Szczepkowska: skazać morderców - samobójców na karę zapomnienia

Moda na samobójstwa żywa była w wielu epokach. Dżentelmen przestawał być dżentelmenem, jeśli nie pozwał kogoś, kto obraził jego siostrę. Uznanie pojedynków za czyn zabroniony oczywiście wzmogło tylko samobójczą modę.

Aktualizacja: 29.07.2016 16:00 Publikacja: 29.07.2016 07:00

Joanna Szczepkowska

Joanna Szczepkowska

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

Kto nie stanął o bladym poranku na miejscu ścisle wyznaczonym przez kodeks honorowy, ten nie znał smaku życia swojego pokolenia. Wyuczeni tanecznych kroków, otoczeni przyzwoitkami, zaznajomieni z zasadami konwenansu, chodzili po wyznaczonych liniach z myślami, o których nie podejrzewali ich rodzice. Dziwiętnastowieczna młodzież budowała sobie poczucie potęgi na tajemnicy igrania z życiem, na możliwości przekroczenia konwenansów raz na zawsze.

Zwykle chodziło o miłość lub szeroko pojęty honor. Była też rosyjska ruletka, była uprawiana w dalekowschodnich garnizonach „Kukułka". I tu nie miłość, lecz nuda była nosicielem śmierci. „Chwila prawdy" była dla znudzonych warta więcej niż życie.

Wszystko to jednak podejmowano na własny rachunek. Dziś możemy podejrzewać inne zjawisko. Nawet pomijając samobójstwa w imię Allaha, zaskakuje ilość samobójców-morderców. Nawet jeśli większość z nich uznamy za szaleńców, to jednak szaleństwo podpowiada im podobny scenariusz: „skoro mam skończyć z życiem, to niech dowie się o tym świat, niech zostanie ukarany za moje cierpienie. Ja i tak nie zapłacę niczym gorszym niż śmierć, ale za to nareszcie nie będę anonimowym przechodniem".

Wyrzuty sumienia w takim stanie oczywiście nie istnieją. Pokolenie samotnych frustratów wiąże pasja gier komputerowych: to grając w nie, odwróceni plecami do świata, niszczą cele i stają się potęgą. Niezauważani przez ulicę, ubrani jak wszyscy, przechodzą obok nas, mieszkają z rodzicami i ze swoją tajemnicą, jak ich dziewiętnastowieczni rówieśnicy z myślą „Pewnego dnia usłyszycie o mnie". Mają swoich bohaterów, a niewątpliwie jednym z nich jest Breivik, morderca-celebryta, któremu „nieugięta waleczność" zapewniła sławę.

Oni są gotowi na więcej. To ich rosyjska ruletka, to ich samobójczy pojedynek, tyle że druga strona nie ma tym razem najmniejszych szans. Za każdym razem pyta tylko: „co z tym zrobić?".

Tymczasem samobójca osiąga cel. Jego twarz i nazwisko przestają być anonimowe. Jego dziewiętnastowieczni rówieśnicy chcieli skończyć ze sobą z myślą o podziwie kilku kolegów, on pragnie światowej sławy. Pragnie – i może ją zyskać, bo media działają jak dawnej, kiedy jeszcze świat nie był tak bardzo „inny".

Więc może, skoro zastanawiamy się, co z tym wszystkim zrobić, trzeba zmienić medialne stereotypy? Może w imię ratowania naszego życia trzeba wprowadzić kodeks zakazujący podawania nazwisk i pokazywania zdjęć zamachowców? Może jeśli mordercy-samobójcy będą wiedzieć, że skończą jako N.N., przynajmniej kilku z nich zrezygnuje ze strzelaniny?

Oczywiście, że ciekawi nas, w jakim domu się wychował, kim byli jego rodzice, jak wyglądał jego pokój i w kim się kochał. Opinia publiczna chce zaspokoić ciekawość, a temu służą media. Tyle tylko, że w ten sposób rodzą się kolejne zamysły w głowach współczesnych szaleńców.

Moja propozycja oczywiście wydaje się niedorzeczna. Rezygnacja z tak atrakcyjnego newsa jak twarz mordercy? Ile ciekawego materiału, ile nienapisanych tekstów, ilu dziennikarzy bez tematu! A jednak coś przecież trzeba zmienić w myśleniu wobec takiego zagrożenia. Działać inaczej, znaleźć inne słowa, inne sposoby. Może jednym z nich powinna być wspomniana zasada? Niech każdy samobójca-morderca będzie określany jedynie słowem „zamachowiec" i pozostanie bez twarzy.

Kiedy w Monachium policja oddała skuteczne strzały, profesjonaliści komentowali wydarzenia, mówiąc o potrzebie „wyeliminowania" zamachowca. Skoro więc prawa, które panują w takich wypadkach, są prawami wojny, może samobójców-morderców należy eliminować także w ten sposób? Może bezimienność będzie dla nich większą karą niż śmierć?

Nie sądzę oczywiście, że to rozwiąże problem. Nigdy się nie dowiemy, ilu młodych ludzi zrezygnowało z morderczych samobójstw. Jednak na pytanie „co robić", każdy z nas może zgłosić swój pomysł. To nasz obowiązek. Więc ja zgłaszam taki: za niewinną śmierć nas i naszych dzieci – wieczna anonimowość.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Kto nie stanął o bladym poranku na miejscu ścisle wyznaczonym przez kodeks honorowy, ten nie znał smaku życia swojego pokolenia. Wyuczeni tanecznych kroków, otoczeni przyzwoitkami, zaznajomieni z zasadami konwenansu, chodzili po wyznaczonych liniach z myślami, o których nie podejrzewali ich rodzice. Dziwiętnastowieczna młodzież budowała sobie poczucie potęgi na tajemnicy igrania z życiem, na możliwości przekroczenia konwenansów raz na zawsze.

Zwykle chodziło o miłość lub szeroko pojęty honor. Była też rosyjska ruletka, była uprawiana w dalekowschodnich garnizonach „Kukułka". I tu nie miłość, lecz nuda była nosicielem śmierci. „Chwila prawdy" była dla znudzonych warta więcej niż życie.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Plus Minus
Inwazja chwastów Stalina
Plus Minus
Piotr Zaremba: Reedukowanie Polaków czas zacząć
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Putin skończy źle. Nie mam wątpliwości
Plus Minus
Michał Szułdrzyński: Elon Musk na Wielkanoc
Plus Minus
Kobiety i walec historii