Arkadij Babczenko i wątpliwa akcja ukraińskich służb

W kraju euforia, na świecie – konsternacja. Głośna operacja ukraińskich służb specjalnych to jednak tylko część większego obrazka. Pełnego krwi, strzałów i wybuchów, które od kilku lat stały się nieodłączną częścią kijowskiej rzeczywistości.

Aktualizacja: 10.06.2018 11:32 Publikacja: 07.06.2018 22:49

Tomasz Piechal W kraju euforia, na świecie – konsternacja. Głośna operacja ukraińskich służb specjal

Tomasz Piechal W kraju euforia, na świecie – konsternacja. Głośna operacja ukraińskich służb specjalnych to jednak tylko część większego obrazka. Pełnego krwi, ?strzałów i wybuchów, które od kilku lat stały się nieodłączną częścią kijowskiej rzeczywistości.

Foto: AFP

Arkadij Babczenko, rosyjski dziennikarz, który od prawie roku wraz z żoną i córką mieszka w Kijowie, 29 maja wyszedł z domu zrobić wieczorne zakupy. Ukraińska stolica stała się dla niego – jak i dla wielu zaangażowanych politycznie obywateli Rosji – miejscem ucieczki przed zagrożeniem czającym się na nich w ojczyźnie.

Gdy kilkanaście minut później wrócił do domu, przed jego drzwiami czekał zabójca. Trzy strzały zaalarmowały żonę Babczenki. Kiedy wbiegła do przedpokoju, zobaczyła męża w kałuży krwi. Mimo reanimacji dziennikarz zmarł w karetce – powiedział dziennikarzom rzecznik ukraińskiej policji Jarosław Trakało kilka godzin po tym, jak pierwsze media poinformowały o zamachu na Babczenkę.

Kolejny polityczny mord w ukraińskiej stolicy wstrząsnął krajem i odbił się szerokim echem na świecie – oburzenia nie kryli ministrowie spraw zagranicznych wielu państw, w tym Boris Johnson, który od czasu zamachu na Siergieja Skripala stał się zawziętym krytykiem Moskwy. „Jestem przerażony mordem kolejnego rosyjskiego dziennikarza. (...) Musimy bronić wolności słowa, a sprawcy muszą zostać pociągnięci do odpowiedzialności" – napisał na Twitterze szef brytyjskiej dyplomacji. Tysiące osób na całym świecie wyrażało swoje oburzenie. Dla większości było oczywiste, że morderstwo było kolejnym efektem działań „długiej ręki Kremla". Znany brytyjski dziennikarz „Guardiana" Luke Harding stwierdził: „Arkadij był siódmym zabitym od 2001 roku dziennikarzem »Nowej Gazety«. Na tej liście są również Anna Politkowska, Jurij Szczekoczichin oraz Anastazja Baburowa. Ich śmierć mówi wszystko, co musimy wiedzieć na temat współczesnej Rosji".

Na pierwszej linii frontu

Babczenko, weteran dwóch wojen w Czeczenii, podczas swojej służby nie tylko zobaczył, jak wygląda życie w rosyjskiej armii, ale też dowiedział się, jak w praktyce funkcjonuje rosyjski „imperializm". Już jako dziennikarz relacjonował wojnę w Gruzji, pojechał na Euromajdan do Kijowa, a gdy wybuchł konflikt w Donbasie, pisał korespondencje z linii frontu. Dokładnie cztery lata przed wykonaniem na nim egzekucji cudem uniknął śmierci. Nie zmieścił się wówczas w ukraińskim helikopterze wojskowym, który chwilę później został zestrzelony. Zginęło wtedy 12 żołnierzy, w tym generał Gwardii Narodowej Serhij Kulczycki. Babczenko wspomniał o tym wydarzeniu w swoim wpisie na Facebooku w dniu, w którym dokonano zamachu na jego życie. Napisał, że poczuł się wówczas, jakby drugi raz się urodził. Wielu obserwatorów zwróciło uwagę na tę symboliczną datę, wskazując, że śmierć w rocznicę takiego wydarzenia idealnie wpisuje się w model działania rosyjskich służb.

Negatywny stosunek Babczenki do działań Moskwy w Donbasie, krytyka aneksji Półwyspu Krymskiego oraz militarnego zaangażowania Rosji w Syrii uczyniła go jednym z wielu wrogów Kremla. Dziennikarz ratował się ucieczką do Kijowa i aby utrzymać swoją dużą rodzinę (sześcioro dzieci, z których pięcioro jest adoptowanych), podjął pracę w krymskotatarskiej telewizji ATR. Po aneksji Krymu i zamknięciu stacji przez rosyjskie władze przeniosła ona swoją redakcję do stolicy Ukrainy.

