Kolonia: ogień, gwałty i mgła

Zachodni Europejczycy, w szczególności Niemcy, Francuzi czy Skandynawowie, są w gruncie rzeczy w sytuacji tragicznej: nie posiadają racjonalnego języka, którym mogliby opisać wydarzenia, od jakich trzeszczy kontynent.

Aktualizacja: 03.04.2016 08:28 Publikacja: 01.04.2016 03:00

Gwałt na płótnie: „Porwanie Sabinek” pędzla Ceriego Richardsa (1948), czyli śmietnisko po wojnie świ

Gwałt na płótnie: „Porwanie Sabinek” pędzla Ceriego Richardsa (1948), czyli śmietnisko po wojnie światowej

Foto: materiały prasowe

Ostatnie napaści seksualne w Niemczech i Skandynawii były już wyjaśniane przez specjalistów od różnych dziedzin wiedzy. Kryminolodzy, badacze kultur i cywilizacji, socjolodzy i psycholodzy – każdy ma jakąś metodę. Jak wiemy, swoją narrację mają też policja i media niemieckie: o tyle podejrzaną, że – jak się okazało – kłamliwą lub ideologicznie stronniczą. A co na temat zachowania tzw. uchodźców ma do powiedzenia językoznawca George Lakoff? I na ile można mu wierzyć?

Czytaj także:

W Polsce sławny językoznawca znany jest z dwóch pozycji. W 1988 roku ukazały się „Metafory w naszym życiu", a w 2011 – „Kobiety, ogień i rzeczy niebezpieczne. Co kategorie mówią nam o umyśle". Obie pozycje prezentują badania czołowych językoznawców kognitywnych i – jak podkreśla wydawca – stanowią „przełom w myśleniu o kategoriach i procesach poznawczych ludzkiego umysłu". George Lakoff, opierając się na osiągnięciach psychologii poznawczej, filozofii Wittgensteina oraz koncepcjach lingwistycznych, sprzeciwił się metaforze umysłu jako liczącej maszyny, a więc czegoś, co działa przede wszystkim według racjonalnych kategorii, a wydobył na jaw cielesne i emocjonalne podłoże ludzkiego rozumowania, w szczególności myślenia operującego metaforą.

Jego własne badania nad metaforami kierującymi poglądami i systemem wartości społecznych doprowadziły go do skonstruowania modelu umysłu ludzkiego opartego na prototypach. Szerszego grona czytelników zainteresuje zapewne, co badaczowi udało się ustalić w kwestii metafor pojęciowych, które rządzą ideą i praktyką gwałtu.

Groźna metafora

W rozdziale „Gniew, pożądanie i gwałt" George Lakoff prezentuje wyniki swoich badań empirycznych nad metaforami dotyczącymi tych emocji. Jak się okazuje, posiadają one podobną strukturę pojęciową. To istotne dla życia indywidualnego i społecznego: zwłaszcza metafory związane z gwałtem są bardzo ważne, ponieważ ukazują wpływ pojęć emocjonalnych na ludzkie zachowania. Uczony stwierdza, że „nie w każdej kulturze występuje wysoka liczba gwałtów; gdzieniegdzie są one w zasadzie nieznane. Duża ich częstotliwość w Ameryce wynika niewątpliwie z wielu czynników, do których należy – jak sądzę – sposób, w jaki konceptualizujemy pożądanie i gniew wraz z przyjętymi przez nas potocznymi teoriami seksualności".

Aby zrozumieć nasze metaforyczne rozumienie pożądania, wystarczy uważnie przyjrzeć się potocznym zwrotom: „Jestem wyposzczony seksualnie"; „Mam spory apetyt na seks"; „Niezły z niej kąsek"; „Mógłbym cię schrupać"; „Ale ciacho!"; „Wygląda bardzo apetycznie"; „Aż się ślinił na jej widok" i wiele, wiele innych, które przyrównują pożądanie seksualne do uczucia głodu. Inaczej mówiąc, przedmiot pożądania jest pożywieniem, a nie człowiekiem.

