Dwa lata później warunki polityczne były zupełnie inne. We wrześniu 1985 roku Jaruzelski był w Nowym Jorku na posiedzeniu Zgromadzenia Ogólnego ONZ. To wtedy doszło do kluczowej politycznej rozmowy z przedstawicielem rządu USA.
Tajne spotkanie przez dwie dekady pozostawało owiane tajemnicą. Oficjalnie generał spotkał się na lunchu z Davidem Rockefellerem, znanym finansistą. Pojechał do Rockefeller Tower. Gospodarz oczekiwał gościa na ulicy, wjechali wysoko – na 72. piętro. Pierwszą część spotkania wypełniła prywatna rozmowa Jaruzelskiego z Rockefellerem, która odbyła się bez świadków. Potem był wspólny posiłek.
Formalnie głównym tematem spotkania była idea powołania fundacji wspierającej rozwój polskiego rolnictwa. Jednak w spotkaniu oprócz specjalisty w tej dziedzinie laureata Nagrody Nobla Normana wzięli udział Lawrence Eagleburger, podsekretarz stanu w administracji prezydenta Ronalda Reagana, oraz Zbigniew Brzeziński, którego Górnicki nazwie „najbardziej podstępnym diabłem w całym imperialistycznym piekle".
Jeśli brać pod uwagę poglądy Brzezińskiego na rolę ZSRS i komunizm, bardziej pasowałby do administracji Reagana niż Cartera, w której przed kilku laty pracował. I faktycznie Brzeziński był postacią spinającą kluczowe elementy masterplanu Reagana. Obecność Eagleburgera i Brzezińskiego u Rockefellera została zaaprobowana na najwyższych szczeblach politycznego Waszyngtonu. W ZSRS trwała już pieriestrojka, generał wiedział, że niedługo będzie musiał liczyć jedynie na siebie w znacznie większym stopniu niż dotychczas. Rozumiał, że Amerykanie są gotowi na jakieś gesty, a on bardzo potrzebował pomocy.
Brzeziński dokładnie spisał przebieg rozmowy. Amerykanie wysłuchali mało wiarygodnych opowieści Jaruzelskiego, jak bardzo stara się on o demokratyzację w Polsce. Rozmowa szybko zamieniła się w realne polityczne negocjacje. Gospodarze dopominali się o więźniów politycznych i podkreślali, że w Stanach Zjednoczonych panuje w tej sprawie jednomyślność pomiędzy demokratami a republikanami.
Brzeziński miał dla Jaruzelskiego propozycję, co zrobić: zaproponował generałowi podjęcie w tej sprawie „cichych kroków". Dzięki Brzezińskiemu wiemy, że podczas spotkania w apartamentach Rockefellerów Jaruzelski wypadł jako człowiek inteligentny, rzeczowy, unikający demagogii w tajnych negocjacjach. „Na poziomie osobistym jest on zdecydowanie przyzwyczajony do sprawowania władzy i wydaje się mówić raczej rozwlekle. Rzadko wykazuje gotowość do ustępstw, ale ma tendencje do wygłaszania długich deklaracji na poszczególne tematy. Jedynie ze mną wdał się w pewien dyskurs, ale bez zajadłości. Jeżeli chodzi o prezencję, to wygląda raczej zdrowo, ma zaróżowione policzki, siedząc, jest sztywny i wyprostowany, ale jego ruchy nie wskazują na żadną poważną chorobę" – notował Brzeziński.
Jaruzelski starał się, by do Reagana dotarły od niego pozytywne sygnały, podjął próbę obłaskawienia Brzezińskiego, którego poznał przed laty przy okazji wizyty Cartera w Warszawie. Wśród dokumentów, które wyszukał dla Brzezińskiego w polskich archiwach, był nawet list, w którym kilka zdań skreślił kilkuletni Zbyszek.
Wnioski z nowojorskiego lunchu były takie, że pod warunkiem wykonania pewnych kroków Jaruzelski co najmniej ma szansę na wybaczenie grzechu 1981 roku. W amerykańskim planie rozbijania Sowietów od tego momentu odpowiednia rola została przewidziana nawet dla polskich komunistów, którzy mieli wykonać odpowiednie zadania, żeby proces wszedł w bardziej oficjalną, dyplomatyczną fazę.
Kwestia amnestii budziła opory w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Jednak Jaruzelski – na 100 procent po uzyskaniu zgody Moskwy – uruchomił plan proponowany przez Brzezińskiego. Po roku sugestie Amerykanów były wypełnione. 11 września 1986 roku Kiszczak niespodziewanie dla większości Polaków powiedział, że za cztery dni wszyscy więźniowie polityczni znajdą się na wolności. Z więzień wyszło ostatnie 200 osób.