– Gdy dowiedziałem się o śmierci Arkadija, poczułem ogromny smutek i rozgoryczenie – mówi w rozmowie z „Plusem Minusem" amerykański dziennikarz Simon Ostrovsky, który w czasie ostrej fazy konfliktu w Donbasie zasłynął swoimi relacjami dla portalu VICE News. – Razem pracowaliśmy na tym samym odcinku frontu, zapamiętałem go jako człowieka obdarzonego charyzmą i zabawnego. Nie da się jednak ukryć, że nie zastanawiał się nad konsekwencjami swoich czynów i słów. Również tymi, które mogły dotknąć nie tylko jego, ale i innych osób. Jeżeli uznawał, że ma rację, robił i mówił to, co uważał za słuszne.

– Dla nas wszystkich był to wielki szok, kolejne morderstwo dziennikarza w Kijowie – wspomina ukraiński dziennikarz jednego z głównych kanałów informacyjnych w kraju, Espreso.tv, Bohdan Butkiewicz. – Babczenko od początku wzbudzał we mnie ogromny szacunek, bo w przeciwieństwie do wielu rosyjskich opozycjonistów nie przejawiał tego rosyjskiego „kompleksu imperialnego". Nie starał się uczyć nas, jak mamy żyć, nie miał do nas stosunku jak do młodszych braci, Małorusów, co przecież często zdarza się Rosjanom, również liberalnym opozycjonistom. Arkadij zawsze był wobec nas w porządku – twierdzi Butkiewicz.

Trzecie narodziny

Służba Bezpieczeństwa Ukrainy działała błyskawicznie. Już następnego dnia po oficjalnym komunikacie ukraińskiej policji została zwołana konferencja szefa SBU Wiktora Hrycaka. Ubrany w mundur polowy zaczął – zgodnie z zasadą Alfreda Hitchocka – od trzęsienia ziemi. Zamachowiec został zatrzymany, za morderstwo miał otrzymać 30 tysięcy dolarów, śledztwo trwa i już niedługo będą ogłoszone nazwiska kolejnych aresztowanych. Jak na ukraińskie standardy szybkość działań służb była oszałamiająca.

Ale napięcie miało jeszcze wzrosnąć. Po przedstawieniu najważniejszych informacji na temat akcji SBU Hrycak teatralnie schował kartkę z przygotowanym wystąpieniem i podniósł wzrok znad pulpitu. – W tym momencie powinienem wyrazić głęboki żal i złożyć szczere kondolencje rodzinie Arkadija. Ale zamiast tego złożę im gratulacje z powodu jego trzecich narodzin.

W tym momencie otworzyły się drzwi i w asyście prokuratora generalnego Ukrainy Jurija Łucenki do sali wkroczył... Arkadij Babczenko.

– Właśnie kończyłem tekst na temat zabójstwa Arkadija i akurat podniosłem wzrok znad komputera. Telewizor miał ściszony dźwięk, więc w pierwszej chwili nie wiedziałem, co się dzieje. Myślałem, że pokazywane są jakieś materiały archiwalne. Albo że mam zwidy. Parę sekund zajęło mi zrozumienie, co się właśnie wydarzyło – wspomina dla „Plusa Minusa" ukraiński komentator polityczny tygodnika „Fokus" Milan Lelicz. – Gdy to już do mnie dotarło, poczułem ogromną radość i nieopisaną ulgę. A więc żyje! Ale jakim cudem?

Podobna euforia zapanowała w wielu miejscach na Ukrainie. W materiale nakręconym przez jedną z dziennikarek stacji ART, gdzie pracuje Babczenko, widać, jak jego redakcyjni koledzy dowiadują się, że ich kolega żyje. Krzyk, łzy, wzajemne uściski. Wielka radość.

– Przede wszystkim chciałbym przeprosić swoją żonę i wszystkich moich bliskich, którzy musieli przejść piekło ostatnich godzin. Ale tak trzeba było zrobić – zaczął Babczenko. Zaraz po nim za pulpitem stanął prokurator generalny Jurij Łucenko.