Ale urzeczowienie nie jest jedynym wnioskiem z badań nad metaforą pożądania. Bardzo często – w sposób miły i ciepły, ale także w formach brutalnych – przyrównujemy pożądaną osobę do miłego zwierzątka lub groźnej bestii. Już kompanii pana Kmicica nazywali młódki sikoreczkami, a „kotku" do kobiety mówi w radiowych reklamach nawet nasz filmowy twardziel, czyli Bogusław Linda. Niejeden i niejedna chętnie się „połasi" do „pieska", „kurczaczka" albo „myszki", a przynajmniej da się „pogłaskać" za „podanie łapy". Bywa jednak brutalniej: „Straszny z niego pies na baby"; „Zaraz się na nią rzuci"; „Prawdziwy z niego ogier"; „W łóżku z niej istna tygrysica", albo już naprawdę groźnie: „Ale z ciebie zwierzę!"; „Odejdź, bydlaku!"; „Zabieraj te łapy", albo „Budzisz we mnie bestię". Jak widać, animizacja może być miła, ale nie zawsze, a w skrajnych przypadkach mentalnie oswaja, wyraża, uzasadnia lub usprawiedliwia brutalne zachowanie.

Gniew – powiada Lakoff – często wiązany jest z metaforami mówiącymi o podniesionej temperaturze, co jest związane z obserwacją naszego ciała. Podobnie jest w przypadku pożądania: „Ale się na nią napaliłem"; „Rozpal mnie, skarbie"; „Gorący z niej towar"; „Nagrzana z niej baba"; „Trawi go pożądanie"; „Płonie dla niej jak pochodnia"; „Najarała się na mnie"; „To oziębła baba" i wiele innych. Równie częste podobieństwo odnosi się do obłędu, wszak aż do szaleństwa można zapłonąć nie tylko gniewem, ale także miłością, o czym świadczą wiersze napisane w ciągu ostatnich kilku tysięcy lat oraz potoczne zwroty typu: „Wariuję za nim". Jak wiemy, stracić głowę może zarówno wykidajło w barze „Mewa", jak i Francesco Petrarka. Można też kogoś nazwać seksoholikiem, maniakiem seksualnym albo kimś, kto ma bzika na punkcie seksu.

Pożądanie uruchamia metafory gry, wojny i siły nie tylko w mowie potocznej, ale także – od zawsze – w literaturze, o czym świadczą tytuły powieści, dramatów i wierszy. Bez wielkiej metafory gry wojennej nie byłoby ogromnej liczby komedii, a tragiczny splot wojny i kobiety znamy od czasów „Iliady" – ostatecznie wojna jest po to, aby zagarnąć ich skarby i kobiety, co często jest przyczyną nieporozumień między wodzami. Przy okazji dowiadujemy się, że niemożność obrony najbliższych przed cudzą potęgą jest najbardziej tragicznym doznaniem bezsilności. I nie trzeba znać rozmowy Hektora z Andromachą, aby wiedzieć, co jest gorszego od śmierci.

Gry miłosne odzwierciedla język potoczny i każdy zna zdania typu: „Z nią przegrasz na starcie"; „Mam nadzieję ją dzisiaj zaliczyć"; albo pełne melancholii „Wczoraj wypadłem z gry". Podboje, jak wiemy, mogą być także miłosne, kobieta może „wystąpić w pełnym rynsztunku" i „odpierać zaloty facetów" albo się przed zalotnikami bronić, jak nie przymierzając, twierdza lub Penelopa. Bywa, że „ona uległa" albo to „on się poddał".

Wojenne metafory pociągają za sobą całą gamę pojęć związanych z przemocą i niekoniecznie zwycięzcą jest silniejszy fizycznie: „Ścięła mnie z nóg"; „Rzuciła mnie na kolana"; „Nikt się jej nie oprze" albo „Jest powalająca" to tylko drobny wybór powiedzeń, w których stroną aktywną (lub po prostu mającą przewagę) jest kobieta. Wszystkie te zdania mogą być zresztą zastosowane do obu płci. A już określenie typu seksbomba wskazuje na techniki wojenne stosunkowo niedawne, zwłaszcza jeśli pani jest „ubrana wystrzałowo". Z podanych przykładów widać, że seksualność kojarzy się nam z mocą (czasami nawet siłą fizyczną), a pożądanie jest reakcją na ową moc, skoro ktoś może odczuwać silny pociąg. Występuje także w połączeniu z metaforami zwierzęcymi, wszak wiemy, że „w nim jest jakiś zwierzęcy magnetyzm".

