Kto protestuje w obozie ekologów w Puszczy Białowieskiej?

Przyjeżdżają tu nie tylko z całej Polski, ale i z Niemiec, Anglii, Hiszpanii, Czech czy nawet Australii. Kiedy akurat nie blokują wycinki drzew, wspólnie gotują, dyskutują i spacerują wśród drzew. Drzew, których za chwilę może już nie być.

Aktualizacja: 20.08.2017 17:51 Publikacja: 18.08.2017 15:45

Foto: Fotorzepa

Na końcu świata jest las, właściwie puszcza, bo to las pierwotny, dziki i nieokiełznany. Nieopodal stoi stodoła i przyległe do niej komórki, a w nich: kuchnia, magazyn, biuro, spiżarnia, maszynownia, rowerownia, śmieciownia, pracownia graficzna, czytelnia, także miejsce do palenia, pomieszczenie bez telefonu (bo mogą być podsłuchy) i miejsce noclegowe, w samej stodole lub kilkunastu namiotach, na karimacie i w śpiworze przenocuje tu kilkadziesiąt osób.

Jedyny warunek dla przybywających tu jest taki, że podporządkują się zasadom, a te, jak na koniec świata przystało, są proste – na wejściu trzeba się zarejestrować (wystarczy imię lub ksywka) i zostawić kontakt do siebie (najlepiej telefoniczny, tylko trzeba uważać, bo co chwilę komórki przestawiają się na białoruski roaming). Dzieci są mile widziane (pod opieką dorosłego albo te starsze, ale jeszcze niepełnoletnie, przynajmniej za zgodą opiekuna prawnego), psy i inne zwierzęta również (byleby pod kontrolą), alkohol i inne używki, z wyjątkiem kawy i papierosów, przeciwnie, panuje tu pełna abstynencja.

Poza tym zwyczajnie, po ludzku, w duchu tak zwanych zasad współżycia społecznego: sprzątamy po sobie, papierosy palimy, a rowery i samochody parkujemy tylko w wyznaczonych miejscach, nie stosujemy agresji ani przemocy. Wreszcie, jak głosi odręcznie zapisana czarnym markerem tablica, „budujemy wspólnotę ludzi, którzy dbają o siebie nawzajem, rozwiązują na bieżąco problemy i wspólnie podejmują decyzje".

Od kilku miesięcy na parę godzin, na dzień lub kilka, czasem na całe tygodnie zjeżdżają tu i powyższym zasadom poddają się: podróżnicy, nauczyciele, sportowcy, informatycy, artyści, naukowcy, pracownicy budżetówki i prywaciarze, emeryci i dzieci. Z doświadczeniem w aktywizmie, zwłaszcza ekologicznym, dużym, małym lub zerowym. – Wiele osób na co dzień nie ma zasadniczo nic wspólnego z lasem. Ale porusza ich ta sytuacja, więc przyjeżdżają, bo uważają, że tak trzeba – wyjaśnia Kasia, jedna z głównych rezydentek Obozu dla Puszczy, gdzie od maja toczy się „walka" (w cudzysłowie, bo pokojowa) o jedyny obiekt przyrodniczy w Polsce wpisany prawie cztery dekady temu na listę światowego dziedzictwa ludzkości UNESCO.

Obozu by nie było, gdyby nie decyzja ministerstwa środowiska Jana Szyszko o masowej wycince świerków w Puszczy Białowieskiej, zaatakowanych przez kornika drukarza. Na początku stycznia 2016 roku na stronie internetowej Lasów Państwowych pojawiło się ostrzeżenie: „Tak ogromnej inwazji tego owada nie notowano od wielu dekad", i zapowiedź podjęcia w ministerstwie starań o zgodę na wycinkę zaatakowanych drzew, w trosce o „cenne siedliska chronione z mocy prawa", jak i „bezpieczeństwo ludzi" (bo przewracające się samoistnie martwe drzewa stanowić mają zagrożenie). Starania okazały się skuteczne – ale, zdaniem ekologów, barbarzyńskie. Zaalarmowana Komisja Europejska zgłosiła sprawę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, ten w ramach postanowienia zabezpieczającego wycinki nakazał, że do czasu posiedzenia zaplanowanego na 11 września, nawet jedno drzewo nie ma prawa paść pod naporem kombajnów zrębowych.

