Zbigniew Popowski: Zabieramy dzieciom dzieciństwo

Wsobność młodego pokolenia jest pochodną tego, jak dzieci są traktowane przez rodziców. Jeżeli dziecko cały czas się monitoruje, to ono zaczyna czuć, że jest rodzajem projektu. A przecież szczęśliwe będzie dopiero wtedy, kiedy będzie chciało być szczęśliwe - mówi Zbigniew Popowski, instruktor harcerski.

Publikacja: 01.06.2018 18:00

Zbigniew Popowski: Zabieramy dzieciom dzieciństwo

Foto: archiwum prywatne

Plus Minus: Od 2017 r. harcerz ZHP, zamiast nie pić i nie palić, ma być wolny od nałogów. Zmianę tego punktu prawa harcerskiego zinterpretowano jako furtkę przyzwalającą na używki. Była burza?

Bardzo duża. Dla mnie oraz innych konserwatystów ze Związku ta zmiana spłaszcza ideę. Niektórzy tłumaczyli, że dziś jest więcej nałogów niż tytoń i alkohol, więc trzeba zapis rozszerzyć. Ale przecież nic nie broniło, żeby zostawić dawny zapis oryginalny i dodać fragment o nałogach.

Czemu się tak nie stało?

Sądzę, że starsi harcerze chcieli mieć spokój i nie mieć wyrzutów sumienia, jak sobie od czasu do czasu wypiją, bo są przecież dorośli. A tymczasem to była wartość, która nas odróżniała. Pokazywała, że można nie pić i że to jest po prostu mądre.

Alkohol wśród harcerzy jest czymś powszechnym?

Jestem pewien, że większość dorosłych instruktorów pije.

Może dobrze, że skończono z hipokryzją.

Poprzeczka zasad powinna wisieć powyżej naszych możliwości, bo tylko wtedy będzie motywacją. Ciekawe jest to, że zrobiono badanie wśród harcerzy w wieku 15–25 lat, gdzie zadano im dwa pytania: „Czy miałeś kontakt z alkoholem?" i „Czy chciałbyś, aby punkt 10 regulaminu został zmieniony?". Na pierwsze z nich 80 proc. młodzieży odpowiedziało twierdząco. To akurat normalne, taki wiek. Jednak przy drugim pytaniu dominowały odpowiedzi przeciwne zmianie 10 punktu. Czyli młodzi ludzie czują znaczenie pewnych wartości, ale to niestety nie oni głosowali.

Pan nigdy nie pił?

Próbowałem w młodości piwa, ale nie dawało mi to radości. Stwierdziłem, że tego nie potrzebuję, i postanowiłem, że nie będę pił nawet szampana na sylwestra.

Przyjechał pan na studia do Warszawy z małego Augustowa i nic?

Niepicie w akademiku oznaczało dramat. Jadąc na studia, byłem w środku życia harcerskiego z podkładką przewodnika pod krzyżem. Gdy powiedziałem, że nie piję, to się zaczęło. „No jak to, Zbyszek?". Przez pół roku musiałem sprzątać po imprezach, myć gary, latać po piwo, grać na gitarze i zabawiać innych. Robić wszystko, by mnie zaakceptowali, że jestem swój, mimo że nie piję.

Nie można było tylko tak symbolicznie?

Przecież nie mogłem młodym ludziom mówić, że się nie pije, a samemu popijać. Po pół roku nadszedł taki dzień, że ktoś do nas przyszedł i zaczął polewać, ale wtedy koledzy powiedzieli: „Zbyszkowi nie, on nie pije". Zaczęli szanować mój wybór.

I już nie żartowali z „harcerzyka"?

Byłem wygadany i potrafiłem się bronić. Poza tym byłem aktywny społecznie. Pomagałem ludziom w radzie akademika i organizacjach studenckich. Potrafiłem działać, więc kwestia niepicia zeszła na dalszy plan. Zrozumiałem, że ludzie nie cenią cię za to, że jesteś harcerzem albo dlatego, że nie pijesz. Tylko cenią cię za to, jaki jesteś, co robisz i jak pomagasz.

Pańskie dzieci są w harcerstwie?

Były. Córka jest w wieku maturalnym, z harcerstwa odeszła jeszcze w zuchach. Nie spodobał jej się letni obóz.

Rodzice harcerze i nie przekonywali córki?

Wyznajemy zasadę, że dzieci mają swoje życie. Możemy je zachęcać, a gdy były młodsze, to zabieraliśmy je na wyjazdy i biwaki. W pewnym momencie jednak córka stwierdziła, że będzie robiła coś innego. Syn z kolei jest w piątej klasie. Kiedyś był zuchem, ale nie ma dla niego żadnej odpowiedniej drużyny harcerskiej na Bielanach, do której moglibyśmy go przypiąć. Ale jest bliski idei skautingu, jeździ z nami na wyjazdy harcerskie, m.in. wziął udział w trzecim etapie międzynarodowej sztafety rowerowej Bike Jamboree w Południowym Kaukazie. Nawet imię dostał po Robercie Baden-Powellu, a chrzczony był na 100-leciu skautingu w Wielkiej Brytanii.

