosunku do mnie jako żołnierza Ludowego Wojska Polskiego na terytorium CRS było nacechowane wrogością (...)". Rok po procesie marszałek Marian Spychalski, przewodniczący Rady Państwa, zamienił Dornie aktem łaski karę śmierci na karę dożywotniego więzienia.
Miasto w żałobie
W Jiczynie po tragicznych wydarzeniach panowała napięta atmosfera. Na miejscu strzelaniny palono znicze i składano kwiaty. Władze oraz aparat bezpieczeństwa starały się nie dopuścić do zamieszek. Pracownicy zakładów przesyłali do rządu CSRS rezolucje potępiające polskiego żołnierza, domagając się surowej kary. Pracownicy Agrostroju w Jiczynie, gdzie zatrudniony był zamordowany Jaroslav Vesel?, pisali: „Ten bestialski czyn nie ma w naszym mieście, powiecie ani w całym kraju analogii od czasów okupacji faszystowskiej (...) Do czasu okupacji uważaliśmy naród polski i jego wojsko za swoich braci i sojuszników, z którymi przez wieki walczyliśmy przeciwko wspólnemu wrogowi, za naród Sienkiewicza i Mickiewicza, lecz teraz jesteśmy, niestety, zmuszeni patrzeć na nich jak na gwałcicieli i morderców (...) Jak z bratnią pomocą łączy się to, że pijani żołnierze z obcych wojsk mordują bez powodu naszych bezbronnych ludzi?".
O sytuacji natychmiast powiadomiono dowództwo 2. Armii w Hradec Kralove oraz władze czechosłowackie, zarówno wojskowe. jak i cywilne. Doszło do serii spotkań polskich dowódców z dowództwem czechosłowackim oraz władzami miejskimi w Jiczynie. Płk Czesław Kiszczak, wtedy zastępca szefa Wojskowej Służby Wewnętrznej, spotkał się z gen. Stavinoką z Czechosłowackiej Armii Ludowej (CzAL). Ten ostatni miał „określić wypadek jako przykry i wyrazić pogląd, że jego przyczyną było nieporozumienie o kobietę". Gen. Florian Siwicki i jego zastępca do spraw politycznych gen. Włodzimierz Sawczuk spotkali się zaś z dowódcą miejscowego okręgu wojskowego CzAL. Sawczuk proponował spotkanie z rodzinami zamordowanych i poszkodowanych, ale strona czeska zdecydowanie odradzała to Polakom, bojąc się nieprzewidzianych konsekwencji. W Miejskiej Radzie Narodowej w Jiczynie pojawili się wiceminister obrony narodowej gen. Tadeusz Tuczapski i szef Głównego Zarządu Politycznego WP gen. Józef Urbanowicz.
Kolejne incydenty
12 września odbył się pogrzeb Jaroslava Veselego i Zdenki Klimešovej. Kronikarz z Jiczyna zanotował tego dnia: „Dziś po południu w głębokim wzruszeniu obywatele Jiczyna i szerokiej okolicy przyszli na plac Gottwalda pożegnać tragicznie zmarłych (...) Na katafalku ustawiono obie trumny, przy których zmieniały się trójosobowe warty (...) Plac zapełnił się obywatelami, którzy przynosili kwiaty i wieńce, by uczcić pamięć tych, którzy padli ofiarami bezlitosnego mordercy (...) Ten dzień był chyba najsmutniejszym dniem w historii naszego miasta w okresie po II wojnie światowej. Łzy bólu i oburzenia wobec okrucieństwa, z jakim niewinni ludzie zostali pozbawieni życia, towarzyszyły całemu temu rozdzierającemu serce aktowi".
8. Drezdeński Pułk Czołgów Średnich odsunięto od miasta na odległość 7–10 km. Płk Konopka nie dostrzegł lub nie chciał dostrzec bezpośredniego związku przesunięcia wojsk z tragicznymi wydarzeniami w mieście. Po latach opowiadał historykowi wojskowości Lechowi Kowalskiemu: „W nowym rejonie, oddalonym od Jičína o 7–8 km, stanęliśmy już całością pułku, organizując zgrupowanie pułkowe z prawdziwego zdarzenia. Wpływ na to przegrupowanie miała stabilizująca się sytuacja polityczna w Czechosłowacji, dlatego nasze wojska przesuwano w głąb terenu, oddalając je od blokowanych miejscowości". O zbrodni ani słowa.