Kryptonim „Cappuccino”

Ronald Reagan stworzył aktywny scenariusz polityczny rozbicia komunizmu i przygotował grupę ze swojego otoczenia, która miała ten program zrealizować. W bliskiej współpracy z Janem Pawłem II.

Aktualizacja: 28.05.2016 09:32 Publikacja: 25.05.2016 13:43

Konsultacje na kanapce w Białym Domu: Ronald Reagan i Jan Paweł II

Konsultacje na kanapce w Białym Domu: Ronald Reagan i Jan Paweł II

Foto: Jack Kightlinger/White House/The LIFE Picture Collection/Getty Images

Kardynał Karol Wojtyła został w końcu 1978 roku przyjęty w Watykanie z mało widocznym dla zewnętrznych obserwatorów dystansem. Od razu usłyszał od niejednego watykańskiego dygnitarza, że należy układać się z Moskwą, bo jest silna, że trzeba się pogodzić z tym, że nie ma na Ukrainie Kościoła greckokatolickiego itd. Taka była tradycja dyplomacji watykańskiej od setek lat. W tym duchu od początku lat 60. układał polityczne pasjanse autor polityki wschodniej Watykanu kardynał Agostino Casaroli.

Watykan i jego rzymskie otoczenie zawsze było rozplotkowane. „Brak doświadczenia" nowego papieża w polityce międzynarodowej stał się przyczynkiem do mniej lub bardziej protekcjonalnych uwag na temat elekta – co nie umknęło uwagi polskiej bezpieki wojskowej. Nie ulega wątpliwości, że docierało i do uszu Kremla.

Jan Paweł II zagrał jednak jak polityk. Nie zmienił nic (nawet wzmocnił pozycję kardynała Agostino, bo mianował go sekretarzem stanu), by zmienić wszystko. Po kilku miesiącach musiało być dla obserwatorów z Moskwy jasne, że wraz z nowym papieżem idą nowe porządki. Pierwsze kroki Jana Pawła II pokazywały, jak bardzo jest zdystansowany wobec dotychczasowego podejścia do wschodniej polityki Watykanu: nowy papież nawiązał kontakt z kard. Josyfem Slipyjem, przywódcą Cerkwi greckokatolickiej, i wspierał tę zakazaną na sowieckiej Ukrainie katolicką wspólnotę.

Piuska wysłana niedługo po wyborze na Stolicę Piotrową do Ostrej Bramy nie była gestem Polaka kochającego romantyczną poezję, ale przede wszystkim sygnałem dla litewskich katolików z jasnym przekazem, że papież o nich pamięta. Na władze Związku Sowieckiego perspektywa, że Jan Paweł II będzie dążył do erozji imperium zła, działała jak płachta na byka. Tego się najbardziej bali po jego wyborze.

Chleb, wolność i Katyń

Jeszcze latem 1980 roku administracja prezydenta USA Jimmy'ego Cartera prowadziła w najlepsze poufne konsultacje z rządem PRL na temat możliwości pośredniczenia przez I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka w rozmowach z przywódcą Związku Sowieckiego Leonidem Breżniewem na temat rozwiązania sytuacji w Afganistanie.

Dopiero po przerwie wakacyjnej kluczowy dla polskich spraw w administracji amerykańskiej Zbigniew Brzeziński zmienił nastawienie. Podczas śniadania z prezydentem w piątkowy poranek 22 sierpnia 1980 roku Brzeziński przedstawił autorską interpretację wydarzeń nad Wisłą, które zaczynają już wówczas niepokoić także tych zachodnich polityków, przyzwyczajonych do świętego spokoju w opanowanych przez Związek Sowiecki państwach.

Doradca przedstawił Carterowi strajki w Polsce, używając trzech figur. Pierwsza z nich to chleb. Oznacza on ekonomiczne problemy Polski i związane z tym żądania strajkujących. Druga sprawa, podobnie jak chleb, mogłaby być opisem większości rewolucji, jakie przetaczały się przez zachodni świat. To wolność polityczna i niepodległość. Dopiero jako trzeci element Brzeziński dodaje słowo Katyń, czyli element polskiej specyfiki, antyrosyjskie nastawienie.

