Młody człowiek w dżinsach przyklęka przy białej kilkumetrowej planszy, na której wyrysowano czarną, krętą linię. Manipuluje kilka sekund przy miniaturowym samochodziku, przypominającym skrzyżowanie karalucha i bolidu Formuły 1. Potem ustawia auto na linii. Samochodzik zrywa się do przodu, pędzi po linii, zgrabnie wchodząc w zakręty.
Tak wygląda podążanie za linią, jedna z dyscyplin na zawodach robotów. Polscy studenci w konstruowaniu automatów startujących na takich zawodach są w światowej czołówce. Każda uczelnia techniczna oraz wiele szkół średnich w Polsce mają dziś koła naukowe, których członkowie poświęcają czas szykowaniu robotów do startu w zawodach.
– Budując roboty, trzeba wykorzystać wiedzę zdobywaną na studiach, a nawet potrzebne jest tej wiedzy trochę więcej – mówi Patryk Antończyk, przewodniczący koła naukowego Mechatron z Politechniki Poznańskiej. – Jest to wspaniałe hobby, bo po pierwsze, daje satysfakcję ze zbudowania czegoś, co działa, po drugie, można zawieźć robota na zawody, porównać go z innymi konstrukcjami i wymienić się doświadczeniami. Aby zbudować coś podstawowego, co będzie po prostu działać, nie potrzeba zbyt wielu nakładów finansowych, wystarczy trochę zwykłych części. Jeśli jednak chcemy skonstruować robota, który będzie wygrywał zawody, to już potrzeba pewnych inwestycji – tłumaczy Antończyk.
Przykładem takiego doinwestowanego robota-zwycięzcy jest Flash Mariusza Pałubickiego, kolegi Antończyka z koła naukowego Mechatron. Robot ten regularnie wygrywa zawody w śledzeniu linii. Sprawność najlepszych robotów w tej dyscyplinie jest imponująca, choć kreska skręca ostro co kilkadziesiąt centymetrów, roboty pędzą po niej z prędkością 3 m/s. Pałubicki, aby uczynić swojego Flasha niepokonanym, wyposażył go m.in. w więcej silników (po dwa na koło), dodatkowo używa wyższego napięcia. – Silniki powinny działać pod napięciem 6 V, a ja zasilam je 12 V – mówi Pałubicki. – To daje większą moc, ale może doprowadzić do awarii. Właściwie powinienem przed każdymi zawodami wymieniać silniki, ale nie zawsze mnie na to stać. To są drogie części modelarskie, nieprodukowane masowo. Koszt całego mojego robota to ok. 1000–1200 zł. Flash jeździ zazwyczaj z prędkością 2,5–3 m/s, ale nie zawsze wyższa prędkość jest lepsza, bo można wypaść z zakrętu. Przy długości robota 30 cm ma on tylko 0,1 sekundy, by zareagować na wiraż, i jeśli akurat zdarzy się zakręt pod kątem prostym po długiej prostej, na której pojazd się bardzo rozpędzi, to kraksa murowana – mówi Pałubicki.
W dwa lata został mistrzem
Jak tłumaczy Pałubicki, to co najbardziej lubi w zawodach robotów, to ich atmosfera – przychodzi mnóstwo rodzin z dziećmi, które świetnie się bawią. My też się bawimy, pomagamy sobie nawzajem, jak komuś się coś zepsuje, zawsze wszyscy próbują mu pomóc. Podobnie zresztą jest w kole naukowym, starsi pomagają młodszym. Kiedy dwa lata temu przyszedłem na pierwsze zajęcia, układy scalone to były dla mnie czarne klocki. Zostałem przeprowadzony za rękę przez kolejne etapy konstrukcji robotów i dziś tłumaczę arkana tej sztuki innym.