Dlaczego córce nie spodobał się obóz?

Sprawa była prozaiczna. Po prostu był słabo zorganizowany. Córce nie odpowiadało jedzenie, więc chodziła głodna. Gdy przyjechaliśmy ją odwiedzić, była zaniedbana i wychudzona. Nie tylko ona. To w ogóle nie jest dobry pomysł, żeby zuchy spały pod namiotami, o ile nie funkcjonują w mocno doświadczonym w tych kwestiach środowisku.

Może po prostu dzisiejsza młodzież i dzieci są bardziej rozpieszczone i mniej zaradne?

Zapewniam pana, że tak zorganizowany obóz 30 lat temu również by zniechęcił dzieciaki do harcerstwa.

Obozy się jednak zmieniły. Warunki już nie są tak spartańskie jak kiedyś. Na przykład zamiast latryn stawia się toi toie.

Nowych przepisów trzeba przestrzegać, choć moim zdaniem nic by się nie stało, gdyby było jak dawniej. To ważne, żeby obóz był stawiany przez harcerzy od początku do końca samodzielnie. Od kuchni, namiotów, po bramy obozowe i latryny.

Dlaczego?

Gdy młody człowiek zbuduje obóz samemu od podstaw i wykona zadanie, a nie przyjedzie już na gotowe, to ma wtedy poczucie sprawczości. Nieważne, czy jest w wieku 7, 15 czy 20 lat. Świadomość, że mamy na coś wpływ, jest potem bardzo ważna w dorosłym życiu.

Dzisiaj ma być czysto i bezpiecznie.

I to najbardziej różni dawne obozy od dzisiejszych. Dotyczy to wychowania w ogóle. W dużych miastach postępuje niezrozumiała dla mnie i prowadząca do absurdalnych sytuacji sterylizacja. Najlepiej, żeby dziecko było non stop czyste i żeby się o nic nie potknęło. A przecież w pewnym wieku jest to konieczne do rozwoju. A tymczasem w przedszkolach coraz częściej są streamingi wideo dla rodziców, którzy mogą je podpatrywać z pracy. Takie wzorce dzieci przynoszą do harcerstwa i odruchowo dążą do tej sterylności. Jeśli będziemy myśleć w ten sposób, to niedługo nie tylko latryny będą plastikowe, ale też drzewa.

Harcerstwu nie pomogła też zeszłoroczna tragedia w Suszku, gdzie nawałnica powaliła drzewa i zginęły dwie harcerki.

Dochodzenie wykazało, że obóz w Suszku był modelowo przygotowany, a gdy nadeszła nawałnica, to kierujący nim ludzie również zachowywali się z głową. Tragedie były i będą się zdarzać, nie należy zmieniać przepisów nagle pod ich wpływem.

Prawo podąża jednak za procesem sterylizacji.

Umieściliśmy syna w tzw. szkole demokratycznej, gdzie dzieciom na wiele się pozwala, ale też mają sporo odpowiedzialności. Tam nie ma problemu, że dzieci chodzą po drzewach. Współczesne dzieciaki nie znają trzepaków, zabrania im się robić wielu rzeczy, które dla nas były codziennością. I one na tym tracą. Nie tylko w sensie mobilności, ale rozwoju w ogóle. Postępuje niepotrzebna bojaźń i skutkuje to blokadami w życiu dorosłym.

Czy grupy rekonstrukcyjne i organizacje paramilitarne typu WOT odsysają potencjalnych harcerzy?

Nie mam takiego wrażenia, tym bardziej że liczba harcerzy w okolicach 2014 r. przestała w końcu maleć. Zatrzymała się na ok. 100 tys. i od tamtej pory wzrasta.

A jeszcze w latach 90. było kilkaset tysięcy harcerzy.

Trudno ukrywać, że mieliśmy problemy nie tylko z dostosowaniem struktury i sposobów finansowania do nowych czasów, ale też zaczęły się poważne problemy wizerunkowe. Harcerstwo stało się po prostu niemodne, trąciło myszką.

Co się teraz zmieniło?

Po pierwsze, stabilizacja administracyjno-finansowa ZHP. Zdecydowana większość chorągwi, jak również centrala organizacji – Główna Kwatera ZHP, pospłacała długi i nauczyła się zdobywać pieniądze. W związku z tym kierownictwo ZHP ma więcej czasu na rozwój programu, budowanie wizerunku i realizowanie wizji. Nie musi się opędzać od komorników, co miało miejsce jeszcze dziewięć–dziesięć lat temu.

Drugim czynnikiem stymulującym wzrost liczby harcerzy jest zmiana myślenia wewnątrz organizacji. Przy świadomości tego, jak bogaty wybór zajęć mają dzisiaj dzieci i młodzież, staramy się równie atrakcyjnie promować nasze wartości i organizację.

ZHP się zmieniło, ale może i w ludziach coś się zmieniło?