Celem polityki Cartera nie jest zmiana w sowieckim świecie. Zadania dla Brzezińskiego przyjmującego jesienią wysłanników z Warszawy wydają się być proste: uniknąć konfrontacji. Administracja Cartera boi się w tym czasie radzieckiej interwencji nad Wisłą. Rosjanie rozumieją, że w przedwyborczym okresie w USA mogą od Amerykanów wiele wytargować, podbijają więc stawkę.

1 grudnia 1980 roku Brzeziński informuje prezydenta USA o sytuacji w Polsce i redaguje jego listy w polskiej sprawie do zachodnich sojuszników USA: przywódców Francji, Wielkiej Brytanii i RFN. Carter odgrywa ważną rolę w powstrzymywaniu Breżniewa, jednak do Warszawy, zarówno do komunistów, jak i do „Solidarności", idzie tylko paternalistyczny przekaz, żeby Kościół, „Solidarność" i partia zaczęły współpracować. Naiwność tych politycznych założeń wydaje się po latach jeszcze bardziej oczywista niż przed Bożym Narodzeniem w 1980 roku.

Prezydent USA, dysponujący informacjami od Ryszarda Kuklińskiego i analizami Brzezińskiego, depeszuje do Breżniewa, domaga się powstrzymania interwencji, boi się politycznych strat na koniec kadencji. 4 grudnia prezydent USA zapisuje w dzienniku, że jeśli Sowieci wejdą do Polski, będzie to koniec promowanego przez niego odprężenia. Kolejnego dnia podczas śniadania ze swym szefem Brzeziński prawdopodobnie zrozumiał, że Carter niczego więcej w sprawie Polski nie zrobi.

Od tego momentu, aż po 1989 rok i później wydarzenia w Polsce pozostaną jednak jednym z głównych elementów polityki USA. Brzeziński zaś będący wtedy w kontakcie z papieżem zbudował sobie pozycję człowieka zaufania w Watykanie – i to się niebawem przydało. Tymczasem 5 stycznia 1981 wysłał do Jana Pawła II ostatni list z Białego Domu, podał papieżowi swój nowy adres. Pisał: „Jestem Bogu wdzięczny, że miałem okazję służyć na tak trudnej placówce celom, które podzielam razem z Ojcem Świętym". Za niecały rok relacje Brzezińskiego z Janem Pawłem II kolejny raz miały się okazać bardzo istotne.

Reakcja administracji nowego prezydenta USA na wydarzenia w Polsce w pierwszych dniach po wprowadzeniu stanu wojennego była niezdecydowana. Amerykanie nie uprzedzili o planach wprowadzenia stanu wojennego, które znali za sprawą Kuklińskiego, ani opozycji w Polsce, ani Jana Pawła II. Jakby mieli pewność, że Jaruzelski panuje nad sytuacją i to wystarczy, by uzyskać „stabilizację", a interwencja sowiecka nie nastąpi.

Sam Ronald Reagan jeszcze 19 grudnia miał wątpliwości, jak odpowiedzieć na prośbę o azyl w USA ambasadora PRL Romualda Spasowskiego. Nakładały się na to tarcia w administracji co do tego, jak reagować na wydarzenia nad Wisłą. Reagan wbrew niektórym doradcom doszedł do wniosku, że nadarzyła się niepowtarzalna okazja uderzenia w reżim Breżniewa, że może zrobić to, o czym od dawna marzył.

Świeczki w oknach

Paradoks reakcji Reagana polegał też na tym, że stan wojenny mógł oznaczać, że bez wkroczenia Rosjan w Polsce nastąpi stabilizacja sytuacji. A więc, cynicznie myśląc, cel, który stawiał sobie poprzednik prezydenta, właśnie został osiągnięty.

