Od mgławicy mojej! Tumanu mego! Od popłochu, którym jestem", pisał w drugim tomie „Dzienników" Witold Gombrowicz. Przypomniałem sobie ten fragment kilka tygodni temu, na wieść o śmierci Zygmunta Baumana.
Pewien nauczyciel akademicki powiedział mi kiedyś, że zdecydował się usunąć z kanonu lektur prowadzonego przez niego przedmiotu wszystkie prace napisane przez słynnego socjologa. „Człowiek, który dopuścił się takich zbrodni, nie powinien kształtować umysłów młodych ludzi", stwierdził. Spór o Baumana, status jego myśli w kontekście ciemnych kart biografii, wybuchł, już chyba ostatni raz, po jego śmierci. Jedni twierdzą, że nie zrobił nic złego, siedział tylko za biurkiem, nie ma krwi na rękach, więc przeszłość socjologa nie ma znaczenia ani wpływu na jego pisma. Drudzy przekonują, że był komunistycznym zbrodniarzem, w związku z czym nie ma prawa do publicznego zabierania głosu.
Rozliczenie komunistycznych zbrodni jest sprawą wielką i ważną. Nie tylko dla ich ofiar, ale dla całej wspólnoty politycznej. Winy Baumana nie sprawiają jednak, że nie należy go czytać. Przeciwnie, lektura tych książek nabiera swojej wagi i znaczenia dopiero wtedy, kiedy zdajemy sobie sprawę, jak wielka była ciemność, której doświadczył i w której szerzeniu brał udział ich autor.
Bauman nie był pogodnym prorokiem beztroskiej płynności. Właśnie ten termin, z którego wprowadzenia socjolog jest chyba najbardziej znany, bywa zazwyczaj opacznie rozumiany. Brak trwałych relacji, wiążących struktur, form społecznych i kulturowych jest dramatem ponowoczesności; nawiązując do tytułu jednej z książek Baumana – źródłem jej cierpień. Nastrój towarzyszący płynności doskonale oddaje cytowany przed chwilą Gombrowicz. Rzeka z zewnątrz opływająca, wewnętrzny wir, rozproszenie – tym jest właśnie baumanowska płynność. Nie narodziła się ona przypadkiem.
Cywilizacja jest zawsze efektem transakcji, złapania balansu między dwiema wartościami – bezpieczeństwem i wolnością. Nowoczesność postawiła na bezpieczeństwo, kosztem wolności. Skutki tego wyboru Bauman opisał w „Nowoczesności i zagładzie". Źródła totalitaryzmu szukał w pragnieniu ładu i porządku oraz w koniecznym elemencie tej układanki – ograniczeniu wolności. Zagłada była więc kulminacją nowoczesności, ostatecznym spazmem pożądania bezpieczeństwa, czystości i ładu.