Bóstwo przed lustrem

Zabiegi kosmetyczne przypominają rytuały religijne. Seanse ze świecami w łazience, spa, seanse wellness. W zeświecczonym społeczeństwie kobiety stały się kapłankami własnego ciała.

Aktualizacja: 11.03.2016 08:52 Publikacja: 11.03.2016 01:32

Bóstwo przed lustrem

Foto: Image Source/Getty Images

Do metra wsiadła dziewczyna w wieku około 25, może 26 lat. Duża, grubawa, dość ładna, z włosami farbowanymi na blond, zwracająca uwagę ogromnymi, smolistymi sztucznymi rzęsami jak łapy tarantuli. Siadła, z torby wyjęła małe lusterko oraz tubkę z podkładem i rozpoczęła makijaż. Starannie, metodycznie rozprowadziła po twarzy podkład, puder i zabrała się do oczu. Wydawałoby się, że rzęsy nie wymagają już uzupełnienia, ale okazało się, że i one potrzebują poprawki. Nie zważając na wstrząsy wagonu, precyzyjnym ruchem wykonała na górnej powiece grubą czarną kreskę.

W przerwach parę razy rzuciła okiem na telefon, po czym kontynuowała pracę na dolnej powiece. W międzyczasie pustawy wagon się zapełnił, ale ona, skupiona na swojej pracy, nie zauważała nikogo. Uzupełniła korektor pod oczami, dołożyła brokaciku pod łukiem brwiowym. Skończyła i zabrała się do pisania esemesa. Ale po chwili, zaniepokojona, nerwowo spojrzała w lusterko i dostrzegła jeszcze braki w tym prawie doskonałym wizerunku. Znów wyjęła beauty case i raz jeszcze przeciągnęła tuszem po powiekach oraz błyszczykiem po wargach. Dojeżdżaliśmy do stacji Centrum. Tam zapewne czekał ten, dla którego cała ta operacja się odbyła.

Seans przed lustrem

Ten rytuał urody odbywany publicznie niektórzy uważają za ekshibicjonizm, inni wzruszają ramionami. Podobne sceny w paryskim czy londyńskim metrze są codziennością, mówią. Ludzie się spieszą, chcą wykorzystać czas spędzany w komunikacji, nie przejmując się, co o tym pomyślą inni.

– Dobre zarządzanie czasem – komentuje socjolog dr Piotr Łukasiewicz, senior consultant w Millward Brown. – Czas w metrze jest pusty, dziewczyna wykazała się umiejętnością wykorzystania go. Nie oceniałbym tego jako ekshibicjonizmu. Mamy do czynienia ze zmianą kulturową, która poszerzyła granice prywatności. Wolę patrzeć na coś takiego, niż słuchać rozmowy przez telefon o tym, że ktoś jest chory na nerki.

Dziewczyna przed lustrem była sam na sam ze swoją twarzą. Skupiona na sobie. Pociągnięcia eyelinera, maźnięcia podkładu wykonywała po to, by stać się piękniejszą, podobać się. Odbyła stary jak świat seans poprawiania urody przed lustrem, tyle razy przedstawiany w sztuce. Renoir, Ingres, Boznańska, Paxton, Rossetti.

U zwierząt uwodzi samiec, w porządku ludzkim obowiązek bycia piękną spada na kobietę.

Feminizm niewiele tu zmienił. Jak podkreśla antropolog Bruno Remaury w książce „Piękna słaba płeć", rozpowszechnienie i demokratyzacja technik transformacji ciała zmieniły tylko tyle, że zamiast imperatywu „musisz być piękna", mamy teraz „możesz być piękna, jeśli zechcesz". Która nie zechce? Ciężar odpowiedzialności za własny wizerunek wydaje się do udźwignięcia. A ile obiecuje piękna twarz! Miłość, sukces, pieniądze... Nauka potwierdza związek między urodą a liczbą partnerów. Kobiety dobrze to wiedzą.