Poniżenie z ręki wojownika

Przytoczone przykłady dowodzą, powiada Lakoff, że w naszej kulturze istnieje związek między metaforami opisującymi gniew i seksualne pożądanie, w szczególności „staramy się okiełznać metaforycznie gniew za pomocą gorąca, ognia, dzikiego zwierzęcia i szaleństwa oraz jako reakcję na siłę zewnętrzną". Ten rodzaj obrazowego pojmowania jest zdaniem uczonego nieprzypadkowy, a na dowód, że mowa o ważnym problemie społecznym, Lakoff przywołuje badania Marka Johnsona przedstawione w książce „Mężczyźni o gwałcie" (1982). Z ich wypowiedzi wynika, że atrakcyjna kobieta, która jest pożądana, ale nieosiągalna, wzbudza we wzgardzonym poczucie poniżenia. Popęd seksualny musi zostać stłumiony, co jest przyjmowane jako upokorzenie.

Jeden z respondentów powiada, że gdyby był bardzo zdesperowany i dopuścił się gwałtu, to byłby to przede wszystkim akt zemsty i przejaw władzy, osiągniętej wyższości: „Mogę z tobą zrobić, co chcę!". Chodziłoby więc o unieważnienie władzy, jaką nad mężczyzną ma promieniująca erotyzmem kobieta, i odreagowanie na niej złości, a dopiero w drugiej kolejności wyładowanie samego pożądania. Ta wypowiedź jest skrótem opowieści nie jakiegoś zezwierzęconego prymitywa z gangu motocyklowego, ale poczciwego bibliotekarza z finansowej dzielnicy San Francisco – zwyczajnego białego kołnierzyka.

Rozumowanie jest dość proste, choć niekoniecznie całkowicie świadome. Każdy jest odpowiedzialny za swój wygląd i jego skutki, więc kobieta wyzywająco ubrana niech się nie dziwi, że skoro używa erotycznej siły, to „gwałt się gwałtem odciska". Pozbawianie kogoś okazywania emocji seksualnych jest przyjmowane jako odhumanizowanie i poniżenie. Wniosek? Tylko prawo stoi na przeszkodzie, by na miękką siłę odpowiedzieć jej twardą wersją. Faktem jest, że podobne rozumowanie jest powszechne i – co ciekawe! – podzielane także przez kobiety zasiadające na ławie przysięgłych. Pod koniec XX wieku Instytut Rockridge i inne postępowe instytucje amerykańskie włożyły wiele wysiłku w przekonanie Amerykanów obu płci, że wyzywająco ubrana ofiara gwałtu nie jest sama sobie winna.

Przy tej okazji zaznaczmy – co ważne w czasach totalnej podejrzliwości – że Lakoff jest uczonym wiarygodnym i politycznie poprawnym. Więcej, jest poza wszelkim podejrzeniem jako postępowy (z definicji niejako) uczony z Berkeley oraz współzałożyciel dobrze widzianego w liberalnych Stanach think tanku Rockridge Institute (1997), którego celem jest wsparcie postępowych idei i wartości, badanie ich skutków oraz wprowadzanie ich do debaty społecznej.

Instytut powstał w celu pogłębienia badań nad „mentalnymi strukturami, które wpływają na nasze myślenie, często nieświadomie", przez co wpływają na nasze opinie i sposób wartościowania. Krótko mówiąc, Lakoff wie, że „język nas zdradza", bo ujawnia głębokie struktury wartości. Nie jest to może najbardziej odkrywcze stwierdzenie i wydaje się, że taką świadomość posiadali już autorzy biblijni, ale tym razem udowodniono to naukowo, a nie za pośrednictwem proroków i sztuczek z ognistymi krzakami: metafory oraz obrazy, jakimi się posługujemy, determinują nasze rozumienie świata.

Instytut stawia sobie za cel monitorowanie politycznej manipulacji politycznej, szczególnie prawicowych organizacji i polityków, oraz zachęcanie do myślenia postępowego. Wsławił się zwłaszcza badaniem metafor wojennych w polityce administracji prezydenta Busha (juniora) po ataku 11 września, które umożliwiły mu społeczną akceptację inwazji na Irak oraz napiętnowanie przeciwników wojny jako niepatriotycznych obywateli. Tej prawicowej manipulacji Instytut przeciwstawił postępowe propozycje światopoglądowe w dziedzinie ekonomii, imigracji, religii i środowiska naturalnego, starając się stworzyć wspólnotę online zwaną Rockridge Nation (wydaje się, że coś na kształt „Ameryki Racjonalnej i Postępowej"). Instytut zakończył swój żywot po wyborze Baracka Obamy w 2008 roku na prezydenta USA.