Ekonomia i ekologia

Tymczasem wycinka trwa, ze względów bezpieczeństwa, jak tłumaczy ministerstwo, które powołało specjalny zespół doradczy do oceny zagrożenia bezpieczeństwa publicznego przez drzewa martwe i osłabione na terenie nadleśnictw Białowieża, Browsk i Hajnówka. Adam Bohdan z Fundacji Dzika Polska, biolog z wykształcenia i jeden z głównych organizatorów Obozu dla Puszczy, przyznaje: – Prawdą jest, że TS zezwolił na wykonywanie zabiegów, które mają służyć poprawie bezpieczeństwa. Ale to jest tylko zasłona, bo w rezerwatach przyrody czy parkach narodowych w takim przypadku drzewa są pozostawiane do naturalnego rozkładu. A te z puszczy są wywożone i sprzedawane. Wycinka ma więc charakter przede wszystkim ekonomiczny.

Z kolei Sławek, właściciel wypożyczalni rowerowej i małej kawiarni w Białowieży, gdzie, jak mówi z dumą, jego rodzina mieszka od siedmiu pokoleń, podkreśla, że „od czasu II wojny światowej nie zginął na terenie puszczy żaden turysta. Park narodowy ma cały czas otwarte szlaki, gdzie jest dużo martwego drewna i nic się nikomu nie dzieje". I dodaje, że od wiceministra Andrzeja Koniecznego otrzymał odpowiedź: „na terenie Puszczy Białowieskiej nie są prowadzone żadne statystyki, jeżeli chodzi o bezpieczeństwo". – Czyli nie mają danych, ile było wypadków, ale powołują się na bezpieczeństwo. To co najmniej kuriozalne.

Dane zbiera z kolei od lat Adam, tyle że na temat cennych gatunków zamieszkujących puszczę, konkretnie rzadkich porostów i chrząszczy, które, jak wyjaśnia, są „często związane z bardzo charakterystycznymi środowiskami, muszą mieć odpowiednie warunki mikroklimatyczne". – Ta wycinka to dla nich zabójstwo – podsumowuje. – Drzewostan da się odtworzyć, naturalnej bioróżnorodności już nie. I dla społeczności lokalnej, regionalnej ekonomii i turystyki to też będzie tragedia, co sama społeczność dopiero niedawno zauważyła, do niedawna większość mieszkańców była raczej wrogo nastawiona do naszych działań i postulatów – dodaje.

Postulaty są zaś w tym momencie cztery: zatrzymanie wycinki w drzewostanach ponadstuletnich, wycofanie harwesterów (kombajny zrębowe, maszyny wykorzystywane przy ścince drzew – red.) z puszczy, zaprzestanie wycinki w okresie lęgowym ptaków i zniesienie zakazu wstępu do lasu w puszczańskich nadleśnictwach. Jest i piąty, który brzmi: „cała puszcza parkiem narodowym". Przez samych protestujących jest traktowany jako długoterminowy, bo politycznie najtrudniejszy do zrealizowania. Paweł Winiarski, przewodnik po Puszczy Białowieskiej, mówi: – Jak władze pozwolą poszerzyć Białowieski Park Narodowy, to cały tak zwany zielony ludek ekologiczny przeniesie się dalej, walczyć o kolejne miejsca. A władzy opłaca się trzymać takie regiony nierozwinięte, mieć społeczność lokalną uzależnioną od pracy w tartakach, od ogrzewania domów drewnem i tak dalej. Świat wchodzi w fazę rewolucji przemysłowej, przerzuca się na energię solarną, w 2040 roku w Anglii ma się skończyć era samochodów na benzynę. My tymczasem budujemy państwo industrialne na wzór XIX-wieczny, mamy prostować rzeki, budować kanały, nowe elektrownie węglowe. Absurd.