W licznych badaniach próbowano znaleźć ideał naturalnej urody. Sprawdzano, czy daje się on sprowadzić do prostej formuły matematycznej. Twarz symetryczna, w których nos znajduje się tyle a tyle milimetrów od oczu, a usta idealnie między nosem a brodą. Rysy kobiet są drobniejsze niż mężczyzn: mamy mniejszy nos, większe usta, a oczy wydają się większe za sprawą mniej wydatnych brwi. Zadaniem make-upu jest podkreślić tę kobiecość: podkład ma wygładzić cerę, róż wydobyć kości policzkowe, szminka – usta.

Virginia Woolf napisała, że przez czas, jaki kobieta spędza przed lustrem, można by nauczyć się greckiego. Ale to, czym był makijaż za czasów Woolf: trochę pudru, różu, szminka, nie może się równać z dzisiejszym stanem tego tematu. Dzisiaj „zrobienie się na bóstwo" jest działalnością prawie profesjonalną. Wymaga wiedzy, czasu i pieniędzy – samych specyfików niezbędnych do prostego makijażu jest około 20 rodzajów, każdy z nich w licznych wariacjach. Podkłady, pudry, korektory, róże, eyelinery, cienie do powiek, tusze do rzęs... Damska półka z kosmetykami zapełnia się coraz bardziej. Atakuje marketing firm kosmetycznych, które zachęcają do kupna wciąż nowych, doskonalszych, nowocześniejszych produktów. Czy nasze ciało może je przyjmować bezkarnie? Angielski dziennik „The Telegraph" opublikował badanie, z którego wynika, że kobiety używające kosmetyków pochłaniają 2,5 kg chemii rocznie. Ołów w szminkach, ftalany w lakierach i perfumach, parabeny w kremach. – Kobiety, które używają ponad 20 produktów dziennie, bombardują się w ten sposób chemią – powiedział biochemik Richard Bence. Angielskie Królewskie Towarzystwo Optometryczne ostrzega przed tuszem do rzęs. Zarzuty odpiera Stowarzyszenie Kosmetyki i Perfumerii: – Nie ma powodu do paniki. Wszystkie produkty dostępne na rynku w Unii Europejskiej są bezpieczne.

Pisma kobiece stawiają kobietom nadzwyczaj wysokie wymagania wobec własnej urody. Ktoś obliczył, że istnieje 78 miejsc na ciele, o które należy dbać różnymi kosmetykami. Zabiegi kosmetyczne przypominają rytuały religijne. Seanse ze świecami w łazience, spa, seanse wellbeing.

W zeświecczonym społeczeństwie kobiety stały się kapłankami własnego ciała.

Rzut oka na gwiazdy nieumalowane, które można obejrzeć w portalach plotkarskich, utwierdza w przekonaniu, że bez makijażu kobieta nie jest kobietą. Zobacz, jak one okropnie wyglądają, i przekonaj się, jakie cuda może zdziałać makijaż – mówią te zdjęcia.

Presja na wygląd jest dzisiaj ogromna – komentuje dr Łukasiewicz. – Jesteśmy jej poddani i można by to dobrze oceniać, bo przecież w dbaniu o siebie nie ma nic złego, gdyby nie było to wymuszone. Autoprezentacja to nowa moda. W mediach społecznościowych wciąż budujemy swój wizerunek, opowiadamy o sobie, przedstawiamy się sami i szczegóły naszego życia. Dbanie o wygląd to część stylu życia, to również dbanie o zdrowie, co jest pozytywne. Nie demonizowałbym negatywnego wpływu tych rytuałów na relacje społeczne.

Jesteś tym, jak wyglądasz

Wstać, umyć zęby, zjeść śniadanie, umalować się. Makijaż jest częścią codziennej rutyny. Odpowiednikiem golenia u mężczyzn: pozwala codziennie w paru chwilach intymności zająć się twarzą. Gest uspokajający, dający poczucie aktywności i sprawowania kontroli nad życiem lub chociaż pewną jego częścią. To również sposób oddziaływania na obraz nas samych. Poprawiamy, zmieniamy go na taki, który się nam spodoba, którego oczekuje od na świat. Sprawujemy władzę nad tym narzędziem. Nie chcemy, aby nas widziano w stanie naturalnym, ale w pewnym wybranym przez nas same trybie. Dla uwodzenia, samoakceptacji, wchodzenia w relacje społeczne. Także dlatego, że wizerunek we współczesnych realiach wiele znaczy. Jesteś tym, jak wyglądasz. Co nosisz, jakich kosmetyków, jakich perfum używasz. Nastolatki marzą, żeby wyglądać jak gwiazda z telewizji.

