Kim Dzong Nam został zamordowany dzień przed walentynkami. Trzy dni później cała Korea Północna obchodziła 75. rocznicę urodzin jego ojca Kim Dzong Ila, drugiego w dynastii sprawującej władzę od 1948 r. Nikt po Dzong Namie nie płakał, ponieważ informacja o zabójstwie nie została podana do publicznej wiadomości. Mieszkańcy Pjongjangu ciągnęli do miejsc kultu swoich liderów. Jedyną nowością tegorocznych obchodów była pierwsza w historii relacja na żywo prowadzona z terytorium Północy za pośrednictwem Facebooka. Will Ripley z CNN pokazywał tłumy podążające na oficjalne uroczystości, na bieżąco odpowiadał na pytania internautów, a opiekunowie ze służb bezpieczeństwa przyglądali się temu z obojętnymi minami.
Transformacja nadchodzi
Bez wątpienia Korea Północna się zmienia. Wątpliwości pozostawia tylko zwrot tej transformacji. Podczas gdy Ripley nadawał z Pjongjangu, Anna Fifield z „Washington Post" prosto z terminalu numer dwa na lotnisku w malezyjskim Kuala Lumpur opisywała ostatnie chwile Kim Dzong Nama.
Przyrodni brat obecnego przywódcy Północy czekał na samolot do Makau. W pewnej chwili miały podejść do niego dwie kobiety. Jedna trzymała go od tyłu i prawdopodobnie rozpylała przy twarzy jakąś substancję. Druga miała ukłuć od przodu zatrutą igłą ukrytą w wiecznym piórze. Akcja mogła trwać 5 sekund. Na tak krótkie zdarzenie nikt nawet nie zareagował.
Potencjalne zabójczynie następnie miały zjechać trzema ruchomymi schodami, minąć sklep H&M, lodziarnię Baskin-Robbins i wyjść z terminalu. Kupiły voucher na taksówkę i kazały się odwieźć do hotelu Empire 40 minut od lotniska. Kierowcy powiedziały, że są z Wietnamu. Kilkanaście godzin później malezyjska policja informowała o kolejnych zatrzymaniach. Pierwsza z kobiet, której zdjęcie w białej bluzce z napisem „LOL" obiegło wszystkie media świata, miała posługiwać się wietnamskim paszportem na nazwisko „Doan Thi Huong". Druga indonezyjskim jako „Siti Aisyah".
Ponieważ mamy do czynienia z Koreą Północną, najbardziej tajemniczym państwem świata, każdy etap śledztwa może prowadzić do błędnych tropów. O wiele bardziej namacalna była natychmiastowa reakcja jednego z internetowych sklepów na chińskim portalu Taobao, gdzie białą bluzkę z identycznym napisem „LOL" można było kupić za 6324 juany (ponad 3,7 tys. zł). Koszulka zniknęła z oferty równie szybko jak się pojawiła, ale internauci odnotowali fakt, że sprzedawano pod hasłem „możesz ubrać się jak połnocnokoreańska agentka".