– Mam nadzieję, że nasi krytycy posypią głowy popiołem! Nie można mówić, że nie dbamy o bezpieczeństwo państwa! Jak można tańczyć na kościach i krwi, aby zwiększyć swoje polityczne notowania?! – perorował Łucenko, odnosząc się do krytycznych względem władz wpisów znanych osobistości na portalach społecznościowych (miał je specjalnie wydrukowane na kartce), dzięki czemu błyskawicznie zamienił całą konferencję w PR-owy happening. Nikt nie mógł mieć wątpliwości, że władze będą chciały zdyskontować całą operację na użytek własnej popularności. Kolejnym potwierdzeniem stało się spotkanie prezydenta Poroszenki z Babczenką, Hrycakiem i Łucenką. Prezydent wystąpił w roli opiekuna narodu przed czyhającymi z zewnątrz zagrożeniami. Przekaz był jasny – jesteśmy w stanie zagwarantować bezpieczeństwo naszym obywatelom. Ochronić ich przed długim ramieniem Rosji.

Grunt, że udało się utrzeć Rosjanom nosa

Cała operacja SBU okazała się mistyfikacją, która – zdaniem przedstawicieli ukraińskich służb bezpieczeństwa – była niezbędna dla pełnego rozpracowania siatki mającej zorganizować serię politycznych morderstw na Ukrainie. Według prokuratora generalnego udało się zdobyć listę 47 nazwisk potencjalnych ofiar całej operacji – wśród nich mieli znaleźć się inni znani dziennikarze. Błyskawicznie aresztowano osobę odpowiedzialną za werbunek domniemanego mordercy (weterana wojny w Donbasie, który miał od razu zgłosić się do SBU po otrzymaniu zlecenia), ukraińskiego biznesmena Borysa Hermana.

W ostatnich latach zajmował się on przede wszystkim handlem sprzętem wojskowym, zaopatrując m.in. ukraińskie jednostki służące na froncie w Donbasie. Jego rosyjskim „opiekunem" miał być Wiaczesław Pywowarnyk, który zdaniem ukraińskich śledczych może być ściśle związany z ludźmi Kremla odpowiedzialnymi za destabilizowanie Ukrainy i przeprowadzanie tam aktów dywersji. Co ciekawe, sam aresztowany twierdzi, że od ponad pół roku współpracuje z... ukraińskim kontrwywiadem wojskowym i sam organizował akcję mającą na celu sprawdzenie, kto w Moskwie odpowiada za przeprowadzane na Ukrainie akty terroru. Jednak cała sprawa, a przede wszystkim sposób, w jaki została przeprowadzona akcja, budzi spore kontrowersje.

– Czy trzeba było aż tak ubarwiać tę operację? Wydaje mi się, że efekty były odwrotne do zamierzonych. Czy na razie SBU w jakikolwiek sposób udowodniło konieczność przeprowadzenia całej mistyfikacji? Wszelkie nagrania przekazywania pieniędzy przez Hermana wynajętemu zabójcy pochodzą sprzed kilku tygodni. Duża część przedstawionych dowodów była zebrana wcześniej i na razie nic nie wskazuje na to, że tak widowiskowy sposób przeprowadzania całej operacji w jakiś znaczący sposób pomoże dotrzeć ukraińskim śledczym do nowych informacji – ocenia analityk ds. bezpieczeństwa w Ośrodku Studiów Wschodnich Piotr Żochowski.

Podobnego zdania jest Simon Ostrovsky: – Wygląda na to, że celem akcji było zdobycie maksymalnego rozgłosu. Ja sam, mimo ogromnej ulgi, że Arkadij żyje, poczułem złość. Wyglądało to tak, jakby SBU stało się elementem propagandowej maszyny prezydenta Petra Poroszenki (nadzoruje on prace SBU i nominuje jej szefa – przyp. aut.), który walczy o poprawę swoich notowań wśród Ukraińców.

O ile na świecie cała operacja spotkała się z mocno mieszanymi reakcjami – od neutralnych po całkowicie krytyczne – o tyle na Ukrainie głosów negatywnych jest stosunkowo mało. Nad Dnieprem dominuje opinia, że po raz pierwszy od dłuższego czasu ukraińskie służby odniosły sukces i przeprowadziły skuteczną operację. Krytyka ze strony Zachodu? Trudno, jakoś się to wytłumaczy. Grunt, że Babczenko żyje, a do tego udało się utrzeć Rosjanom nosa.