Amnestia była kluczowym wydarzeniem politycznym w Polsce, ale też poszerzyła możliwości działania USA. Od tego momentu do akcji włączony został zapomniany nieco John Whitehead, podsekretarz stanu w administracji Reagana, a także tacy utalentowani dyplomaci amerykańscy, jak ambasador John Davies i Dan Fried.
Taktyka „step by step" zastosowana przez Whiteheada może stanowić wzorzec z Sevres, jak prowadzić politykę rozbijania dyktatury. Zniesienie sankcji, a następnie już tylko małe nagrody dla władz w Warszawie następowały po wypełnianiu kolejnych warunków Amerykanów, bez możliwości wybierania a la carte z postawionych oczekiwań.
W ciągu kilku lat żądna kredytów i wsparcia międzynarodowych organizacji finansowych władza w Polsce wykonała wszystkie zalecenia Waszyngtonu, ale ciągle nie uzyskała publicznego wsparcia – tego rodzaju poparcie miała tylko opozycja i osobiście Lech Wałęsa. W 1987 roku do Polski przyleciał papież, a kilka miesięcy po nim wiceprezydent USA George Bush, który nie tylko wymusił na władzach zgodę na spotkania z opozycją i odwiedziny u Wałęsy, ale nawet na orędzie do Polaków w telewizyjnym prime timie.
Kolejki do McDonalda
Wiosną 1989 roku Amerykanie mieli prawo do triumfu. Podczas przemówienia w Moguncji nowy prezydent Bush zapowiadał dalszą część planu politycznego USA: „Dla założycieli sojuszu to dążenie (do wolności) było odległym marzeniem. Teraz NATO ma nowe marzenie. Jeśli dawni rywale, tacy jak Wielka Brytania i Francja albo Francja i Niemcy, mogą się pogodzić, dlaczego nie mogą zrobić tego narody Wschodu i Zachodu? Na Wschodzie dzielni mężczyźni i kobiety pokazują nam drogę. Spójrzcie na Polskę, gdzie »Solidarność« i Kościół zyskały oficjalny status. Siły wolności spychają sowieckie status quo do defensywy. Wygraliśmy na Zachodzie, ponieważ wierzyliśmy w nasze wartości i wizję. A wizja obecna po drugiej stronie rdzewiejącej żelaznej kurtyny zawiodła". Czerwcowe wybory w Polsce stanowiły uwieńczenie jednego z najbardziej brawurowych planów politycznych XX wieku.
Jednak USA nadal nie rezygnowały z troski o „stabilizację". Właśnie z tego powodu to ambasador USA wziął na siebie prowadzenie rozmów z opozycją o konieczności wyboru Jaruzelskiego na prezydenta. 22 czerwca 1989 roku John Davis zaprosił do rezydencji grupę liderów „Solidarności" i przekonywał ich, by znacząca grupa parlamentarzystów nie wzięła udziału w głosowaniu i tym samym poparła Jaruzelskiego.
Davis był przekonany, że tak umówiono się przy Okrągłym Stole. Dzień później opisał to w depeszy do sekretarza stanu. Ujawnione notatki amerykańskiego dyplomaty pokazują, jak głębokie i pełne zaufania były jego relacje z liderami nowej władzy. Davis za liderów zmiany w Polsce uważał Lecha Wałęsę i Jana Pawła II, ale lojalnie podkreślał też fakt współpracy „enigmatycznego, niepopularnego, ale niezastąpionego generała Jaruzelskiego".
27 czerwca Davis napisał do Waszyngtonu słynne zdanie: „Lądując w Warszawie, prezydent znajdzie się w środku najbardziej proamerykańskiego kraju na świecie". Istotnie, lipcowa wizyta prezydenta George'a Busha w Warszawie w 1989 roku była wielkim triumfem amerykańskiej dyplomacji, służb specjalnych i miękkiej siły. Musiał rozumieć to każdy, kto widział kolejki do pierwszej restauracji McDonald's w Warszawie.
Autor jest historykiem, w przeszłości był m.in. posłem, europosłem i wiceszefem MSZ w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. Literatura: Zbigniew Brzeziński, „Agonia komunizmu", Instytut Literacki Kultura, Instytut Książki, Paryż–Kraków 2014; Paweł Kowal, Mariusz Cieślik, „Jaruzelski. Życie paradoksalne", Znak, Kraków 2015; Paweł Kowal, „Koniec systemu władzy", wyd. II, NCK, Warszawa 2015
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej":
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95