Tymczasem wystąpienie prezydenta USA wygłoszone w przeddzień wigilii Bożego Narodzenia 23 grudnia 1980 roku było jak wypowiedzenie Sowietom wojny na śmierć i życie. Po kilku dniach prezydent poinformował Spasowskiego o krokach planowanych wobec reżimu w Warszawie.

W polskim sporze opowiedział się przeciw ekipie Jaruzelskiego: „Ambassador Spasowski requested that on Christmas Eve a lighted candle will burn in the White House window as a small but certain beacon of our solidarity with the Polish people" – mówił Reagan, nawiązując do obyczaju, który przyjął się w tamtych dniach w Polsce – na znak solidarności z działaczami związku zawodowego ludzie wystawiali świeczki w oknach. Okazało się, że generał będzie izolowany przez Zachód, że sankcje wobec Warszawy będą znaczące. Odpowiedzialnością za sytuację w Polsce Reagan obciążył Rosjan.

Jaruzelski i stan wojenny z perspektywy lat wydają się być tylko dodatkiem do sprawy zasadniczej: totalnej wojny nowego prezydenta USA z komunizmem. Skutki decyzji Białego Domu były wszelako dla Jaruzelskiego poważne. Mimo że polityka RFN czy Włoch była łagodniejsza wobec reżimu w Warszawie, jednak ton nadawały Stany Zjednoczone. 29 grudnia Amerykanie ogłosili swoje sankcje zarówno wobec Polski, jak i ZSRR. 11 stycznia 1982 roku Rada Atlantycka zaleciła państwom NATO wprowadzanie sankcji wobec PRL. W pewnym sensie to Jaruzelski poruszył lawinę, która miała przyspieszyć załamanie się komunizmu w globalnej skali.

Reagan wykorzystał stan wojenny jako pretekst do krucjaty przeciw imperium zła (jak nazywał kilka razy w swej karierze ZSRS, pierwszy raz jeszcze jako gubernator Kalifornii). W ramach sankcji zerwano porozumienia dotyczące energetyki, nowych technologii, zlikwidowano połączenia lotnicze, nałożono embargo i obniżono rangę stosunków dyplomatycznych.

Carter zadowalał się stabilizacją i reagowaniem na działania Kremla, Reagan zamiast defensywnych reakcji stworzył aktywny plan polityczny rozbicia komunizmu, przygotował grupę osób ze swojego otoczenia, które plan miały przeprowadzić. Obejmował on konsekwentnie wprowadzane sankcje gospodarcze, polityczne poparcie dla opozycji w Polsce, jak się szybko okaże, także osłabianie morale obozu władzy i ciche oddziaływanie na niego, ofensywę propagandową, zawarcie w sprawie planu dobicia sowieckiego imperium koalicji z sojusznikami z zachodniej Europy.

W tamtym czasie nie było Unii Europejskiej, a polityczna koordynacja w ramach NATO była mniej sformalizowana, a jednak udało się sprawnie koordynować politykę wobec Warszawy, ale przede wszystkim Związku Sowieckiego. Szczególnym sojuszem Reagana było partnerstwo z Margaret Thatcher, premier Wielkiej Brytanii. Co do politycznego i moralnego wspierania opozycji w Polsce, przyjęto specjalną instrukcję NSDD-32, w której zaplanowano pomoc „Solidarności" jako jedno z kluczowych działań na rzecz rozbijania ZSRS.

Szacuje się, że w latach 80. pomoc dla polskiego podziemia wynosiła od 10 do 80 mln dolarów. Załóżmy, że było to ok. 50 mln. Bez tych kwot podziemie nie utrzymałoby takiej aktywności. Biorąc pod uwagę siłę nabywczą dolara w PRL, a także fakt, że nie były to środki na zakup drogiej broni, ale na zapomogi czy papier na ulotki, była to kwota znacząca. Tym bardziej że dodatkowo Ameryka udzieliła opozycji i Kościołowi innych form pomocy w postaci żywności, sprzętu poligraficznego itd. Do tego doszło wsparcie dla Polski z Europy Zachodniej.