To słowo pada też wielokrotnie z ust Sławka. Podobnie jak „barbarzyństwo", gdy mowa na przykład o wycinaniu drzew ponadstuletnich, „wstyd" i „żenada", w temacie słanych do Komisji Europejskiej i UNESCO, a podpisywanych przez lokalnych notabli listów poparcia dla wycinki, a także „dramat" i „katastrofa". – Dlaczego władze tak się uparły na tę Białowieżę? Ten nieprawdopodobny upór jest niezrozumiały, wręcz irracjonalny – irytuje się Sławek. Zaraz jednak znajduje odpowiedź. – Oczywiście chodzi o pieniądze. Jeśli ja mam wypożyczalnię rowerów, to chcę ich wypożyczyć jak najwięcej, jak najwięcej sprzedać kawy i piwa, to jest normalne. I Lasy Państwowe to też jest przedsiębiorstwo nastawione na zysk, a ten pochodzi z cięcia drewna, jasne więc, że tnie się jak najwięcej. Tylko, na litość boską, dlaczego stąd, z lasu, który kochamy, jedynej prawdziwej puszczy w Polsce, do której przyjeżdżają ludzie z całego świata. To tak, jakby pani zaczęła zabytkowy samochód z 1915 roku używać do codziennej jazdy.

Z kolei Adam, który do sukcesów zaliczyć może wywalczenie zmniejszenia limitów na wycinkę drewna w puszczy i ochronę ponadstuletnich drzewostanów, uważa, że obecnie, kiedy obowiązują dyrektywy unijne i program Natura 2000, sytuacja jest gorsza niż dziesięć lat temu. Ma kilka hipotez, dlaczego tak jest. Pierwsza: zemsta ministra Szyszko za porażkę w Dolinie Rospudy. Druga: realizacja obietnic przedwyborczych, że pozyskanie drewna w regionie zostanie zwiększone, jak tylko dostanie on tekę ministra środowiska. Trzecia: względy czysto ekonomiczne, wcześniej nadleśnictwa Puszczy Białowieskiej były deficytowe, nawet do 20 milionów na minusie, a sprzedaż drewna umożliwia pokrycie strat. Czwarta – i jego zdaniem niewykluczone, że najważniejsza – to względy ideologiczne. – Minister Szyszko i dyrektor generalny Lasów Państwowych mówią przecież, że ziemię trzeba czynić sobie poddaną. Traktowanie zasobów przyrodniczych w sposób bardzo inwazyjny, barbarzyński wręcz, wpisuje się w ich filozofię. A koszty wycinki, sprowadzenia leśników i straży leśnej z całej Polski są wysokie. Nie wiemy, czy im się to finansowo opłaca. Wygląda na to, że ideologia wzięła górę nad ekonomią.

Co się dzieje z drewnem – jeszcze kilka dni temu można się było tylko domyślać. – Śledziłem kilka transportów, dotarłem do tartaków regionalnych, sprawiały wrażenie dużych, na pewno lądowały tam tysiące metrów sześciennych. Wcześniej mieliśmy pewność, że drewno skupują regionalni przedsiębiorcy, teraz widzimy po tablicach rejestracyjnych, że jest rozwożone po całej Polsce – mówił tuż przed długim weekendem Adam.

W międzyczasie dokładną listę 128 tegorocznych odbiorców drewna z Puszczy Białowieskiej opublikował serwis OKO.press. Wcześniej Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Białymstoku zasłaniała się zarządzeniem nr 48 dyrektora generalnego z 2010 roku i tajemnicą przedsiębiorstwa, redakcji OKO.press podała jednak nazwy miejscowości, w których znajdują się skupujące drewno firmy. Resztę roboty wykonali internauci, a wtedy okazało się, że jest zapotrzebowanie na drewno z puszczy. Surowców potrzebują przedsiębiorstwa wielobranżowe i stricte budowlane, producenci palet i tartaki, a transporty jeżdżą i za miedzę, bo do powiatu hajnowskiego, i na drugi koniec Polski, pod granicę z Czechami i Słowacją.

Nie odPUSZCZAmy

W drodze do obozu Kasia tłumaczy, że patrole są codziennie, często od świtu do zmierzchu. Podczas nich weryfikuje się, w której strefie ochrony UNESCO zaczęła się wycinka, robi zdjęcia, nagrania i dokumentację. Wszystkie materiały na bieżąco trafiają do Komisji Europejskiej. Aktywiści z obozu przeprowadzają też doraźne interwencje, gdy dostają cynk, że harwestery znów zapuściły się w puszczę. Adam z kolei wyjaśnia, że teren pod obóz, konkretnie kawałek ziemi i stodołę, użyczył im pewien „życzliwy, oddany sprawie człowiek". I przyznaje: – Dość pesymistycznie do tego podchodziłem, nie spodziewałem się, że rozrośnie się do takich rozmiarów.

Początkowo do obrony Puszczy Białowieskiej stanęło kilkanaście osób (tyle brało udział w protestach), sam obóz miał raptem kilku mieszkańców. Teraz, jak podlicza Kasia, dziennie przewija się tu około 50–60 osób, tuż przed długim weekendem administratorzy facebookowej strony informują: nie ma już miejsc noclegowych. Za dnia tymczasem w obozie jest upał, gwar i tłok, ktoś przyjeżdża, kto inny wyjeżdża. Parę osób uwija się w przykrytej plandekami polowej kuchni i zgodnie z grafikiem dyżurów gotuje wegański obiad, kilka innych szykuje się do wyjazdu na patrol, parę kolejnych przysiada przy ławie w stodole i wycina z kilkudziesięciometrowej taśmy naklejki z hasłami: „Puszcza – no raczej!", „Alarmuj! Las rośnie długo, znika szybko", „Cała puszcza parkiem narodowym" i „Nie odPUSZCZAmy".

W międzyczasie toczą się rozmowy, głównie po polsku, ale też po angielsku (bo wpadają tu Amerykanie, Anglicy, Australijczycy), niemiecku, hiszpańsku i czesku. Adam: – Czesi są bardzo silną grupą, mieli podobne „przygody" u siebie w Parku Narodowym Szumawa, gdzie również walczono z kornikiem. A teraz mówią, co dla mnie osobiście jest bardzo wzruszające, że wtedy my im pomogliśmy, więc teraz oni pomagają nam. Widać, że zawiązuje się tu międzynarodowy ruch obrony lasów.

W stodole przed żarem lejącym się bezlitośnie z nieba chronią się między innymi Ewa z Wrocławia, Iza z Warszawy, Monika z Trójmiasta i Kazimierz z sąsiedniej Hajnówki. Ten ostatni opowiada, że miał dwa lata, gdy wraz z rodziną wrócił z robót przymusowych z Niemiec, że „dziadki postawili sobie chatkę w Lipinach, to jest taka wioska na skraju puszczy, tylko przez drogę przejść", że się w tym pierwotnym lesie wychował. Kazimierz: – Puszcza była dla mnie jakby kołyską, bardzo dobrze się w niej czułem, poznawałem stopniowo te krzaczki, wchodziłem w puszczę coraz głębiej, coraz lepiej ją rozumiałem, a ona mnie przyjmowała. Ale i ona we mnie wchodziła. Może potrzeba czasu, by zrozumieć, że to jest żywy organizm, żeby usłyszeć, jak drzewa ze sobą rozmawiają. Kiedyś przyroda była częścią naszego życia. I my byliśmy jej częścią.

Kazimierz wzdycha, zamyśla się, za chwilę peroruje dalej: – Wyobraźcie sobie, ile lasu szło za Niemców, za Sowietów na podkłady kolejowe, wszystkie linie telefoniczne, energetyczne, wszystkie wsie w okolicy były drewniane. I puszcza była. Jak to logicznie wytłumaczyć? Nie wiem.

Przytakuje mu Ewa, na co dzień wychowawczyni w świetlicy we Wrocławiu, wcześniej zajmowała się już blokadami, tyle że eksmisji lokatorskich. – Sprawa puszczy jest dość głośna, sporo znajomych się tutaj akurat wybierało, aktywistów feministycznych, anarchistów, squatersów. Paru już było, paru chce przyjechać. Chcieliśmy zobaczyć, jak wygląda puszcza, to może być ostatnia okazja, a wstyd mieszkać w Polsce i nie znać tych terenów – mówi Ewa. I dodaje, że może pozwolić sobie tylko na kilka dni obozowania, tyle dostała urlopu, później musi wracać do pracy. Iza z Warszawy, animatorka społeczno-kulturowa, wtrąca, że to także okazja, by poznać nowych ludzi, porozmawiać, nie tylko o ekologii, poszerzyć horyzonty, posłuchać, jakie ludzie mają pomysły na życie, łyknąć trochę wiedzy przyrodniczej i naprostować przekaz medialny w temacie puszczy, który „jest tak zagmatwany, że trudno coś z niego wyłowić". – Przed chwilą na przykład rozmawialiśmy o literaturze. To jest więc trochę obóz samorozwoju – wyjaśnia.