Wraca sentyment do wartości, które na szczęście jeszcze nie zniknęły. Od kilku lat w Polsce jest już nam na tyle dobrze, że wielu z nas – mam na myśli głównie mieszkańców dużych miast – myśli sobie: „Po co mi trzeci samochód albo czwarty dom?". Coraz więcej osób dochodzi do wniosku, że dadzą coś z siebie innym. Ludzie angażują się w pomoc dla domów dziecka, schronisk dla zwierząt. Ten powrót do wartości dokonuje się nie w dzieciach, ale bardziej w rodzicach, czyli ludziach w wieku 35–45 lat, czyli pokolenia, które jeszcze załapało się na okres świetności harcerstwa i ma dobre wspomnienia. Dlatego zapisują oni do harcerstwa swoje dzieci.

Czym jeszcze różni się praca z dzisiejszą młodzieżą?

Gdy sobie porównuję to wszystko z latami 80. i 90., to mam wrażenie, że najbardziej widoczny jest brak uważności na drugiego człowieka. Ludzie robią często coś sami dla siebie i czują się w tym najważniejsi. Nie ma nic złego w tym, żeby się troszczyć o siebie, ale samorozwój opiera się na współpracy z innymi. To także wyzwania w grupie społecznej, rozumienie innych, a nawet ścieranie się z innymi. Samemu to można być pustelnikiem.

A co z tymi wszystkimi NGO'sami i fundacjami, których dziś jest mnóstwo?

Często troszczymy się o innych nie dlatego, bo jest to ważne, tylko po to, by pochwalić się, że jesteśmy aktywni społecznie i wpisać to sobie do CV. Mam wrażenie, że takiej „wsobności" nie było w latach 80., a dziś ona jest mocno widoczna.

Może to kwestia naszego zabiegania?

Raczej przesadnego pojmowania samorozwoju. Ważne jest „ja" i mój siedemnasty fakultet. Co do zasady to jest dobre, sam mam dwa fakultety, zrobiłem studia MBA, ale nie uważam, żeby to było najważniejsze.

Kiedy się zaczęła ta nieuważność?

Moje pokolenie musiało się przebijać, szukać pracy i wyjeżdżać za granicę w poszukiwaniu pieniędzy. Gdy urodziły nam się dzieci, to cieszyliśmy się, że one już nie muszą tego robić. „Niech się uczą" – myśleliśmy. Właśnie wtedy narodził się ten chory pęd, by dziecko skończyło siedem szkół i znało cztery języki, zanim skończy dziesięć lat. Zabieramy im dzieciństwo. Po co?

Żeby miały dobry start.

Co im da średnia 6,2? Wartość polega na przeżywaniu dzieciństwa, na wspólnej zabawie i radości. Na wolności, którą nasze pokolenie miało, ale zabiera ją swoim dzieciom. Dajemy im iluzoryczną wolność. Tablet i smartfon to nie jest wolność i każdy z nas to wie.

Rozbudzanie ambicji nie musi prowadzić do egoizmu i zamknięcia.

Wsobność młodego pokolenia jest pochodną tego, jak dzieci są traktowane przez rodziców. Jeżeli dziecko cały czas się monitoruje, to ono zaczyna czuć, że jest rodzajem projektu dla rodziców. Musi się dobrze uczyć, to wtedy pójdzie do najlepszej szkoły, a potem dostanie się na superstudia. A po superstudiach będzie miało świetną pracę i mnóstwo pieniędzy. I będzie miało szczęśliwe życie. Tak nie będzie. Ono będzie szczęśliwe wtedy, kiedy będzie chciało być szczęśliwe.

To brzmi dosyć mgliście.

Będzie szczęśliwe tylko wtedy, gdy będzie robiło to, co chce, i będzie miało wokół siebie ludzi, których kocha, a nie gdy będzie miało szóstki.

Zbigniew Popowski, podharcmistrz, od ponad 30 lat w ZHP. Szef Fundacji Światowe Jamboree, która organizuje rowerowe sztafety harcerskiej młodzieży, skautów i podróżników dookoła świata. Prowadzi firmę doradczą Popowski Advisory specjalizującą się we wprowadzaniu przedsiębiorstw na nowe rynki

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus: Od 2017 r. harcerz ZHP, zamiast nie pić i nie palić, ma być wolny od nałogów. Zmianę tego punktu prawa harcerskiego zinterpretowano jako furtkę przyzwalającą na używki. Była burza?

Bardzo duża. Dla mnie oraz innych konserwatystów ze Związku ta zmiana spłaszcza ideę. Niektórzy tłumaczyli, że dziś jest więcej nałogów niż tytoń i alkohol, więc trzeba zapis rozszerzyć. Ale przecież nic nie broniło, żeby zostawić dawny zapis oryginalny i dodać fragment o nałogach.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Zanim nadeszło Zmartwychwstanie
Plus Minus
Bogaci Żydzi do wymiany
Plus Minus
Robert Kwiatkowski: Lewica zdradziła wyborców i członków partii
Plus Minus
Jan Maciejewski: Moje pierwsze ludobójstwo
Plus Minus
Ona i on. Inne geografie. Inne historie