Kluczowa była polityczna solidarność trójki przywódców, którzy doszli do władzy w latach: 1978 (Jan Paweł II), 1979 (Thatcher) i 1980 (Reagan). Według historyka Paula Kengora watykańskie spotkanie Reagana z Janem Pawłem II z 7 czerwca 1982 można uznać za kluczowe dla zawarcia przymierza. Jan Paweł II jest rok po zamachu, a badania historyków Andrzeja Grajewskiego i Marka Skwary pokazują, że prawdopodobnie jednym z motywów zamachu mogła być właśnie sprawa wsparcia papieża dla Ukrainy, co z punktu widzenia Moskwy musiało oznaczać rozbijanie Sowietów.

Także Reagan jest po zamachu. Obaj mają poczucie misji, podobne poglądy na rozmaite sprawy, jak szalenie ważna dla Jana Pawła II walka z aborcją i konkretny plan, by skończyć z imperium, które posłało na tamten świat 100 milionów ludzi.

Wedle relacji udzielonej biografowi papieża Georgowi Weiglowi przez asystenta Reagana Richarda Allena prezydent USA jeszcze jako kandydat na ten urząd oglądał wzruszony relację z mszy papieskiej na placu Zwycięstwa w Warszawie 2 czerwca 1979 roku. Papież nie chce użycia siły wobec Sowietów, wierzy, że można pokonać totalitaryzm nietotalitarnymi metodami. Reagan dysponuje możliwością użycia siły, ale w istocie jego plan jest realizowany tylko pokojowymi metodami.

Przypadkowe spotkanie na Alasce

Postawa papieża nie polega na odgrywaniu roli politycznego jastrzębia, jest jednak jasne, że jego rola, szczególnie w polskim kontekście, może być kluczowa. Nigdy wcześniej ani potem relacje USA–Stolica Apostolska nie były tak częste i tak głębokie. Po stronie amerykańskiej kontaktem zostaje William P. Clark jr, szef Rady Bezpieczeństwa Narodowego, oraz dyrektor CIA William J. Casey (Bill Casey), prywatnie gorliwy katolik. Także on przybywa w swoim czasie do Rzymu.

Dwaj Billowie: Clark i Casey, ukrywają fakt bliskiej współpracy USA z Watykanem, gdy planują spotkania z przedstawicielami Stolicy Apostolskiej, w telefonicznych rozmowach używają kryptonimu, że „trzeba już umówić się na cappuccino". Ekipę tę wspiera Zbigniew Brzeziński, który ma praktycznie bezpośredni stały kontakt z papieżem. Z ich korespondencji wynika, że de facto przesyła do Watykanu nie tyle prywatne listy, ile polityczne prognozy rozwoju sytuacji międzynarodowej. Papież wyznacza do kontaktu kard. Pio Laghiego, Casaroli jest lekko zdystansowany.

W maju 1984 roku Jan Paweł II i Reagan spotkali się w Fairbanks na Alasce. Spotkanie było „przypadkowe". Jan Paweł II miał międzylądowanie w drodze do Korei Południowej, a Reagan, któremu towarzyszył Clark, wracał z Chin. Kilka dni wcześniej prezydent USA mówił w Chinach: „Ameryka została założona przez ludzi, którzy poszukiwali wolności, czcząc Boga, ufając Mu i poddając się Jego prowadzeniu w codziennym życiu".

Można powiedzieć, że Jan Paweł II wziął w tym czasie na siebie część politycznej pracy w Polsce i ZSRR, a Reagan pomagał w ewangelizacyjnej robocie w Chinach. Jan Paweł II przystał na pomysł tego spotkania z Reaganem, pomimo trwającej kampanii wyborczej w USA, taki gest oznaczał naprawdę duże zaufanie dla partnera. Głosy katolików w USA były dla Reagana nie do pogardzenia.