Monika z Trójmiasta dodaje: – Rozmawialiśmy właśnie o tym, że w społecznościach indiańskich podejmowało się decyzje, myśląc na siedem pokoleń wprzód. U nas wciąż tego brakuje, myślimy tylko o tym, co jest tu i teraz, żeby nie stracić surowców i pieniędzy. A czy stratą nie będzie to, że sobie powycinamy całą przyrodę, nie będziemy mieli żadnych surowców, ocieplenie klimatu nastąpi i nie będzie życia na Ziemi? Ewa, która siedzi obok, irytuje się: – Wkurza mnie, że robi się z tego polityczna walka, że teraz cokolwiek by się nie spodobało ludziom, jakieś decyzje rządzących, to już jest odbierane jako atak na cały rząd. A nigdzie na świecie nie ma władzy, która robiłaby wszystko po myśli wszystkich obywateli. Nigdy takiej nie będzie. Jak była walka o Dolinę Rospudy, to narodowcy próbowali wspierać ekologów. Natomiast teraz, kiedy wszystko stało się polityczną papką, takich głosów nie ma.

Tym razem to pan Kazimierz się przysłuchuje, a rozmowę o pół wieku młodszych koleżanek z obozu kwituje: – Staram się tu często przychodzić, bo ludzie są wspaniali. Ale wciąż im powtarzam: róbcie zdjęcia puszczy, niedługo tylko to nam zostanie.

Mądrzejsi od Pana Boga

Najbardziej zainteresowani, czyli mieszkańcy Białowieży, według oficjalnej narracji przyklasnęli wycince puszczy, bo leży ona w ich interesie. Sławek tymczasem wyjaśnia, że w nadleśnictwie białowieskim pracują 42 osoby, taką informację uzyskał za pośrednictwem interpelacji poselskiej. Do tego trzeba doliczyć maksymalnie kilku miejscowych pilarzy. Z turystyki żyje natomiast jedna trzecia wsi. Co najmniej, bo według jego wyliczeń na niespełna 2 tysiące mieszkańców około 600 prowadzi gospodarstwa agroturystyczne, pracuje w hotelach, restauracjach, sklepach, a przecież gros mieszkańców to dzieci i emeryci. Dlatego zupełnie nie rozumie postawy swoich sąsiadów. – My nie żyjemy z wyrębu lasu, bo pieniędzy, które pochodzą ze sprzedaży drewna, żaden białowieżanin nie widzi, poza osobami zatrudnionymi w nadleśnictwie. Dlaczego pozwalamy deptać markę Białowieży, na którą pracowaliśmy bardzo długo, na którą pracowali naukowcy, którą znają ludzie na całym świecie? – pyta retorycznie. – Marka Puszczy Białowieskiej jest dużo bardziej znana na świecie niż w Polsce, turystów-obcokrajowców jest więcej niż turystów-Polaków, zostawiają tu 27 milionów złotych rocznie. Czy nikt tego nie widzi?

Z tego, co mówi Adam, ktoś jednak widzi, a przynajmniej zaczyna dostrzegać. – Od początku roku, a właściwie od wiosny obserwujemy wzrost poparcia społeczności lokalnej dla naszych działań. Mieszkańcy zorientowali się, że spadła liczba turystów, bo najpierw las został zamknięty, a kiedy znów go otwarto, okazało się, że nie ma nic zachwycającego w spacerowaniu między kursującymi TIR-ami z drewnem a pozostawionymi przez harwestery zrębami. Wielu miejscowych brało później udział w marszach, wielu wspiera nas w czasie blokad, kilka osób razem z nami blokuje te maszyny, to jest dla nas bardzo budujące.