Kto choć raz widział karnawał w Nadrenii, wie, dlaczego władze miasta i policja zaapelowały do niemieckich kobiet o powściągliwość w stroju. W Polsce nie ma zwyczaju tak wyzywającego ubierania się i paradowania po ulicy. Z mieszczańskiego punktu widzenia nadreński karnawał jest okazją do zaszalenia i tysiące ludzi korzysta z okazji nie zawsze w najlepszym guście. Lakoff gromi społeczeństwo amerykańskie, wychowane w poszanowaniu dla prawa i od dziesięcioleci oparte na równości kobiety i mężczyzny, ale ciągle skrywające w podświadomości przekonanie, że zachowanie kobiety może prowokować do gwałtu. A co mamy powiedzieć o sytuacji w kulturach, w których taka równość nie jest znana? Młodzi „uchodźcy" z islamskich krajów zostali poddani presji ponad ich kulturowe siły! Pakistańczyk, Libijczyk czy Syryjczyk musiał mieć wrażenie, że trafił do wielkiego ulicznego burdelu, a przebrane kobiety wabią dookoła jak prostytutki.

Niemieckie władze i media chciały ukryć chaos w Kolonii nie tylko dlatego, że boją się wzrostu ksenofobii czy rasistowskich nastrojów, ale przede wszystkim z powodu totalnej klęski ideologicznej. Podstawą istnienia państwa prawa jest bezpieczeństwo. Nie po to zabiera się obywatelom broń i inne środki przemocy, nie po to się reglamentuje dysponowanie siłą i monopolizuje przemoc, aby teraz nie sprostać zadaniu. Aby ukryć totalne fiasko państwa prawa, które nie jest w stanie poradzić sobie w obliczu zjawiska masowego jego łamania, ideolodzy musieli zaprzeć się swojej własnej ideologii, zwłaszcza dotyczącej równości kobiet.

Czymże jest bowiem wycofywanie niemieckich policjantek z ognisk konfliktu, jeśli nie przyznaniem, że policjantka policjantowi nie jest równa? Czy prośba o właściwy strój i przestroga przed samodzielnym spacerem po mieście nie jest uznaniem, że kobieta może być sama sobie winna, bo prowokuje? Ależ to są argumenty prawicowych szumowin! A poza tym powstaje pytanie: Kto naraził bezpieczeństwo Niemek, Szwedek, Włoszek i Francuzek? W Stanach Zjednoczonych byłby to powód do wprowadzenia procedury impeachmentu wobec prezydenta za bezprawne otworzenie granic państwa.

A co dopiero gdyby się okazało, że policja, urzędy i media tuszują napaści, także w ośrodkach dla uchodźców oraz w „dzielnicach szariatu" wielkich miast? W Ameryce kancelarie biłyby się o klientki żądające wielkich odszkodowań od państwa. W Europie politycy są bezkarni. Podobno niemiecki Sąd Najwyższy ma jakieś wątpliwości co do konstytucyjnych podstaw „polityki gościnności", ale co z tego? Pomińmy kwestię, że Frau Bundeskanzlerin otworzyła granice nie tylko własnego kraju.

Kradzież języka

Na przykładzie obrazowego przedstawiania gwałtu widzieliśmy, że jest to zjawisko napędzane poczuciem poniżenia. Otóż, nie chodzi wyłącznie o nieosiągalne kobiety. Milion młodych mężczyzn – niechcianych, żyjących w gettach, bez szans na podniesienie swego statusu finansowego i społecznego – to przecież gigantyczne zagrożenie. Przecież nikt nie wierzy, że pójdą pracować! Syria czy Libia to nie obszary, na których obowiązuje „protestancka etyka pracy", jak sto lat temu ocenił znany ksenofob Max Weber. Teza, że gospodarka niemiecka potrzebuje robotników, jest ogólnie słuszne, ale gdyby uchodźca chciał ciężko pracować, to w sąsiedniej Arabii Saudyjskiej niskopłatnej pracy jest pod dostatkiem.

Nienawiść europejskich muzułmanów do bogatych współmieszkańców napędza nie tylko zwyczajna zawiść materialna, ale i pogarda, jaką im okazują zarówno masy, jak i elity. Stojący na najniższym szczeblu drabiny społecznej Europejczycy zawsze mogą sobie jeszcze powetować kiepski status przekonaniem o swej wyższości z powodu bycia rdzennymi Niemcami czy Francuzami. A nacjonalizm w tych krajach jest potężny – nie tak jak w Polsce, gdzie istnieje w stanie szczątkowym. Co do rządzących lewicowo-liberalnych elit, to są znienawidzone jeszcze bardziej, ponieważ pogardzają tym, co muzułmanie jeszcze posiadają i cenią – religię.