Jesienią 1984 roku, już po śmierci ks. Popiełuszki, współpraca Stolicy Apostolskiej z USA trwała już w najlepsze, a Służba Bezpieczeństwa na podstawie informacji od TW „Venta" z Watykanu prognozowała jej dalsze wzmocnienie w razie zwycięstwa Reagana w wyborach 1984 roku – co niebawem nastąpiło.

Już latem 1984 Jaruzelski i Kiszczak dostawali na swoje biurka informacje od gen. SB Zdzisława Sarewicza – sprowadzały się do tego, że w otoczeniu Casarolego panuje frustracja polityką papieża. Że „polska obsesja" Jana Pawła II powoduje, iż dialog z prawosławiem rosyjskim jest zablokowany.

27 lutego 1985 roku papież przyjął Gromykę, jednak odmówił wsparcia antyamerykańskiej strategii skierowanej na krytykę SDI (Inicjatywy Obrony Strategicznej – tzw. programu gwiezdnych wojen). We wrześniu 1987 roku Jan Paweł II przez ponad dziesięć dni był w USA. 10 września miał okazję rozmawiać z Reaganem w Miami.

W planie Waszyngtonu to nie Jaruzelski znalazł się na celowniku. Co ciekawe, już ok. 1982–1983 roku doszło do propozycji konsultacji Jaruzelskiego z przedstawicielami władz USA za pośrednictwem marksisty prof. Adama Schaffa, któremu generał ufał. Ten kanał kontaktu został odrzucony wskutek interwencji Kiszczaka, ponieważ informacje na temat rozmów profesora dotarły prawdopodobnie do Sowietów.

Dwa lata później warunki polityczne były zupełnie inne. We wrześniu 1985 roku Jaruzelski był w Nowym Jorku na posiedzeniu Zgromadzenia Ogólnego ONZ. To wtedy doszło do kluczowej politycznej rozmowy z przedstawicielem rządu USA.

Tajne spotkanie przez dwie dekady pozostawało owiane tajemnicą. Oficjalnie generał spotkał się na lunchu z Davidem Rockefellerem, znanym finansistą. Pojechał do Rockefeller Tower. Gospodarz oczekiwał gościa na ulicy, wjechali wysoko – na 72. piętro. Pierwszą część spotkania wypełniła prywatna rozmowa Jaruzelskiego z Rockefellerem, która odbyła się bez świadków. Potem był wspólny posiłek.

Formalnie głównym tematem spotkania była idea powołania fundacji wspierającej rozwój polskiego rolnictwa. Jednak w spotkaniu oprócz specjalisty w tej dziedzinie laureata Nagrody Nobla Normana wzięli udział Lawrence Eagleburger, podsekretarz stanu w administracji prezydenta Ronalda Reagana, oraz Zbigniew Brzeziński, którego Górnicki nazwie „najbardziej podstępnym diabłem w całym imperialistycznym piekle".

Jeśli brać pod uwagę poglądy Brzezińskiego na rolę ZSRS i komunizm, bardziej pasowałby do administracji Reagana niż Cartera, w której przed kilku laty pracował. I faktycznie Brzeziński był postacią spinającą kluczowe elementy masterplanu Reagana. Obecność Eagleburgera i Brzezińskiego u Rockefellera została zaaprobowana na najwyższych szczeblach politycznego Waszyngtonu. W ZSRS trwała już pieriestrojka, generał wiedział, że niedługo będzie musiał liczyć jedynie na siebie w znacznie większym stopniu niż dotychczas. Rozumiał, że Amerykanie są gotowi na jakieś gesty, a on bardzo potrzebował pomocy.

Brzeziński dokładnie spisał przebieg rozmowy. Amerykanie wysłuchali mało wiarygodnych opowieści Jaruzelskiego, jak bardzo stara się on o demokratyzację w Polsce. Rozmowa szybko zamieniła się w realne polityczne negocjacje. Gospodarze dopominali się o więźniów politycznych i podkreślali, że w Stanach Zjednoczonych panuje w tej sprawie jednomyślność pomiędzy demokratami a republikanami.

