Przed rozpoczęciem sezonu bukmacherzy wyceniali szanse Leicester City na zdobycie mistrzostwa w stosunku 5000 do 1. Taki zakład złożyło zaledwie 12 osób, wśród nich 39-letni stolarz z Leicester Leigh Hebert, który za postawione 5 funtów odebrał 25 tys. W Anglii, gdzie kultura hazardu jest wyjątkowo bogata, tak samo wyceniano szansę na to, że Elvis Presley żyje albo że kolejnym prezydentem USA zostanie Kim Kardashian. Nieco wyżej wyceniano jedynie zwycięstwo sir Alexa Fergusona w programie „Taniec z gwiazdami" – być może dlatego, że legendarny trener w tym programie nie występuje. Jednym słowem, mistrzostwo Anglii dla Leicester nie miało prawa się przydarzyć.
Tym bardziej że Premier League to nie tylko jedna z najsilniejszych lig na świecie, ale przede wszystkim najbogatsza. Leicester przed tym sezonem przeznaczył na wzmocnienia 50 mln euro – najwięcej kosztował napastnik Shinji Okazaki, który trafił do Anglii z niemieckiego klubu Mainz za 11 mln. Tymczasem Manchester City sprowadził piłkarzy za łączną sumę 203 mln euro (sam Kevin De Bruyne kosztował 70 mln), a jego sąsiedzi z Manchesteru United wydali 146 mln. Ponad 100 mln na nowych zawodników przeznaczyły też Liverpool i Newcastle. Na najlepszego piłkarza Premier League w tym sezonie wybrano Riyada Mahreza – obdarzonego bajecznym dryblingiem pomocnika urodzonego we Francji, ale reprezentującego Algierię, który do Leicester został sprowadzony dwa lata temu za 450 tys. funtów.
Tę historię zdążyli już poznać kibice w całej Europie. Ale przecież każda bajka musi mieć swój początek. Ta zaczęła się niespecjalnie szczęśliwie, gdyż trudno za szczególnie bajkową uznać orgię z prostytutkami w hotelowym pokoju w Tajlandii, która miała miejsce latem ubiegłego roku. Orgię zarejestrowaną kamerą w telefonie. Nagranie z trzema zawodnikami Leicester, którzy poniżają i rasistowsko wyzywają tajskie prostytutki, szybko znalazło się w internecie. Jednym z piłkarzy był 23-letni obrońca James Pearson – zbieżność nazwisk z trenerem Nigelem Pearsonem nieprzypadkowa. James jest synem szkoleniowca. Pearson senior to legenda Leicester, pod jego wodzą zespół cudem w poprzednim sezonie uratował się przed spadkiem z Premier League, a teraz odbywał tournée „dziękczynne" po Tajlandii – kraju właściciela klubu Vichaia Srivaddhanaprabha.
Zbawca Lineker
Trzech zawodników z Pearsonem juniorem na czele natychmiast zostało z klubu wyrzuconych. Stosunki między trenerem a właścicielami były napięte już od jakiegoś czasu, po tajskim incydencie stały się jednak nieznośne. Dzień przed początkiem sezonu Pearson pożegnał się z klubem. Pierwszym kandydatem na następcę był Martin O'Neill, ale fanatyk procesów seryjnych morderców, który czas wolny spędza w salach sądowych i na czytaniu fachowej literatury, nie dogadał się z tajskim właścicielem. Mówiono o Davidzie Moyesie, wymieniano inne kandydatury, a gdy klub ogłosił, że nowym szkoleniowcem zostanie 64-letni Włoch Claudio Ranieri, mało kto przewidywał, że dotrwa do końca sezonu. Ranieri prowadził w swojej bogatej karierze kilka wielkich klubów – z Chelsea czy Interem Mediolan na czele – i nigdy nie zdobył mistrzostwa. Kibice i fachowcy nie mogli przede wszystkim uwierzyć, że Leicester pozbywa się tak oddanego mu człowieka jak Pearson – trenera, który tyle dla klubu zrobił, trwał przy nim w najgorszych chwilach. Tak naprawdę początkiem tej bajki mogłaby być nie orgia w Tajlandii, ale bankructwo, a przynajmniej jego widmo.
Leicester City FC został założony w 1884 roku. Nigdy nie zdobył mistrzostwa Anglii, w całej swojej historii rozegrał zaledwie osiem spotkań (cztery dwumecze) w europejskich pucharach. Największe sukcesy to trzykrotne zdobycie najmniej wartościowego z angielskich tytułów – Pucharu Ligi, po który piłkarze Leicester sięgali w 1964, 1997 i 2000 roku. Dwa lata po ostatnim triumfie klub stanął na krawędzi bankructwa. Tak typowe dla tego biznesu życie na kredyt i nakręcająca się spirala długów spowodowały, że Leicester miał upaść. Powstał zarząd komisaryczny, ale na szczęście pojawiło się konsorcjum z Garym Linekerem na czele, które przejęło klub.