Zdaniem Adama i Sławka puszcza jest mordowana podwójnie: pierwszy raz wycinką, drugi raz – zasadzaniem. Pierwszy wyjaśnia: – Kornik nie robi takiego spustoszenia, jest naturalnym inżynierem, przebudowuje drzewostan, dostosowuje skład gatunkowy do stanu pożądanego. Nie niszczy drzewostanu, wręcz przeciwnie. A harwestery jeden z profesorów porównał ostatnio do słonia w składzie porcelany. Niszczą wszystko, co stanie im na drodze, rozgniatają, łamią małe drzewka, obdzierają dęby z kory. To jest pierwszy negatywny skutek. Drugi jest taki, że po wycięciu prowadzi się nasadzania sztuczne i wielogatunkowe, wielowiekowe lasy są zmieniane w jednogatunkowe plantacje. A monokultura ma mniejszą odporność, drzewa łatwo padają ofiarą choroby. Z kolei Sławek stwierdza: – Przez 12 tysięcy lat puszcza odnawiała się sama, a teraz nagle stwierdzamy, że jesteśmy mądrzejsi od Pana Boga i zrobimy to lepiej. Na Zachodzie też tak myślano i co tam mamy? Tylko trawy i owce. Wycinanie i zalesianie puszczy to tak, jakbyśmy rozwalali Wawel i stwierdzili, że mamy teraz lepsze cegły i ładniej możemy go zbudować.

W obronie kornika, spiritus movens całego sporu, staje też pan Kazimierz: – Kornik pracuje dla puszczy, ona musi z czegoś żyć, na czymś rosnąć. A jak pozbędą się świerków, to i kornika. Takie jest ich leczenie: jak ktoś ma wszy, to najlepiej uciąć mu łeb.

– To jest nierówna walka, władze dysponują praktycznie nieograniczonymi siłami – uważa Adam. Przewodnik Paweł, w kawiarnio-wypożyczalni rowerowej Sławka, rozmawiając z Grażyną i Tomaszem, małżeństwem ze Szczecina, które przyjechało na kilka dni do Białowieży, by na własne oczy zobaczyć puszczę i przekonać się, o co toczy się bój, śmieje się: – Wokół harwesterów i TIR-ów stoją goście ze straży leśnej z całej Polski, każdy trzy razy większy ode mnie, pouzbrajani... Sławek dorzuca: – Jakbyśmy tu mieli stan wojenny. To śmieszne.

Nie do śmiechu jest natomiast aktywistom, których zalewać zaczyna fala wezwań do pokrycia kosztów zastoju maszyn (od 9 do 15 tys. złotych za jedną blokadę) i pozwów za zakłócanie porządku publicznego i przebywanie w lesie w miejscu niedozwolonym. – Zbieramy teraz pieniądze na pokrycie kosztów procesów. Jak jeszcze można nam pomóc? Organizować demonstracje w swoich miastach, przyjeżdżać do nas, brać udział w blokadach albo chociaż głośno o tym mówić i pisać – wyjaśnia Adam. Paweł z kolei, w odpowiedzi na pytanie Grażyny i Tomasza, dorzuca, że można aktywistom z Obozu dla Puszczy przywieźć lub przysłać jedzenie, byleby wegetariańskie. A Sławek zamyśla się: – Nic nie było słychać o tej wycince, dopóki paru „nawiedzonych" nie zaczęło się wieszać na harwesterach, bo to zainteresowało media. Ale ta formuła też się wyczerpuje, jak jest dziesiąta blokada, to ludzie się przyzwyczajają, trzeba wymyślić nowe formy, tylko jakie? Listy były, blokady były, wiece są, co możemy jeszcze zrobić, żeby demokratycznie manifestować? ©?

—Aneta Wawrzyńczak

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Na końcu świata jest las, właściwie puszcza, bo to las pierwotny, dziki i nieokiełznany. Nieopodal stoi stodoła i przyległe do niej komórki, a w nich: kuchnia, magazyn, biuro, spiżarnia, maszynownia, rowerownia, śmieciownia, pracownia graficzna, czytelnia, także miejsce do palenia, pomieszczenie bez telefonu (bo mogą być podsłuchy) i miejsce noclegowe, w samej stodole lub kilkunastu namiotach, na karimacie i w śpiworze przenocuje tu kilkadziesiąt osób.

Pozostało 98% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Plus Minus
Kobiety i walec historii
Plus Minus
Inwazja chwastów Stalina
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Putin skończy źle. Nie mam wątpliwości
Plus Minus
Michał Szułdrzyński: Elon Musk na Wielkanoc
Plus Minus
Piotr Zaremba: Reedukowanie Polaków czas zacząć