Brzeziński miał dla Jaruzelskiego propozycję, co zrobić: zaproponował generałowi podjęcie w tej sprawie „cichych kroków". Dzięki Brzezińskiemu wiemy, że podczas spotkania w apartamentach Rockefellerów Jaruzelski wypadł jako człowiek inteligentny, rzeczowy, unikający demagogii w tajnych negocjacjach. „Na poziomie osobistym jest on zdecydowanie przyzwyczajony do sprawowania władzy i wydaje się mówić raczej rozwlekle. Rzadko wykazuje gotowość do ustępstw, ale ma tendencje do wygłaszania długich deklaracji na poszczególne tematy. Jedynie ze mną wdał się w pewien dyskurs, ale bez zajadłości. Jeżeli chodzi o prezencję, to wygląda raczej zdrowo, ma zaróżowione policzki, siedząc, jest sztywny i wyprostowany, ale jego ruchy nie wskazują na żadną poważną chorobę" – notował Brzeziński.

Jaruzelski starał się, by do Reagana dotarły od niego pozytywne sygnały, podjął próbę obłaskawienia Brzezińskiego, którego poznał przed laty przy okazji wizyty Cartera w Warszawie. Wśród dokumentów, które wyszukał dla Brzezińskiego w polskich archiwach, był nawet list, w którym kilka zdań skreślił kilkuletni Zbyszek.

Wnioski z nowojorskiego lunchu były takie, że pod warunkiem wykonania pewnych kroków Jaruzelski co najmniej ma szansę na wybaczenie grzechu 1981 roku. W amerykańskim planie rozbijania Sowietów od tego momentu odpowiednia rola została przewidziana nawet dla polskich komunistów, którzy mieli wykonać odpowiednie zadania, żeby proces wszedł w bardziej oficjalną, dyplomatyczną fazę.

Kwestia amnestii budziła opory w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Jednak Jaruzelski – na 100 procent po uzyskaniu zgody Moskwy – uruchomił plan proponowany przez Brzezińskiego. Po roku sugestie Amerykanów były wypełnione. 11 września 1986 roku Kiszczak niespodziewanie dla większości Polaków powiedział, że za cztery dni wszyscy więźniowie polityczni znajdą się na wolności. Z więzień wyszło ostatnie 200 osób.

Amnestia była kluczowym wydarzeniem politycznym w Polsce, ale też poszerzyła możliwości działania USA. Od tego momentu do akcji włączony został zapomniany nieco John Whitehead, podsekretarz stanu w administracji Reagana, a także tacy utalentowani dyplomaci amerykańscy, jak ambasador John Davies i Dan Fried.

Taktyka „step by step" zastosowana przez Whiteheada może stanowić wzorzec z Sevres, jak prowadzić politykę rozbijania dyktatury. Zniesienie sankcji, a następnie już tylko małe nagrody dla władz w Warszawie następowały po wypełnianiu kolejnych warunków Amerykanów, bez możliwości wybierania a la carte z postawionych oczekiwań.

W ciągu kilku lat żądna kredytów i wsparcia międzynarodowych organizacji finansowych władza w Polsce wykonała wszystkie zalecenia Waszyngtonu, ale ciągle nie uzyskała publicznego wsparcia – tego rodzaju poparcie miała tylko opozycja i osobiście Lech Wałęsa. W 1987 roku do Polski przyleciał papież, a kilka miesięcy po nim wiceprezydent USA George Bush, który nie tylko wymusił na władzach zgodę na spotkania z opozycją i odwiedziny u Wałęsy, ale nawet na orędzie do Polaków w telewizyjnym prime timie.