Tak wielką potrzebę sukcesu łatwiej zrozumieć, jeżeli przeanalizuje się wydarzenia ostatnich kilku lat. Od dłuższego czasu działania ukraińskich struktur bezpieczeństwa, czyli przede wszystkim policji i Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, poddawane są druzgocącej krytyce. Struktury bezpieczeństwa od zarania ukraińskiej niepodległości miały skrajnie złą reputację, postrzegano je głównie przez pryzmat panoszącej się tam korupcji, brutalności działań (w wypadku policji) i infiltracji przez rosyjski wywiad (w wypadku SBU). Krytyka była jak najbardziej uzasadniona, jednak nasiliła się po zwycięstwie tzw. rewolucji godności (ogólnopaństwowe protesty z przełomu 2013 i 2014 roku, które doprowadziły do odsunięcia od władzy prezydenta Janukowycza). Miała wówczas nastąpić modernizacja, wielka, pozytywna zmiana, a tymczasem...

Stolica w ogniu eksplozji

Już kilka miesięcy po zwycięstwie rewolucji godności na Ukrainie zaczęła się seria zagadkowych zgonów i zamachów. W kwietniu 2014 roku nieznany sprawca strzelił do mera Charkowa Giennadija Kernesa. W wyniku odniesionych obrażeń polityk jest sparaliżowany od pasa w dół. Kilku ważnych działaczy Partii Regionów popełniło samobójstwo (m.in. skarbnik tej partii Michaił Czeczetow, który miał wyskoczyć przez okno swego apartamentu na 15. piętrze) lub padło ofiarami nieznanych sprawców. W marcu 2015 roku przed swoim domem został zastrzelony znany prorosyjski dziennikarz Ołeś Buzyna. Większość sprawców tych morderstw i zamachów nie została schwytana, a śledztwa nie przyniosły żadnych rezultatów. Po kilku miesiącach zagadkowe zamachy ustały. Do czasu. 20 lipca 2016 roku o godzinie 7.45 w ścisłym centrum ukraińskiej stolicy doszło do eksplozji samochodu, którym jechał popularny publicysta i komentator polityczny Pawło Szeremeta. Na filmach z tego wydarzenia widać, jak przechodnie od razu rzucają się na pomoc i starają się wyciągnąć zakleszczonego we wraku samochodu dziennikarza. Szeremeta umiera niedługo po przyjeździe pogotowia.

Znany i lubiany dziennikarz, który od wielu lat mieszkał i pracował w Kijowie (sam będąc Białorusinem), nie zajmował się dziennikarstwem śledczym; wydawało się, że nie ma wrogów. Jego śmierć wstrząsnęła środowiskiem dziennikarskim na Ukrainie.

– To był nasz dobry kolega, przyjaciel. Nikt nie mógł zrozumieć, dlaczego go zabito – mówi w rozmowie z „Plusem Minusem" znany ukraiński dziennikarz śledczy Dmytro Gnap. – Dlatego zaczęliśmy naciskać na władze, aby przeprowadziły staranne śledztwo i dokładnie wyjaśniły jego śmierć.

Jak się okazało, zamach na Szeremetę nie był ostatnim głośnym mordem w ukraińskiej stolicy. 23 marca 2017 roku przy jednej z głównych ulicy Kijowa, bulwarze Szewczenki, do Denisa Woronienkowa (rosyjskiego polityka, który po ucieczce z kraju przebywał w Kijowie) podszedł młody człowiek i po upewnieniu się, że ma do czynienia ze swoją ofiarą, oddał trzy strzały. Woronienkow zmarł na miejscu. Obrażenia odniósł też ochroniarz polityka, któremu udało się mimo to zabić zamachowca.

27 czerwca 2017 roku wysadzono w powietrze samochód, w którym przebywał oficer ukraińskiego wywiadu Maksim Szapował. Nieco ponad miesiąc później ponownie doszło do eksplozji samochodu w centrum Kijowa – tym razem ofiarą stał się Czeczen Timur Machauri, weteran wojny w Donbasie. 30 października tego samego roku ostrzelany został samochód, którym jechali Adam i Amina Okujewowie – kilka miesięcy wcześniej tylko dzięki wyszkoleniu wojskowemu udało im się przeżyć pierwszą próbę zamachu na ich życie. Tym razem w wyniku ran postrzałowych kobieta zmarła. Obydwoje służyli w Donbasie, po ukraińskiej stronie.

Każda z tych spraw ma inny kontekst – Woronienkow miał być w przeszłości zamieszany w nielegalne interesy, zabójstwo Szapowała jednoznacznie wskazuje na ślad rosyjski, tymczasem morderstwa dokonane na Czeczenach mogą się wiązać z aktywnością Ramzana Kadyrowa (przywódcy Republiki Czeczeńskiej), który traktował ich jak osobistych wrogów. Wszystkie te sprawy mają jednak jedną cechę wspólną – niekompetencje ukraińskich śledczych, którzy w większości wypadków do tej pory nie ustalili, kto mógł stać za zamachami, lub nie byli w stanie pociągnąć winnych do odpowiedzialności. Jedyny znany sprawca zamachu został zastrzelony, jednak zleceniodawca morderstwa spokojnie żyje w Rosji. Właśnie ten brak efektów śledztw najbardziej niepokoił Ukraińców. Nie mogli się czuć bezpieczni nawet we własnej stolicy.