Ze zdjęć celebrytek na ściankach patrzą dziesiątki oczu pandy. Wszystkie podobne: mocno obwiedzione czarną krechą, powieki obciążone firanką plastikowych rzęs, które z trudem utrzymują oczy w stanie otwarcia. Twarze wymodelowane podkładami, pobłyskujące brokatami. Lśniące usta. Gdy się jest sławnym i bogatym, wyjście z domu bez uprzedniego skorzystania z usługi profesjonalnego makijażysty jest mocno ryzykowne. – Wyglądają, jakby wszystkie wyszły spod ręki tego samego wizażysty, tego samego fryzjera – komentuje Ewa Sarnowicz, redaktorka działu urody miesięcznika „Twój Styl". Ale pokazanie się z „nagą twarzą" mogłoby zostać uznane za sprzeniewierzenie się zasadom obowiązującym w mediach.

Rzymski filozof Titus Maccius Plautus pisał: „Kobieta bez farby jest jak jedzenie bez soli". Sztuka makijażu nie jest niczym nowym. W grobowcach egipskich znaleziono słoiczki z kremami, wiadomo, że Egipcjanki malowały powieki i czerniły rzęsy. Kleopatra używała również szminki. Od średniowiecza po koniec XIX wieku modna była blada karnacja. Ale dla poprawy wyglądu stosowano różne sztuczki, niektóre z nich uznalibyśmy dziś za zabójcze. Używano belladonny, żeby oczy błyszczały, soku z buraków, żeby policzki wydawały się zdrowsze, wody utlenionej do wybielania skóry. Kosmetyki zawierały rtęć, tlenek siarki. Powszechnie do czernienia oczu używany był kohl – mikstura miedzi, ołowiu, popiołu i zmielonych migdałów. Nasza rodaczka Helena Rubinstein z Krakowa, która budowała swoje imperium kosmetyczne w Nowym Jorku, zazdrośnie śledziła poczynania Charlesa Revsona, który pod nazwą Revlon opatentował doskonałe lakiery do paznokci.

Demokratyczna sztuka makijażu staje się powszechna w Europie latach 60. Max Factor wystąpił z perłoworóżową szminką, Mary Quant zawojowała rynek tanimi kolorowymi cieniami. Wtedy należało mieć rzęsy grube jak łapy tarantuli, niebieskie powieki, perłowe usta i karnację taką, jakby przed chwilą zakończyło się seans w solarium. Mody się zmieniały – raz usta były czerwone, raz beżowe, błyszczące albo matowe, oko pociągnięte ostrą kreską eyelinera (zwłaszcza po filmie Kleopatra z Elizabeth Taylor), to znów „zadymione", mętne smoky eyes z lat 80. Co parę lat w makijażu pojawiała się nowa „rewolucja". W 1990 r. był to Touche Eclat – lekki podkład Yves'a Saint Laurenta, w 2000 r. szminka Lipfinity Maxa Factora, która pozwalała jeść, pić, całować się, była w stanie przetrwać nawet wizytę u dentysty.

Jak rozległą i wyspecjalizowaną dziedziną stał się ostatnio makijaż, uświadomiła mi książka „Red Lipstick Monster. Tajniki makijażu" Ewy Grzelakowskiej-Kostoglu. Jest to zbiór porad z vloga instruktażowego o makijażu Red Lipstick Monster, który autorka prowadzi na You Tube. Vlog obserwuje 380 tysięcy fanek, książka zaś zajęła czwarte miejsce na niedawnej liście bestsellerów „Rz". „Wizażu nauczyłam się sama – pisze Grzelakowska-Kostoglu. – Postanowiłam na metodę prób i błędów, a eksperymenty makijażowe przeprowadzałam na własnej twarzy i na twarzach wszystkich moich koleżanek".