Kolejki do McDonalda

Wiosną 1989 roku Amerykanie mieli prawo do triumfu. Podczas przemówienia w Moguncji nowy prezydent Bush zapowiadał dalszą część planu politycznego USA: „Dla założycieli sojuszu to dążenie (do wolności) było odległym marzeniem. Teraz NATO ma nowe marzenie. Jeśli dawni rywale, tacy jak Wielka Brytania i Francja albo Francja i Niemcy, mogą się pogodzić, dlaczego nie mogą zrobić tego narody Wschodu i Zachodu? Na Wschodzie dzielni mężczyźni i kobiety pokazują nam drogę. Spójrzcie na Polskę, gdzie »Solidarność« i Kościół zyskały oficjalny status. Siły wolności spychają sowieckie status quo do defensywy. Wygraliśmy na Zachodzie, ponieważ wierzyliśmy w nasze wartości i wizję. A wizja obecna po drugiej stronie rdzewiejącej żelaznej kurtyny zawiodła". Czerwcowe wybory w Polsce stanowiły uwieńczenie jednego z najbardziej brawurowych planów politycznych XX wieku.

Jednak USA nadal nie rezygnowały z troski o „stabilizację". Właśnie z tego powodu to ambasador USA wziął na siebie prowadzenie rozmów z opozycją o konieczności wyboru Jaruzelskiego na prezydenta. 22 czerwca 1989 roku John Davis zaprosił do rezydencji grupę liderów „Solidarności" i przekonywał ich, by znacząca grupa parlamentarzystów nie wzięła udziału w głosowaniu i tym samym poparła Jaruzelskiego.

Davis był przekonany, że tak umówiono się przy Okrągłym Stole. Dzień później opisał to w depeszy do sekretarza stanu. Ujawnione notatki amerykańskiego dyplomaty pokazują, jak głębokie i pełne zaufania były jego relacje z liderami nowej władzy. Davis za liderów zmiany w Polsce uważał Lecha Wałęsę i Jana Pawła II, ale lojalnie podkreślał też fakt współpracy „enigmatycznego, niepopularnego, ale niezastąpionego generała Jaruzelskiego".

27 czerwca Davis napisał do Waszyngtonu słynne zdanie: „Lądując w Warszawie, prezydent znajdzie się w środku najbardziej proamerykańskiego kraju na świecie". Istotnie, lipcowa wizyta prezydenta George'a Busha w Warszawie w 1989 roku była wielkim triumfem amerykańskiej dyplomacji, służb specjalnych i miękkiej siły. Musiał rozumieć to każdy, kto widział kolejki do pierwszej restauracji McDonald's w Warszawie.

Autor jest historykiem, w przeszłości był m.in. posłem, europosłem i wiceszefem MSZ w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. Literatura: Zbigniew Brzeziński, „Agonia komunizmu", Instytut Literacki Kultura, Instytut Książki, Paryż–Kraków 2014; Paweł Kowal, Mariusz Cieślik, „Jaruzelski. Życie paradoksalne", Znak, Kraków 2015; Paweł Kowal, „Koniec systemu władzy", wyd. II, NCK, Warszawa 2015

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej":

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Kardynał Karol Wojtyła został w końcu 1978 roku przyjęty w Watykanie z mało widocznym dla zewnętrznych obserwatorów dystansem. Od razu usłyszał od niejednego watykańskiego dygnitarza, że należy układać się z Moskwą, bo jest silna, że trzeba się pogodzić z tym, że nie ma na Ukrainie Kościoła greckokatolickiego itd. Taka była tradycja dyplomacji watykańskiej od setek lat. W tym duchu od początku lat 60. układał polityczne pasjanse autor polityki wschodniej Watykanu kardynał Agostino Casaroli.

Pozostało 98% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Plus Minus
Czemu polscy trenerzy nie pracują na Zachodzie? "Marka w Europie nie istnieje"
Plus Minus
Wojna, która nie ma wybuchnąć
Plus Minus
Ludzie listy piszą (do władzy)
Plus Minus
"Last Call Mixtape": W pułapce algorytmu
Plus Minus
„Lękowi. Osobiste historie zaburzeń”: Mięśnie wiecznie napięte