Należy nam się odszkodowanie wojenne od Niemiec

Poglądy w Polsce są przyjmowane tylko w pakietach.

Aktualizacja: 20.08.2017 09:36 Publikacja: 18.08.2017 16:30

Należy nam się odszkodowanie wojenne od Niemiec

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

Zatem jeśli teraz odniosę się do roszczeń wobec Niemców i będę „za", to dla części czytelników z pewnością odetnę się od klimatu „demokracji liberalnej", a co za tym idzie, od życzliwości dla uchodźców, związków partnerskich itd. Wystarczy wysunąć jeden klocek z piramidy światopoglądowej, a zawala się ona w całości. Nie da się zapytać, co wspólnego ma sprawa II wojny światowej na przykład z aborcją, bo już nie będzie kogo się zapytać. Skoro ma się wątpliwości co do zaniechania odszkodowań, to znaczy, że popiera się rządy Macierewicza. Można potem pisać codziennie najróżowsze krytyki rządu i PiS, ale jeśli zgadzasz się z jedną choć sprawą, jesteś człowiekiem Dobrej Zmiany. Tak to działa.

Wystarczyło, że w czasie rządów PO byłam przeciwko kilku zapisom w konwencji antyprzemocowej, a za chwilę już dla wielu stałam się osobą propagującą przemoc. Dlatego od razu i po raz kolejny zastrzegam, że jestem przeciwna rządom PiS, co zresztą jest chyba coraz bardziej widoczne. Staram się uczestniczyć w każdej demonstracji, która ma sens, choćby dlatego, żeby dołożyć się do ducha niezgody wszędzie tam, gdzie dostępu do wolności broni policja i barierki. Wszędzie tam, gdzie prawo jest naginane do doraźnej sytuacji. Demonstrowanie to w takich przypadkach ćwiczenie wolnego ducha. Mam nadzieję, że ten wstęp wystarczy, żeby mnie nie posądzać o zgodę na to, co nam funduje Jarosław Kaczyński. A raczej... Nie. Nie mam nadziei.

To co zaraz napiszę, po raz kolejny wywoła współczucie, jakie należy się osobom wstecznie myślącym. Stukanie się w czoło i wzruszanie ramionami. „Uważa, że Polsce należą się odszkodowania od Niemców? Sprzyja Ziobrze, posłance Pawłowicz i ojcu Rydzykowi". Dzisiaj należy przecież powiedzieć: To już nie te Niemcy. Dzisiaj trzeba budować całkiem nowy świat. Trudno. Mimo to piszę: Tak, uważam , że Niemcy powinny wypłacić odszkodowania. Ja sama należę do pokolenia, które ze skutkami wojny nie ma nic wspólnego. Jednak pisząc książkę o swojej rodzinie, zdałam sobie sprawę, że od tej wyrwy w historii dzieliło mnie zaledwie dziewięć lat. Po mojej matce trudno było dostrzec niedawne przeżycia. Pogodna, zadbana, młoda kobieta. Wystarczył jednak daleki grzmot pioruna i zamieniała się w zwierzątko, rozpaczliwie szukające schronienia. Czasem to była szafa, czasem róg pokoju między kaloryferami a ścianą, czasem znajdowaliśmy ją pod łóżkiem. Długo trzeba było ją potem uspokajać, tłumaczyć, że to nie bomba ani strzały. Wiedziałam, co będzie potem.

Wtedy byłam bardzo małym dzieckiem, ale to zdanie słyszę do dziś i myślę, że zająłby się tym niejeden psycholog. W apogeum paniki moja matka mówiła: Jeśli będzie wojna, puszczę gaz i wszystkich nas wytruję. Jak to możliwe, że moja mądra, czuła matka mogła coś takiego powiedzieć przy dziecku? Mogła, bo mimo braku widocznych obrażeń była psychicznie poraniona do końca życia. I co jakiś czas, kiedy jeszcze Niemcy były podzielone na NRF i NRD, mówiła z goryczą: Niemcy wygrali wojnę. Oczywiście miała na myśli wielki dobrobyt zachodnich Niemiec. Kiedy zaczęła się wojna, moja matka była trzynastolatką. Nie upilnuje się dziewczynki w takim wieku. Biegała pod bombami, zza krzaków podglądając przerażający świat dorosłych. Przez kilka lat pierwszej młodości widziała, jak w stacjonujących nieopodal jednostkach niemieckich do codziennego usługiwania wciągnięto kilku mieszkańców, których potem powieszono w ramach zabawy w imieniny jednego z gestapowców. Widziała ukochanych sąsiadów pakowanych do ciężarówki na pewną śmierć. Rodzinę jej matki zamęczono w obozach. Nie ma czegoś takiego, jak język gestapowski. Jest język niemiecki i taki właśnie słyszała moja matka, codziennie ocierając się o największe okrucieństwo.

Tak, to od niej, od tej otwartej na ludzi, pomagającej wszystkim, słyszałam straszne zdanie: Niemców trzeba wykastrować. To były lata 60. Wchodziłyśmy razem do kawiarni i jeden stolik był zarezerwowany. Moja matka pytała, dla kogo ta rezerwacja. A słysząc, że dla Niemców, natychmiast zajmowała ten właśnie stolik i nie dawała się wyprosić, dopóki nie przyszli. Najczęściej byli to Niemcy w jej wieku lub starsi. I wtedy moja matka, patrząc im w oczy, głośno, na całą kawiarnię, wymieniała wszystkie nazwy obozów koncentracyjnych. Wtedy myślałam, że moja matka zwariowała. I pewnie miałam rację. Nie można wyjść z takich przeżyć bez dożywotnich ran. Nie czuję żadnej nienawiści do Niemców, nie uważam, że Polacy są narodem, któremu się należy więcej niż innym. Ale zadośćuczynienie za zbrodnie to jest to minimum, które nam się należy.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Zatem jeśli teraz odniosę się do roszczeń wobec Niemców i będę „za", to dla części czytelników z pewnością odetnę się od klimatu „demokracji liberalnej", a co za tym idzie, od życzliwości dla uchodźców, związków partnerskich itd. Wystarczy wysunąć jeden klocek z piramidy światopoglądowej, a zawala się ona w całości. Nie da się zapytać, co wspólnego ma sprawa II wojny światowej na przykład z aborcją, bo już nie będzie kogo się zapytać. Skoro ma się wątpliwości co do zaniechania odszkodowań, to znaczy, że popiera się rządy Macierewicza. Można potem pisać codziennie najróżowsze krytyki rządu i PiS, ale jeśli zgadzasz się z jedną choć sprawą, jesteś człowiekiem Dobrej Zmiany. Tak to działa.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Plus Minus
Bogaci Żydzi do wymiany
Plus Minus
Robert Kwiatkowski: Lewica zdradziła wyborców i członków partii
Plus Minus
Jan Maciejewski: Moje pierwsze ludobójstwo
Plus Minus
Ona i on. Inne geografie. Inne historie
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Refren mojej ballady