Poza bogaceniem się Europa niczego nie może zaproponować uchodźcom, bo sama jest pusta jak makówka. Nienawiść europejskich elit do religii jako do ułomności ludzi stojących na niższym rozwoju cywilizacyjnym uderza w ostatnie poczucie godności muzułmańskich społeczności. Z zażenowaniem obserwowałem, jak polscy celebryci nosili znaczki „Jestem Charlie". Gdyby wpinali w klapę „Jestem przeciw przemocy", to bym ich rozumiał i się solidaryzował, ale autocharakteryzacja: „Jestem chamem i prymitywem, który lubi poniżyć czyjąś religię"? Żałosne. I to w imię wolności słowa i ekspresji! Wolność rozumiana jako prawo do bezkarnego poniżania innych nie jest wartością europejską, lecz przejawem powrotu do stanu dzikości. Skoro kulturalni mieszkańcy Europy tego nie rozumieją, to wygląda na to, że nawet nie posiadają kategorii językowych, które by im powiedziały prawdę na ich własny temat.

Zachodni Europejczycy, w szczególności Niemcy, Francuzi czy Skandynawowie, są w gruncie rzeczy w sytuacji tragicznej: nie posiadają racjonalnego języka, którym mogliby opisać wydarzenia. A skoro rozpatrujemy sprawy z punktu widzenia językoznawstwa, to trzeba podkreślić, że jednym z groźniejszych elementów kryzysu jest chaos pojęciowy, który uniemożliwi nazwanie problemu, zrozumienie go, a następnie poszukanie realnego rozwiązania.

Prawdziwy język został skradziony. To dlatego, kiedy jacyś Francuzi i Belgowie zamordowali kilkuset Paryżan, prezydent Francji polecił zbombardować Syrię. Nie chodzi o kabaret, ale o poziom strachu przed językiem, który przylega do rzeczywistości. A czyż nie jest prawdą, że „granice mojego języka wskazują granice mego świata"? Tak twierdził przywoływany na początku Wittgenstein.

Farsowe elementy nie zmniejszają zagrożenia. Tak zwani uchodźcy w formie bezładnej masy wlewającej się do Unii są groźni dla Polski, mimo że wcale się do biednego kraju nie garną. Problem Polski polega na tym, że nawet sprawne niemieckie państwo nie poradzi sobie z nawałą, podobnie jak nie dadzą rady Skandynawowie. Może i niemiecki podatnik wytrzyma, może nawet niemiecka gospodarka udźwignie nowy gigantyczny ciężar, ale społeczny, polityczny i pojęciowy chaos osłabi Niemców, a tym samym Europę.

Polska i Polacy są w bardzo złej sytuacji, ponieważ nasz los w dużym stopniu zależy od losu Unii, a nasza gospodarka od stanu gospodarki Niemiec. I w tym kluczowym dla nas państwie już niedługo zapanuje chaos społeczny i polityczny, a językowy już nastąpił. Niemcy są w pułapce, bo zniknął słownik umiarkowanego konserwatyzmu wywodzącego się z chrześcijańskich wartości. Generalnie multi-kulti i inżynieria społeczna są domeną lewicy, od najskrajniejszej przez Zielonych po SPD. Fakt, że to szefowa CDU zgotowała Niemcom los królika doświadczalnego, a użyła do tego lewicowych pojęć, jest najbardziej groźny w konsekwencji, ponieważ „świat stanął na głowie" – to stara definicja karnawału. Tyle że wykroczyła poza zapusty, w strefę środy popielcowej.

Ostatnie napaści seksualne w Niemczech i Skandynawii były już wyjaśniane przez specjalistów od różnych dziedzin wiedzy. Kryminolodzy, badacze kultur i cywilizacji, socjolodzy i psycholodzy – każdy ma jakąś metodę. Jak wiemy, swoją narrację mają też policja i media niemieckie: o tyle podejrzaną, że – jak się okazało – kłamliwą lub ideologicznie stronniczą. A co na temat zachowania tzw. uchodźców ma do powiedzenia językoznawca George Lakoff? I na ile można mu wierzyć?

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Zanim nadeszło Zmartwychwstanie
Plus Minus
Bogaci Żydzi do wymiany
Plus Minus
Robert Kwiatkowski: Lewica zdradziła wyborców i członków partii
Plus Minus
Jan Maciejewski: Moje pierwsze ludobójstwo
Plus Minus
Ona i on. Inne geografie. Inne historie