Większość z nas po kilku minutach snucia podobnych fantazji otrząsa się i wraca do swojego normalnego życia. Inaczej jest z głównym bohaterem powieści Agnieszki Szygendy „Odnaleziony po latach". Żeby być jednak precyzyjnym, trzeba stwierdzić, że to nie tyle on zrywa z dotychczasowym życiem, ile ono „zostawia" jego. Traci pracę, okazuje się, że prawdopodobnie zachorował na raka, a jakby tego było mało, jego kilkunastoletni syn chce się wyprowadzić z domu. Nic, tylko zacząć wszystko od nowa.

Do pewnego momentu ta sprawnie i lekkim piórem napisana powieść wydaje się kroniką (tym ciekawszą, że spisaną przez kobietę) kryzysu wieku średniego, zapisem poszukiwań swej tożsamości przez czterdziestoletniego mężczyznę. I przede wszystkim klęski tych poszukiwań, znaczonej kolejnymi, nic nieznaczącymi romansami i przygłuszanej litrami wypitego alkoholu. Jedyną decyzją, w której udaje mu się konsekwentnie wytrwać, jest ta o wyprowadzce z Warszawy na prowincję. W swym nowym domu odkrywa wejście do piwnicy, która skrywa tajemnicę z czasu II wojny światowej.

W ten sposób w fabule pojawia się niezwykle ostatnio gorący wątek relacji polsko-żydowskich. Jest on poprowadzony w wyważony, uwzględniający szerokie spektrum postaw polskiego społeczeństwa postaw. A sama powieść zaczyna od tego momentu nabierać rozmachu. Rozwikłanie zagadki z przeszłości, dramat żydowskiej rodziny uwalnia bohatera „Odnalezionego po latach" z zaklętego kręgu egocentryzmu i użalania się nad sobą. Może wreszcie przestać uciekać i zacząć szukać.

Agnieszka Szygenda, „Odnaleziony po latach", Edipresse Polska

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95