Przesada? A jak inaczej interpretować kolejne wywiady, których sam Franciszek udziela redaktorowi naczelnemu dziennika „La Repubblica" Eugenio Scalfariemu, w których zawsze padają jakieś zadziwiające – by nie powiedzieć wprost: niezgodne z doktryną – tezy (ostatnio, a nie jest to pierwszy raz, o tym, że nie istnieje piekło, a dusze grzeszników są unicestwiane)? Watykan wprawdzie natychmiast je prostuje, ale... sprostowanie zawsze czyta dziesięć razy mniej osób niż szokujące tezy. Albo więc papież nie rozumie, że zgodą na takie wywiady i oszukiwanie ludzi przez lewackiego dziennikarza wywołuje zamęt, albo... są one rzeczywiście sposobem przedstawiania zaskakujących poglądów papieża.

Trudno też nie zadać pytania, dlaczego papież nieustannie krytykuje rzekomych „fundamentalistów", „sztywniaków", „pelagian", czyli tych wszystkich, którzy chcą bronić dotychczasowej doktryny, a nie znajduje najsłabszych choćby słów krytyki wobec tych, którzy doktrynę chcą zmieniać? W ostatnich tygodniach przynajmniej kilku kapłanów (i to takich, którzy szczycą się osobistym błogosławieństwem Franciszka) wygłosiło tezy zadziwiające. Tuż przed Wielkanocą ks. Daniel Duigou z Paryża oznajmił, że podczas prywatnej audiencji u Ojca Świętego Franciszka otrzymał zgodę na błogosławienie związków osób tej samej płci. – Pierwsze pytanie, jakie zadał mi papież, brzmiało: „czy błogosławisz rozwiedzione i w ponownych małżeństwach pary, co jest jednym z największych problemów Kościoła obecnie" – opowiadał ks. Duigou i zwierzał się, że odpowiedział, że nie tylko je błogosławi, ale błogosławi także związki osób tej samej płci. Franciszek miał na to powiedzieć, że to świetnie, bo „błogosławieństwo oznacza, że Bóg myśli dobrze o ludziach, Bóg dobrze myśli o każdym". Dziennikarz, który rozmawiał z księdzem, zadał mu więc pytanie, czy jego zdaniem można powiedzieć, że papież opowiada się za błogosławieniem związków osób tej samej płci. – Tak, oczywiście. To nie jest jednak udzielanie im małżeństwa – mówił ksiądz. Sam ten wywiad nie jest oczywiście dowodem na cokolwiek, bo znamy tylko słowa jednej ze stron, ale już to, że biuro prasowe odmówiło jakiegokolwiek komentarza do tych słów może zaskakiwać, a bez wątpienia wprowadza zamęt w umysły wiernych.

Nie inaczej można zinterpretować wywiad udzielony przez znanego, także w Polsce, niemieckiego mnicha i psychoterapeutę o. Anselma Grüna, który oznajmił w wywiadzie dla „Augsburger Allgemeine", że nie widać powodów teologicznych, by w przyszłości nie było w Kościele kapłanek, biskupek, a nawet papieżyc. – Takie rzeczy potrzebują czasu – oznajmił. I pomijając już fakt, że akurat w tej sprawie mamy całkowicie jednoznaczne orzeczenia poprzednich papieży, którzy podkreślali, że Kościół nie ma władzy takich święceń udzielać i że nawet gdyby to zrobił, to nic by one nie zmieniły, a kobiety poddane takim obrządkom nie stałyby się kapłankami, to nie sposób nie dostrzec, że Grün w ten sposób uznaje się za mądrzejszego od Pana Jezusa. Ten ostatni bowiem wyznaczył kobiety na pierwszych świadków Zmartwychwstania, ale jednocześnie żadnej nie powołał na Apostoła. I znowu nie słychać choćby słowa odcięcia się od zadziwiających tez duchownego.

Przykłady można mnożyć i wszystkie one układają się niestety w jeden wzorzec – destrukcji doktryny w imię duszpasterstwa. Kłopot polega na tym, że z doktryną i duszpasterstwem jest jak z matematyką czy fizyką teoretyczną a... inżynierią. Tam, gdzie brakuje dobrych wyliczeń, poprawnego rozumowania, tam nie ma dobrej inżynierii, a mosty zwyczajnie się zawalają. Destrukcja doktryny prowadzi więc zawsze do destrukcji duszpasterstwa.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95