Niebezpieczna bezkarność

Nieskuteczność ukraińskich służb bezpieczeństwa spowodowała, że sprawy wzięli w swoje ręce dziennikarze. Dzięki ich śledztwu w udało się odtworzyć przebieg wydarzeń w nocy poprzedzającej zamach na Pawła Szeremetę. Przepytali dziesiątki osób, do których nie dotarli policjanci. Dziennikarze własnym wysiłkiem zdobyli m.in. zapisy z kamer otaczających okolice domu Pawła Szeremety i ustalili, że ładunek został podłożony w nocy przez dwie osoby – kobietę i mężczyznę. Na podstawie nagrań z monitoringu ustalili, że zapalnik uruchomiła młoda kobieta. Wykonali wzorcową robotę śledczą i zebrali informacje, których nie udało się uzyskać ukraińskim organom bezpieczeństwa. I to mimo zapewnień najwyższych władz, że sprawę traktują priorytetowo i że do wyjaśnienia, kto stał za zabójstwem Szeremety, zaangażują najlepszych śledczych. Niestety, prawie dwa lata po jego śmierci sprawa stanęła w miejscu.

Dziennikarzem, który prowadził wspomniane śledztwo, był Dmytro Gnap. Jak sam tłumaczy, zajął się tą sprawą z poczucia obowiązku: – Po prostu wiem, że jeżeli sami tego nie wyjaśnimy, to mogą nastąpić kolejne zabójstwa. Najbardziej przeraża mnie, że pojawi się poczucie bezkarności. Możesz zabić znanego dziennikarza, podkładając mu bombę, zdetonować ją w centrum miasta i nie spotka cię za to żadna kara.

Zapytany o to, dlaczego oficjalne śledztwa nie przynoszą żadnych rezultatów, smutno konstatuje: – To wina braku reformy naszych organów bezpieczeństwa. Mimo przeprowadzenia lustracji w policji nadal pracuje wiele osób z korupcyjną przeszłością. Wielu naszych policjantów pracuje na komputerach sprzed 15 lat, nie nabywa nowych kompetencji. Nie doszło do żadnej modernizacji. Taki stan rzeczy jest wygodny dla obecnych władz, które wiedzą, że jak zreformują te służby i zaczną one działać tak, jak powinny, to wielu ich „partnerów biznesowych" trafi za kraty. To po prostu nie jest w ich interesie. I dlatego zamiast „real success" (prawdziwego sukcesu) oferują nam „fake success" (fałszywy sukces). Łatwiej w końcu stworzyć wrażenie zwycięstwa, niż je realnie osiągnąć. Gnap jest jednak w swej opinii odosobniony. Dzisiaj Kijów świętuje sukces operacji służb i nic nie wskazuje na to, aby większość obywateli zmieniła swój stosunek do tej sprawy. W końcu również oni potrzebują poczucia triumfu. Tymczasem w kraju, w którym sytuacja ekonomiczna nadal jest bardzo ciężka, a na froncie wciąż giną ludzie, sukces pozostaje towarem deficytowym. ©?

Autor jest ekspertem ds. Ukrainy, w latach 2014–2018 był analitykiem Ośrodka Studiów Wschodnich

Arkadij Babczenko, rosyjski dziennikarz, który od prawie roku wraz z żoną i córką mieszka w Kijowie, 29 maja wyszedł z domu zrobić wieczorne zakupy. Ukraińska stolica stała się dla niego – jak i dla wielu zaangażowanych politycznie obywateli Rosji – miejscem ucieczki przed zagrożeniem czającym się na nich w ojczyźnie.

Gdy kilkanaście minut później wrócił do domu, przed jego drzwiami czekał zabójca. Trzy strzały zaalarmowały żonę Babczenki. Kiedy wbiegła do przedpokoju, zobaczyła męża w kałuży krwi. Mimo reanimacji dziennikarz zmarł w karetce – powiedział dziennikarzom rzecznik ukraińskiej policji Jarosław Trakało kilka godzin po tym, jak pierwsze media poinformowały o zamachu na Babczenkę.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów