Protesty, czyli zatarta granica między realnym i wirtualnym

W ciągu ostatniego tygodnia nie było chyba słowa, które zrobiłoby tak wielką karierę jak „astroturfing".

Publikacja: 28.07.2017 17:00

Protesty, czyli zatarta granica między realnym i wirtualnym

Foto: Fotorzepa/ Waldemar Kompała

Według zwolenników reformy sprawiedliwości właśnie astroturfing był odpowiedzią na pytanie, dlaczego mimo wakacji na ulice wychodziły dziesiątki tysięcy ludzi. To pojęcie ze słownika amerykańskiej politologii wzięło swą nazwę od marki popularnej w USA sztucznej trawy. Oznacza kreowanie działań społecznych, politycznych czy marketingowych, które mają wyglądać jak akty spontanicznego protestu. Z kolei przeciwnicy PiS dowodzili, że cała akcja mająca na celu zdyskredytowanie działań protestujących sama była astroturfingiem. Przekonywali, że w promowaniu tego hasła brały udział wynajęte do tego celu konta w mediach społecznościowych, co miało sprawiać wrażenie, że zwolennicy rządu spontanicznie walczą z nieuczciwymi chwytami osób stojących za protestami.

Nie chcę tu rozstrzygać, kto ma rację. Ma to drugorzędne znacznie wobec pewnego wspólnego mianownika łączącego zwaśnione strony. Otóż dyskusja nad ostatnimi protestami pokazuje, jak w polityce zaciera się granica pomiędzy światem realnym a wirtualnym. Dotyczy to zarówno tych, którzy protestują przeciwko działaniom rządu PiS, jak i jego zwolenników. Media społecznościowe były jednym z narzędzi, dzięki którym przeciwnicy rewolucji w sądach zwoływali się do protestów. Dzięki wirtualnej rzeczywistości umawiali się, by protestować w rzeczywistości realnej. A już podczas protestów wrzucali do mediów społecznościowych zdjęcia ze zniczami, flagami itd. Tu realne mieszało się z wirtualnym. Ci zaś, którzy nie mogli się na marszach pojawiać, solidaryzowali się z protestującymi na Facebooku czy Twitterze. Czy jednak ich protest był wyłącznie wirtualny? Czy nie miał znaczenia dla realnej polityki? Działania zwolenników rządu przeciw protestującym w internecie miały wpłynąć na protesty na ulicach.

Serwis politykawsieci.pl przedstawiał bardzo ciekawe analizy, opisujące skalę protestu. Ale posługiwał się wyłącznie narzędziami internetowymi – liczył, jak często występują pewne hasła, jak wygląda zainteresowanie danym tematem w sieci. Wzrost zaangażowania w świecie wirtualnym przekładał się na skalę protestów w świecie realnym.

Tu dochodzimy do najistotniejszego pytania: czy to rozróżnienie ma jeszcze jakikolwiek sens? Czy próbowanie na siłę oddzielenia tego, co się dzieje w świecie wirtualnym, a co w realnym, nie jest tylko złudą, ponieważ te dwa światy tak się przenikają, że tworzą jedno kontinuum? A może nasza rzeczywistość stała się rzeczywistością hybrydową, trochę realną, ale też trochę wirtualną?

Prof. Andrzej Zybertowicz wygłosił niedawno bardzo ciekawy wykład w Trybunale Konstytucyjnym. Uczony pokazywał, jakim zagrożeniem dla praworządności jest przestępczość internetowa. Przypominał, że prawo zakłada, że jeśli dany czyn wypełnia znamiona przestępstwa, jest ścigany, zaś nieuchronność kary jest tym, co utrzymuje praworządność. Zauważył jednak, że w przypadku głośnych ataków hakerskich ustalenie tożsamości sprawcy bywa niekiedy niemożliwe. Nieuchronność kary staje się więc pozorna. Dużo trudniej jest też stwierdzić, co było intencją sprawcy i jak doszło do danego zdarzenia.

Warto przypomnieć, że arystotelesowska definicja prawdy mówiła o zgodności ludzkiej myśli z rzeczywistością. Pytanie jednak, którą. Wirtualną, realną, a może hybrydową? ©?

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Według zwolenników reformy sprawiedliwości właśnie astroturfing był odpowiedzią na pytanie, dlaczego mimo wakacji na ulice wychodziły dziesiątki tysięcy ludzi. To pojęcie ze słownika amerykańskiej politologii wzięło swą nazwę od marki popularnej w USA sztucznej trawy. Oznacza kreowanie działań społecznych, politycznych czy marketingowych, które mają wyglądać jak akty spontanicznego protestu. Z kolei przeciwnicy PiS dowodzili, że cała akcja mająca na celu zdyskredytowanie działań protestujących sama była astroturfingiem. Przekonywali, że w promowaniu tego hasła brały udział wynajęte do tego celu konta w mediach społecznościowych, co miało sprawiać wrażenie, że zwolennicy rządu spontanicznie walczą z nieuczciwymi chwytami osób stojących za protestami.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Armenia spogląda w stronę Zachodu. Czy ma szanse otrzymać taką pomoc, jakiej oczekuje
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Wolontariusze World Central Kitchen mimo tragedii, nie zamierzają uciekać przed wojną
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Iran i Izrael to filary cywilizacji
Plus Minus
Afera w środowisku LGBTQ+: Pliki WPATH ujawniają niewygodną prawdę
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
„Civil War” Alexa Garlanda to filmowa przestroga dla USA przed wojną domową