Plus Minus: Co takiego stało się na serialowym rynku, że przeżywamy dzisiaj zalew coraz bardziej wyrafinowanych produkcji?
Agnieszka Kruk: Gdy zaczęłam pisać seriale w 2002 r., były one postrzegane przez środowisko artystyczne jako coś gorszego od filmów fabularnych. Kilka lat później pojawił się jednak „Lost" – pierwszy serial, którego pilotowy odcinek kosztował kilkanaście milionów dolarów. Budziło to zdumienie, bo wtedy duże budżety wydawało się na fabuły z dobrymi aktorami, kręcone w dużych studiach. „Lost" jednak chwycił, wszyscy chcieli go oglądać. Kolejnym przełomowym momentem był „House of Cards" Netflixa, w którego jeden sezon zainwestowano 100 mln dol. i udostępniono w internecie wszystkie jego odcinki od razu. Wtedy po raz pierwszy zaczęto mówić, że nadciąga koniec ery dyrektorów programowych wielkich telewizji, którzy decydują, co i kiedy widz ma oglądać.
Jeśli pyta pani, skąd w ogóle popularność seriali, to zawsze, już od czasów, gdy siedzieliśmy w jaskiniach, lubiliśmy słuchać historii, co przybierało różne formy. W XVIII wieku większość powieści ukazywała się w odcinkach w gazetach. Po pojawieniu się radia to samo działo się ze słuchowiskami. Dziś dzięki internetowi możemy „czytać" kolejne odcinki serialu, jak czytalibyśmy powieść – sami decydujemy, kiedy, gdzie i przez ile czasu chcemy to robić: czy wolimy obejrzeć wszystko w czasie weekendu na Mazurach, czy dawkujemy je sobie, np. po powrocie z pracy, po jednym rozdziale.
Czy skoro seriale „czyta się" dziś jak książki, mogą je zastąpić? I czy osoby, które przychodzą na kursy pisania scenariuszy, to potencjalni pisarze?
Odpowiadając na drugie pytanie: tak, na pewno. Ale czy seriale zastępują książki – nie wiem. Na pewno zaspokajają tę samą potrzebę wysłuchania jakiejś historii i wzbogacania sobie w ten sposób własnego doświadczenia życiowego. Ludzie się przecież w ten sposób uczą. Do producentów często przychodzą listy od widzów z podziękowaniem za to, że nauczyli się z serialu np., jak przeżyć rozprawę sądową czy jak rozmawiać z dziećmi. Głównie pełnią one jednak rolę rozrywkową, a dla każdego rozrywka oznacza coś innego, stąd tyle dzisiaj ich gatunków i rodzajów.