Kiedy Zofia wejdzie do domu i usłyszy kłócących się polityków, już wie, że mąż jak zwykle siedzi przed telewizorem. Bo odkąd przeszedł na emeryturę, liczy się dla niego głównie telewizja, a latem działka. – Ja też lubię podyskutować o polityce, ale przede wszystkim lubię być wśród ludzi – mówi Zofia Januszkiewicz-Diakowska, prezes i założycielka Uniwersytetu Trzeciego Wieku (UTW) w Ciechanowcu na Podlasiu. – Kiedy się człowiek spotka z drugim człowiekiem, zajmie sportem, jakimiś robótkami, od razu umysł inaczej pracuje. Ale męża do tego nie przekonałam. Nie chce chodzić na zajęcia na naszym uniwersytecie.
Damian Hamerla, szef Fundacji Rozwoju Świętochłowic, był pewien, że „rekrutacja" seniorów do projektu „Śląski plac wczoraj i dziś", w którym chodzi o pokazanie poprzez fotografie, jak zmieniły się śląskie podwórka (w śląskiej gwarze plac oznacza podwórko), pójdzie gładko. Kto jak kto, ale kobiety, których jest pełno w organizacjach pozarządowych, mają siłę perswazji i przekonają mężów, że warto coś robić, a nie tylko siedzieć w domu. A tu nic. Mężowie wolą kapcie i telewizor, niż wyjść do ludzi i zrobić razem coś pożytecznego – tłumaczyły Hamerla.
– Ludzie pytali: A co ja z tego będę miał? – mówi Jerzy Brum, 71-letni emeryt, koordynator tego projektu. – Przecież wygodniej po śniadaniu zasiąść przed telewizorem. A właśnie tacy najszybciej się wykruszają, bo zabija ich brak ruchu i jakiegokolwiek zajęcia. Z trudem, ale w końcu udało nam namówić śląskich emerytów, by chcieli poświęcić na to kilka miesięcy.
W 15-osobowej grupie jest aż 11 panów. Wśród nich emerytowany elektryk, elektronik, inżynier, górnik, hutnik i architekt. Henryk Goik, rocznik 1933, niegdyś architekt, jako jedyny uległ namowom żony. Dlaczego panowie seniorzy są tacy oporni? – Bo nawykli do nicnierobienia, kiedy wracali z pracy – uważa. – Żona podała obiad, czasem pogadali z kumplami na podwórku, poszli na piwo albo obejrzeli razem mecz piłki nożnej. Jak to wejdzie w krew, to na emeryturze nic im się nie chce. Mogą najwyżej pójść do knajpy na piwo.
Z nim było inaczej. Był młodym chłopakiem, kiedy zaraził się taternictwem i turystyką plecakową. Potem wciągnął w to żonę. Kiedy tylko mogą, jadą w Beskidy lub Tatry. Trzy lata temu weszli na słowacki Krywań. Już rzadziej uprawiają narciarstwo, ale on wciąż dużo gra w tenisa, nawet zimą. Znajomi go pytają: Jeszcze ci się chce? – A ja mówię, że lepiej chodzić na kort niż do apteki. Ci, z którymi gram, w większości są w wieku 80 plus. Byli na poważnych stanowiskach, ale zawsze uprawiali jakiś sport i to im zostało do dzisiaj – tłumaczy.