Czerwony potwór atakuje

Każdy, kto zacznie czytać czy przeglądać to dzieło, musi dojść do wniosku, że wszystko, co do tej pory robił w tej materii, było amatorskie i niepoważne. Tu mamy profesjonalne podejście do tematu: wybór pędzli mógłby natchnąć Tycjana, dobór cienia do koloru oczu zasługuje na wykład na ASP, malowanie kreski na powiekach to sztuka z zakresu graphic design. Jak rozwiązać problemy z brwiami i czy usta pomalować delikatnie czy z pazurem? Dotychczasowe kłopoty wydadzą się nam pozbawione sensu, gdy zaczniemy zastanawiać się nad wyborem podkładu: sztyft, kompakt czy mus.

Żarty na bok: bez makijażu się nie da. Świadczy o tym popularność vlogów instruktażowych. Są ich dziesiątki: Weronika Jagodzińska-Szusz, Katosu, Brunette Heart's Make Up znana jako Alina Rose. Mają tysiące fanek gotowych tkwić przed lustrem godzinami, tworząc nowe kompozycje, mieszając kolory, a potem dzieląc się swoimi doświadczeniami na forach. Pokazują, jak zrobić makijaż, testują produkty, recenzują. Ale oferują też coś więcej niż zwykłe praktyczne poradnictwo. To już malarska zabawa na własnej twarzy, iluzjonistyka. „Słodko-gorzka czekolada, niebieska zimowa nimfa, zielona cytryna...".

Granica wieku, kiedy można się malować, obniża się drastycznie. Pierwsze makijaże widać już w podstawówce. Jeszcze do niedawna widok pomalowanej 15-latki szokował, teraz jest normą.

– Niektóre próbują już w szóstej klasie, inne w gimnazjum, ale traktują to raczej jako zabawę, w domach lub na wyjazdach – mówi Beata Szlachcic, nauczycielka matematyki w Szkole Przymierza Rodzin w Warszawie. – Jedna z szóstoklasistek miała na zielonej szkole osobną kosmetyczkę do makijażu – walizeczkę 25x20x15 cm. Do szkoły niektóre już w pierwszej klasie gimnazjum przychodzą umalowane, ale nie umieją i to bardzo widać. U nas nie wolno. Więc uczą się robić to dyskretniej. Walczą też o pozwolenie na farbowanie włosów, jedna z nich miała różowe. Pod koniec gimnazjum już umieją ładnie podkreślać urodę, choć nie wszystkie, bo nie wszystkie są tym zainteresowane... W innych gimnazjach nie jest to zabronione; moja siostrzenica miała ostro rude włosy, ale się nie malowała... W gabinecie lekarskim jest mleczko do demakijażu i wysyłam do wyczyszczenia buzi, ale nawet ja się nie czepiam, jeżeli to jest ledwo widoczne. I nadal nie wolno malować paznokci, jest zmywacz. Więc kto zauważy, wysyła do gabinetu... Ale to walka niektórych nauczycieli, chyba już trochę z wiatrakami...

To wszystko było o kobietach. A mężczyźni? Mają do dyspozycji także gamę środków do poprawiania urody, mniejszą niż kobiety, ale zawsze – farba do włosów, manikiur, kremy. Jednak poza Davidem Bowie, Michaelem Jacksonem, Mickiem Jaggerem zainteresowanych upiększeniem twarzy nie było wielu. Psychologia mówi, że mężczyźni mają inny cel: chcą pokazać, że są silni i męscy. Stąd zapewne bardziej niż zdjęcia twarzy fotografie męskich klat piersiowych, od niedawna także wygolonych...

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Do metra wsiadła dziewczyna w wieku około 25, może 26 lat. Duża, grubawa, dość ładna, z włosami farbowanymi na blond, zwracająca uwagę ogromnymi, smolistymi sztucznymi rzęsami jak łapy tarantuli. Siadła, z torby wyjęła małe lusterko oraz tubkę z podkładem i rozpoczęła makijaż. Starannie, metodycznie rozprowadziła po twarzy podkład, puder i zabrała się do oczu. Wydawałoby się, że rzęsy nie wymagają już uzupełnienia, ale okazało się, że i one potrzebują poprawki. Nie zważając na wstrząsy wagonu, precyzyjnym ruchem wykonała na górnej powiece grubą czarną kreskę.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Jan Maciejewski: Granica milczenia
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Upadek kraju cedrów